20 lekarzy podejrzanych o świadczenie usług gangsterom
"Wprost" dotarł do listy lekarzy, którzy u tryskających często
zdrowiem przestępców stwierdzali poważne choroby. Listę sporządzili
funkcjonariusze Centralnego Biura Antykorupcyjnego i warszawskiej
prokuratury okręgowej w ramach śledztwa w sprawie powiązań lekarzy z mafią.
Na liście rozpracowywanych lekarzy widnieje ponad 20 nazwisk. Wśród nich są profesorowie uczelni medycznych w Katowicach, Poznaniu i Krakowie. Są też lekarze wojskowi. Z informacji, do jakich dotarł "Wprost", wynika, że nie kończyło się na jednorazowych wizytach. Często lekarze polecali sobie wzajemnie dobrze płacących klientów. "Wykrycie" poważnej choroby wraz z pełną dokumentacją kosztowało co najmniej kilka tysięcy złotych.
Honorarium czasem ograniczało się do przysługi. Jeden z bandytów w zamian za cenne alibi odzyskał skradzione auto medyka, a jeszcze połamał ręce złodziejowi. Jak wynika z ustaleń CBA, szczególnie chętnie przyjmował gangsterów warszawski chirurg Krzysztof B. Zajmował się m.in. Jarosławem S., ps. Masa, jedną z czołowych postaci "Pruszkowa", a obecnie świadkiem koronnym. W marcu 1996 r. wystawił Masie 30-dniowe zwolnienie lekarskie z powodu "uszkodzenia przyczepu obwodowego bicepsa prawego". Później ośmiokrotnie mu je przedłużał - aż do grudnia 1996 r. Z medycznej dokumentacji wynika, że Jarosław S., mimo kontuzji bicepsa, uparcie "nie wyrażał zgody na gips". Zwolnienia wystawiane przez dr. Krzysztofa B. miały pomóc gangsterowi w zdobyciu... renty.
- Pyta mnie pan o Masę, ale ja nie znam moich pacjentów z ksywek, a z nazwisk. Nie interesuje mnie, czym się zajmują. Mam ustawowy obowiązek leczenia ludzi- tłumaczy "Wprost" Krzysztof B. Jednak zdaniem Masy, lekarz miał świadomość, że leczył gangsterów. - To był nasz nadworny medyk. Pamiętam, że w połowie lat 90. opatrywał Kajtka, który, chwaląc się bronią przede mną i Kiełbasą, strzelił sobie w nogę. A ja na swoich lipnych zwolnieniach byłem non stop przez cztery lata, aż do 1999 r. Jeszcze trochę i byłbym rencistą. ZUS nie sprawdzał tego, ponieważ miałem tam dobrego znajomego, któremu czasem pomagaliśmy - opowiada Jarosław S.
Do grona pacjentów Krzysztofa B. zaliczał się też księgowy "Pruszkowa" Jerzy W., ps. Żaba. Zależało mu na uniknięciu odpowiedzialność karnej za handel narkotykami i udział w gangu Marka Cz., ps. Rympałek, który w 1995 r. zorganizował tzw. napad stulecia na konwój z wypłatami dla pracowników jednego z warszawskich ZOZ-ów. Żaba przebywał pod "stałą opieką" gabinetu Krzysztofa B. Był leczony z "zapalenia błon maziowych kolana, licznych chorób narządów ruchu i zakrzepicy żylnej". W tym samym czasie u innych specjalistów leczył się z powodu choroby wieńcowej. Zaświadczenia wystawiał mu m.in. znany kardiolog ze szpitala MON przy ul. Szaserów, prof. Leszek K. Będąc na zwolnieniu lekarskim, Jerzy W. zbiegł do Bułgarii. Zatrzymano go tam w 2001 r. - Każdy może zachorować. Fakt, że jest to osoba, która zabija i kradnie, nie ma tu nic do rzeczy - mówi "Wprost" prof. Leszek K., który w 1996 r., tuż po zatrzymaniu Rympałka, zalecał Żabie prowadzenie "spokojnego, bezstresowego i oszczędnego trybu życia".
- Leczyłem Jerzego W. od początku lat 90. Gdy dowiedziałem się z prasy, że jest gangsterem, nasze drogi się rozeszły - zapewnia lekarz. Jak wynika z informacji zdobytych przez "Wprost", Żaba nie przestrzegał zaleceń prof. Leszka K. W latach 1996-1998 często bywał w jednej z warszawskich siłowni. - Był tak ciężko chory na serce, że wychodził z kliniki i wpadał poćwiczyć. Wielu młodych mogłoby mu zazdrościć kondycji, nie tylko na siłowni, ale i w piciu - opowiada członek gangu Żaby.