2‑letni Adaś dzielnie walczy o życie
Stan dwulatka, który skrajnie wyziębiony został znaleziony w niedzielę w małopolskich Racławicach, poprawia się - dowiedziała się Wirtualna Polska. Lekarze są dobrej myśli. - Pięć godzin wychłodzenia i taki stan dziecka to jest coś niebywałego. Jeśli przeżyje, to jest rekord świata. Bardzo mu tego życzę. Poza domem był aż siedem godzin. Poza tym jest niesamowicie odporny, to wyjątkowy pacjent, wyjątkowe dziecko. To niesamowite, że tak umiał się zaadaptować do niskiej temperatury - powiedział dziś prof. Janusz Skalski, kardiochirurg ze szpitala dziecięcego w Krakowie.
02.12.2014 | aktual.: 02.12.2014 11:07
Rzeczniczka Uniwersyteckiego szpitala Dziecięcego Magdalena Oberc powiedziała w rozmowie z nami, że stan 2-latka jest ciężki, ale poprawia się. W poniedziałek został odłączony od sztucznego płucoserca.
- Lekarze utrzymują chłopca w stanie śpiączki i robią szereg badań. Ich wyniki powodują, że można być dobrej myśli. Procedury są w takich sytuacjach bardzo skomplikowane i potrzeba na to czasu - poinformowała WP.PL rzeczniczka szpitala. Jak dodała, gdy dziecko trafiło do placówki było w skrajnej hipotermii. - Jednak to nie niska temperatura jest największym problemem - podkreśliła Magdalena Oberc. - Tu chodzi nie tylko o podniesienie temperatury ciała. Organy dziecka zostały niejako teraz uśpione i chodzi o to, by mogły prawidłowo pracować po wybudzeniu dziecka - powiedziała. Lekarze już mówią o cudzie. Jeżeli chłopiec przeżyje będzie to pierwszy taki przypadek na świecie.
- Chłopiec ma wielką wolę walki, jest dzielny - powiedziała. Przyznaje jednak, że nie spotkali się jeszcze z tak trudnym przypadkiem. - Nie mieliśmy w szpitalu jeszcze nikogo, kto tak długo przebywał w stanie wychłodzenia organizmu - dodała. Przy chłopcu jest cały czas rodzina.
Prof. Skalski ostrożny z rokowaniem ws. Adasia
- Trzeba być niesłychanie ostrożnym z rokowaniami, nie wiedząc, w jakim stanie jest odśrodkowy układ nerwowy. Udało się jednak uzyskać prawidłową czynność serca. W chwili, gdy do nas dotarł, jego serce pracowało "szczątkowo" - powiedział dziś prof. Skalski, kardiochirurg ze szpitala dziecięcego w Krakowie. Podkreślił jednak, że rokowania są pomyślne, ale nie wiadomo, w jakim będzie stanie, jak się wybudzi. - Po wybudzeniu może się wszystko wydarzyć - dodał.
Profesor powiedział, że dziecko było "profesjonalnie przywiezione do szpitala". Lekarze zajęli się chłopcem w prawidłowy sposób. - To czego nie wolno robić z wychłodzonym pacjentem, to nie wolno go ogrzewać. Tak było z Adasiem. Żeby ogrzać człowieka w hipotermii, trzeba go koniecznie najpierw podłączyć do sztucznego płucoserca. Na początku nawet się go obkłada ciało lodem, żeby utrzymać je dłużej w tej niskiej temperaturze. Tylko wtedy mamy szansę go uratować, jednocześnie stabilizując jego krążenie - powiedział Skalski.
Zapytany o to, kiedy chłopiec będzie wybudzany ze śpiączki, powiedział, że nie potrafi teraz tego określić. - Błagam o cierpliwość. Przedwczesne wybudzanie może być tragiczne w skutkach - podkreślił lekarz. Powiedział też, że Adaś był dla swojego bezpieczeństwa reanimowany na otwartej klatce piersiowej.
- Zagrożenie życia cały czas jest, choć wyniki badań pozwalają nam mieć odrobinę optymizmu. Nerki pracują prawidłowo, co jest bardzo dobrym objawem, ale stan mózgowia to jeszcze wielka niewiadoma. Więcej nie mogę powiedzieć. Proszę zrozumieć też sytuację zrozpaczonej rodziny - powiedział prof. Skalski.
Odniósł się tez do informacji o tym, że Adaś jest lunatykiem i to mogło mu pomóc w tej sytuacji. Powiedział, że to jest sommambulizm i często występuje u dzieci w tym wieku, ale to nie jest istota sprawy i nie przeceniałby tego.
- Pięć godzin wychłodzenia i taki stan dziecka to jest coś niebywałego. Jeśli przeżyje, to jest rekord świata. Bardzo mu tego życzę. Poza domem był aż siedem godzin. Poza tym jest niesamowicie odporny, to wyjątkowy pacjent, wyjątkowe dziecko. To niesamowite, że tak umiał się zaadaptować do niskiej temperatury - dodał.
Wcześniej profesor Janusz Skalski, mówił, iż można liczyć na to, że narządy wewnętrzne dziecka przetrwały, jednak na niekorzyść działał długi czas przebywania dwulatka na mrozie.
Zaginięcie dziecka zgłosiła w niedzielę rano babcia, pod której opieką był Adaś. Na poszukiwanie chłopca wyruszyli policjanci i strażacy. Po godzinie, około godziny 8, wyziębione dziecko odnaleziono nad rzeką, 600 metrów od domu.
Chłopiec miał na sobie tylko piżamę. Policjant, który go odnalazł, pobiegł do najbliższego domu i tam w ciepłym pomieszczeniu rozpoczął reanimację. Wezwano pogotowie, które przewiozło malucha do szpitala w Prokocimiu. Organizm chłopca był wyziębiony do 12 stopni Celsjusza.
- Policja ustala w jakich okolicznościach wyszedł z domu - mówi Katarzyna Padło z małopolskiej policji. Przeprowadzono rutynowe badania trzeźwości, jednak okazało się, że opiekunka nie piła alkoholu. W niedzielę nie można było porozmawiać z jego babcią, kobieta trafiła pod opiekę psychiatry.