19‑letni ojciec małej Anastazji odpowie przed sądem za katowanie córki
Niespełna roczna Anastazja ma nieodwracalnie uszkodzony mózg i już nigdy nie odzyska pełnej sprawności. Zdaniem prokuratury to skutek potrząsania i bicia pięściami przez 19-letniego ojca.
10.02.2015 | aktual.: 10.02.2015 15:17
10 lipca 2014. do jednego ze szpitali w Poznaniu została przywieziona przez zespół pogotowia ratunkowego 5-miesięczna Anastazja. Ojciec dziecka wyjaśniał, że upuścił dziewczynkę z wysokości około pół metra na tapczan - oboje rodziców zaniepokoił stan córki, dlatego zdecydowali się wezwać pogotowie.
Stan niemowlęcia był bardzo poważny - Anastazja musiała przejść trepanację czaszki, a po operacji przez cztery tygodnie była w śpiączce. Lekarze od razu zaczęli podejrzewać, że mała może być ofiarą przemocy domowej, dlatego powiadomili o sprawie sąd rodzinny. Ten nakazał nie wydawać rodzicom dziecka, kiedy się wybudzi.
Ojciec dziewczynki - 19-letni Krzysztof J. został zatrzymany przez policję jednak dopiero wtedy, gdy sprawę nagłośnił "Głos Wielkopolski". Prowadzący śledztwo prokurator powołał biegłych z Zakładu Medycyny Sądowej, którzy orzekli, że Anastazja doznała bardzo poważnych urazów mózgu, wymagających interwencji neurochirurgicznej, które na pewno nie mogły powstać w wyniku upadku na miękką powierzchnię łóżka.
- Biegli wskazali, że najbardziej prawdopodobnym mechanizmem ich powstania było zadanie urazu z dużą siłą pięścią - wyjaśnia Magdalena Mazur-Prus, rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Poznaniu.
W toku śledztwa ustalono, że mała Anastazja trafiła do szpitala także dwa miesiące wcześniej z powodu wstrząśnienia mózgu i krwotoków siatkówkowych. Rodzice wyjaśniali wówczas w szpitalu, że w trakcie zabawy ojca z córką doszło do ich przypadkowego zderzenia głowami. Lekarze im uwierzyli, dlatego nie powiadomili policji, ale na wszelki wypadek poinformowali o incydencie sąd rodzinny. Ten wysłał do rodziny kuratora, który jednak nie stwierdził żadnych nieprawidłowości.
Teraz biegli ocenili, że także w tym przypadku wersja rodziców była nieprawdopodobna, a urazy głowy Anastazji nie mogły powstać w wyniku zderzenia z głową jej ojca.
Wobec tych ustaleń i zebranego materiału dowodowego prokuratura uznała, że to Krzysztof J. w maju i lipcu 2014 r. spowodował u swojej córki Anastazji J. poważne obrażenia ciała i chorobę realnie zagrażającą jej życiu. Jak tłumaczy Magdalena Mazur-Prus, w obu przypadkach urazy, jakich doznało dziecko, powstały w "mechanizmie czynnym w wyniku uciskania lub uderzania narzędziem twardym, tępokrawędzistym i potrząsaniem dzieckiem".
Krzysztof J. przesłuchany w charakterze podejrzanego nie przyznał się do popełnienia zarzucanych mu przestępstw.
- Podtrzymał swoje wersje wydarzeń, modyfikując jedynie, że córka upadając, uderzyła się o ramę łóżka i spadła na podłogę - relacjonuje rzecznik prasowy poznańskiej prokuratury.
Krzysztof J. i Natalia K., rodzice Anastazji już w grudniu zostali pozbawieni praw rodzicielskich. Ojcu dziecka grozi kara pozbawienia wolności do lat 10.
Małą Anastazję umieszczono w Domu Pomocy Społecznej we Wschowie prowadzonym przez siostry elżbietanki. Dziewczynka ma nieodwracalnie uszkodzony mózg, najprawdopodobniej nigdy nie będzie w pełni sprawna.