Polska14 lat temu zatonął prom "Jan Heweliusz"

14 lat temu zatonął prom "Jan Heweliusz"

14 lat temu zatonął polski prom "Jan
Heweliusz". Zginęło wtedy 55 osób. W intencji ofiar
odprawiono msze święte w kościołach w Szczecinie i w Gdyni. Po
południu w Gdańsku odsłonięto pomnik "Tym, którzy nie wrócili z
morza". Jednym z jego elementów jest kotwica wydobyta z promu.

14.01.2007 | aktual.: 14.01.2007 18:18

W porannych mszach świętych odprawionych w Szczecinie i w Gdyni brały udział m.in. rodziny ofiar. Koło budynku Centralnego Muzeum Morskiego w Gdańsku odsłonięto pomnik "Tym, którzy nie wrócili z morza". Jednym z jego elementów jest kotwica awaryjna wydobyta z wraku promu "Jan Heweliusz". Została umieszczona pomiędzy dwoma filarami wykonanymi ze skały pochodzącej z dna Bałtyku.

Biskup ma prawo i obowiązek mówić o tych, którzy wypływają w morze, pracują na morzu, ale przede wszystkim pochylać się w zadumie i modlitwie nad tymi, którzy nie wrócili z morza. Wyrażamy im szacunek. Dziś chcemy utrwalić w żywej pamięci ludzi tych, którzy zostawili swoje ziemskie życie w głębi oceanów - mówił podczas uroczystości metropolita gdański abp Tadeusz Gocłowski, który poświęcił pomnik.

Zatonięcie "Heweliusza" to największa w czasie pokoju katastrofa morska w historii polskiej żeglugi. Zginęło w niej 35 pasażerów, w tym dwoje dzieci, oraz 20 członków załogi. Odnaleziono 39 ciał. Zginęli obywatele Polski, Austrii, Węgier, Szwecji, Czech i Norwegii.

W nocy z 13 na 14 stycznia 1993 roku "Heweliusz" wypłynął w rejs ze Świnoujścia do szwedzkiego Ystad. Panowały ekstremalne warunki atmosferyczne - sztorm miał wówczas moc huraganu, wiatr osiągał w porywach prędkość 160 km/h, a wysokość fal dochodziła do pięciu metrów. Około godziny 5.30 w odległości 20 mil morskich od wybrzeży niemieckiej wyspy Rugia prom zatonął. Jego wrak spoczywa na głębokości 25 metrów pod powierzchnią morza.

Przez wiele lat rodziny ofiar katastrofy domagały się przed sądami odszkodowań za śmierć bliskich. W 2003 roku Sąd Okręgowy w Szczecinie oddalił pozwy wdów o odszkodowania, argumentując, że roszczenia uległy przedawnieniu. Wdowy uznały, że zawinił reprezentujący je pełnomocnik i złożyły na niego zażalenie. Sąd Apelacyjny w Poznaniu pół roku później uchylił wyrok sądu szczecińskiego, a sprawą adwokata zajęła się Okręgowa Rada Adwokacka, która na trzy miesiące pozbawiła mecenasa prawa wykonywania zawodu.

Wdowy po marynarzach wytoczyły w końcu państwu polskiemu sprawę przed Europejskim Trybunałem Praw Człowieka w Strasburgu, gdzie reprezentujące je Stowarzyszenie Wdów i Rodzin Marynarzy złożyło skargę. Sprawę wygrały.

Kobiety zarzuciły Izbom Morskim w Gdańsku i Szczecinie, które przez parę lat prowadziły postępowanie w sprawie przyczyn katastrofy, nieprawidłowości w dochodzeniach i procesach. Izba pierwszej instancji obarczyła winą kapitana promu. W kolejnym procesie kapitana oczyszczono z zarzutów, a odwoławcza Izba Morska w Gdyni stwierdziła, że prom wypłynął w morze niezdatny do żeglugi i przy bardzo trudnych warunkach pogodowych. Uznała też, że popełniono błędy w nawigacji.

3 marca 2005 r. Trybunał przyznał 11 wdowom po marynarzach odszkodowanie za straty moralne w wysokości 4,5 tys. euro dla każdej z nich. Sędziowie Trybunału uznali, że obie izby morskie prowadząc postępowania były stronnicze i nieobiektywnie zbadały sprawę zatonięcia promu.

Wyrok uprawomocnił się po trzech miesiącach, 4 czerwca. Zgodnie z orzeczeniem Trybunału państwo polskie zostało zobowiązane do wypłaty wdowom odszkodowania oraz do zmiany prawa o izbach morskich, które nie spełniało dotąd standardów europejskich i nie respektowało zasad Konwencji Praw Człowieka.

W historii żeglugi bałtyckiej zatonięcie promu "Jan Heweliusz" nie należy do najtragiczniejszych katastrof. Do największej w dziejach powojennej Europy katastrofy morskiej doszło na Bałtyku półtora roku po zatonięciu "Heweliusza". Tym razem katastrofie uległ olbrzymi (155 m długości), wiozący ponad 1000 osób, prom pasażerski "Estonia". Zginęły wówczas 852 osoby, w większości Szwedzi i Estończycy. Wśród ofiar było piętnastu obywateli innych krajów, w tym również Polski.

W swój ostatni rejs prom wypłynął 27 listopada 1994 r. z Tallina. Docelowym portem miał być Sztokholm. Do tragedii doszło w nocy, ok. 100 km od wybrzeży Finlandii. Podobnie jak w przypadku "Heweliusza", także i tej nocy na Bałtyku szalał sztorm, fale sięgały ośmiu metrów. Prom zatonął w ciągu godziny. Z ustaleń wspólnej estońsko-szwedzko-fińskiej komisji wynika, że przyczyną katastrofy były wady konstrukcyjne furty dziobowej, która nie wytrzymała naporu fal i ustąpiła, powodując wlanie się wody do ładowni.

Jeszcze tragiczniejsze w skutkach było zatonięcie niemieckiego okrętu "Wilhelm Gustloff", który 30 stycznia 1945 r. został storpedowany przez sowiecki okręt podwodny. Według najnowszych badań niemieckich liczba ofiar mogła wynieść nawet ponad 10 tys. osób. Niemieckie jednostki przybyłe na ratunek wydobyły z wody jedynie 838 żywych rozbitków.

Źródło artykułu:PAP
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)