100 milionów złotych zgarnęli polscy politycy
PiS 38%, PO 30%, SLD 6%, PSL 5% - takie wyniki poda PKW w wyborach do Sejmu w roku 2058. Nie jest to sondaż ogłoszony po wizycie u wróżki ani fragment powieści political fiction. To prawdopodobieństwo graniczące z pewnością po ogłoszeniu kwoty jaką zainkasowały największe partie z państwowej kasy. Nietrudno przewidzieć wyniki wyborów za pół wieku, bo system wyborczy w Polsce to polityczne perpetuum mobile.
17.04.2008 | aktual.: 17.04.2008 12:10
Zgodnie z ordynacją wyborczą ogromne pieniądze otrzymują tylko partie, które znajdą się w Sejmie oraz te, które przekroczą 3-procentowy próg wyborczy. Największą subwencję z państwowej kasy otrzymują te, na które padło najwięcej głosów. PiS otrzymał 24 mln, PO – 22,5 mln, Samoobrona – 12,7 mln, SLD – 12,6 mln, LPR – 9,4 mln, PSL- 8,3 mln oraz SDPl – 4,9 mln. Rocznie. W 2008 już tylko czterem partiom przypadnie 107 milionów.
Te środki umożliwiają im kolejne wejście. I tak w kółko. Reszta partii nie otrzymuje żadnych funduszy, bo nie pokonała progu. I nie mając pieniędzy na działalność, nie może liczyć na sukces w kolejnym podejściu. Deja vu przegranych. Wybory w Polsce to partyjny wolny rynek, tyle, że bez konkurencyjności, wolności i bez rynku. Pozwala w nieskończoność odnosić sukcesy poprzednim zwycięzcom. Natomiast murem odgradza wyborców i pozostałe partie.
Najfajniejszy argument za utrzymaniem obecnej ordynacji i zasad finansowania partii wygłosił jeden z polityków. Stwierdził on, iż fundusze z państwowej kasy chronią system partyjny przed nadużyciami i machlojkami. Czyli albo kasa, albo hipotetyczne przestępstwo. Jednak gdyby choć część ze 100 milionów złotych przeznaczanych co roku na partyjne subwencje trafiła do policji, szybko by się okazało, iż miejsce przestępców jest w więzieniu a nie w Sejmie.
Ten ustawowo zadekretowany monopol na politycznym rynku oczywiście nie podoba się partiom, które obecnie są poza Sejmem. Krytycy znaleźli się także wśród beneficjentów obowiązujących rozwiązań. Projekt zmian w przepisach przygotowała i przedstawiła Platforma Obywatelska. Zakłada on likwidację finansowania ugrupowań politycznych wprost z budżetu państwa. Według propozycji PO, partie nie otrzymywałyby dotacji i subwencji budżetowych.
Zgodnie z projektem PO każdy podatnik mógłby przekazać co roku wybranej partii 1% podatku, podobnie jak w przypadku organizacji pożytku publicznego. Mógłby, gdyby chciał. Teraz płacimy wszyscy i nikt się nas - wyborców i podatników - o zdanie nie pyta. Każdy głos w wyborach jest przeliczany na pieniądze. A przecież to, iż ktoś oddaje głos na jakąś partię wcale nie oznacza, iż chce finansować ze swoich podatków jej działalność.
Finansowanie partii politycznych w Polsce to jeszcze jeden dowód na to, że politycy są ulepieni z innej gliny. Każdy polityk - odwrotnie niż wszyscy normalni ludzie - marzy o mandacie. W siedzibach wszystkich partii, im więcej mandatów, tym większa radość. Zwykły człowiek musi za mandaty płacić. W polityce partie za zdobyte mandaty dostają miliony.
Marek Dziewięcki, Wirtualna Polska