10-letnia dziewczynka ofiarą gangu
10-letnia dziewczynka zginęła wczoraj w pożarze domu jednorodzinnego w Gdańsku. Zaczadziła się, bo gang złodziei samochodów ze Stogów wydał wyrok na jej ojca, 31-letniego Tadeusza G. On sam oraz jego żona i dwoje dzieci trafili do gdańskiego szpitala. Ich życiu nie zagraża niebezpieczeństwo - donosi "Dziennik Bałtycki".
Ogień w domu przy ul. Knyszyńskiej wybuchł około godziny 3 nad ranem. Nieoficjalnie wiadomo, że było to podpalenie. Jak ustaliliśmy, nieznany sprawca przez jedno z okien wrzucił do budynku koktail Mołotowa. Najprawdopodobniej działał na zlecenie mafii. Według naszych informatorów, Tadeusz G. jest powiązany z gangiem samochodowym ze Stogów.
Już kilka miesięcy wcześniej wraz z żoną zostali związani w swoim domu przez nieznanych sprawców, a sprzed posesji skradziono im dwa samochody. Jak udało nam się ustalić, miesiąc temu złożyli też zawiadomienie do policji, że ktoś im grozi. Na miejscu tragedii niemal przez cały dzień pracowali policyjni technicy kryminalistyki. Zabezpieczali ślady, spisywali numery rejestracyjne samochodów wjeżdżających na tę ulicę.
Najważniejsze są dla nas zeznania poszkodowanego. Nie wykluczamy żadnej wersji wydarzeń, jednak na razie jest zbyt wcześnie, aby powiedzieć coś więcej - mówi podinsp. Waldemar Sopek, naczelnik sekcji dochodzeniowo-śledczej z KMP w Gdańsku.
Najpierw był huk. Po kilku minutach na osiedlu Moje Marzenie w Gdańsku zaczęły dochodzić dźwięki pierwszych syren strażackich. Była trzecia w nocy, a okolicę spowijała gęsta mgła, przez którą przebijał się tylko ogień z jednego z budynków przy ul. Knyszyńskiej. Płonął dom 31-letniego Tadeusza G., który według naszych informatorów miał zatargi z gangiem złodziei samochodów z gdańskich Stogów. W pożarze zginęło jego dziecko - 10-letnia Dominika. Wersji wypadków jest przynajmniej kilka. Według jednej z nich, nieznany sprawca podjechał pod dom przy ul. Knyszyńskiej na terenowym motorze. Wybił szybę, rzucił przez okno na parterze butelkę z łatwopalną substancją, tzw. koktail Mołotowa i przez pobliskie łąki przedostał się na Orunię Górną.
Ogień szybko rozprzestrzenił się we wnętrzu budynku i dotarł na pierwsze piętro, w którym mieszczą się sypialnie. Według drugiej z hipotez, podpalacz przyjechał na osiedle Moje Marzenie ze wspólnikiem. Zatrzymali się kilka ulic dalej. Gdy jeden wrzucił przez okno koktail Mołotowa, drugi czekał na niego i razem odjechali. To była dobrze przemyślana akcja. W nocy była gęsta mgła, która bardzo ograniczała widoczność. Sprawca lub sprawcy mieli ułatwione zadanie, gdyż nawet ewentualni świadkowie mieliby wielkie trudności z ich zidentyfikowaniem- mówi nasz informator. Rozmawialiśmy na miejscu tragedii z okolicznymi mieszkańcami. Wszyscy twierdzą, że pod domem Tadeusza G. często parkowały ekskluzywne samochody. Niektórzy z rozmówców wiedzieli także, że właściciel domu przy ul. Knyszyńskiej powiązany był ze świadkiem przestępczym. Tej informacji policja nie chce jednak oficjalnie potwierdzić. Ze sprawdzonego źródła wiemy jednak, że 31-letni gdańszczanin, choć nie był karany, był dobrze znany policji. Miał kontakt
ze złodziejami samochodów ze Stogów. Najprawdopodobniej poszło o jakieś rozliczenia i wydano na niego wyrok. Nie wiem, czy chciano go zabić, czy tylko zastraszyć. Jedno jest pewne. Ten pożar to nie był przypadek - twierdzi nasz informator. Udało nam się także ustalić, że rodzina G. była już zastraszana od dawna. Według informacji, do których dotarliśmy kilka miesięcy temu sprzed ich domu zabrano dwa samochody, a miesiąc temu Tadeusz G. złożył do komisariatu na gdańskiej Oruni zawiadomienie, że padł ofiarą gróźb karalnych. Podobno młody mężczyzna przez telefon groził rodzinie G. śmiercią.
Jak dowiedzieliśmy się w Komendzie Miejskiej Policji w Gdańsku, ów człowiek został zatrzymany i postawiono mu zarzut. Policja nie chce powiedzieć, kim jest - czy jest znany policjantom, ponieważ w sprawie wczorajszego pożaru zeznawał jako świadek. Jego alibi potwierdziło się, więc nie pozostaje w zasięgu zainteresowania śledczych. Ponadto Tadeusz G. podczas składania zeznań sugerował policjantom, że pożar w jego domu był efektem podpalenia. Nie wskazał jednak na ewentualnych sprawców. Mężczyzna wciąż jest w szoku po stracie dziecka, więc policja będzie go przesłuchiwać jeszcze raz. Stwierdził tylko, że pożar w jego domu może mieć ścisły związek z wcześniejszymi pogróżkami. Tę wersję wypadków potwierdza jego ojciec, którego spotkaliśmy rano przy ul. Knyszyńskiej.
Około godziny 3 włączył się w domu system alarmowy. Dzwoniłem do syna, jednak nie odbierał. Po 20 minutach oddzwonił, poprosił, żebym przyjechał i powiedział mi co się stało. Ktoś wrzucił do domu koktail Mołotowa- opowiada przez łzy dziadek zaczadzonej Dominiki. Ocaleli z pożaru członkowie rodziny G. przebywają obecnie w jednym z gdańskich szpitali. Ze względu na ich bezpieczeństwo, nie podajemy jego nazwy. Rodzina jest ogólnie w dobrym stanie, jednak rodzice są w szoku po stracie córki. Pozostała dwójka dzieci jest na oddziale pediatrycznym. W najgorszym stanie zarówno fizycznym, jak i psychicznym trafiła do nas żona właściciela domu, która będzie musiała zostać w szpitalu na dłużej. Jej stan wymaga opieki medycznej - wyjaśnia dr Jarosław Sroka ze szpitala w Gdańsku.
Karolina Ołoś, Maciej Pawlikowski