10‑12 mln zł wydała stolica na Szczyt
Od 10 do 12 mln zł kosztował Warszawę
Europejski Szczyt Gospodarczy - szacują władze stolicy. Miasto
chciałoby uzyskać z budżetu państwa zwrot części z tych wydatków,
ale przyznaje, że większość z nich i tak była planowana. Straty
powoli szacują też właściciele sklepów i restauracji.
30.04.2004 | aktual.: 30.04.2004 18:50
Jak powiedział w piątek na konferencji prasowej wiceprezydent stolicy Władysław Stasiak, zdecydowaną większość z poniesionych przez stolicę wydatków przeznaczono na zakup sprzętu dla policji i straży pożarnej - który i tak miał być kupiony. Policja została wyposażona w nowoczesny sprzęt łączności typu Tetra oraz w robota pirotechnicznego, który - jak powiedział Stasiak - będzie służył warszawiakom jeszcze przez wiele lat. Kupiono też wzmocnione płotki, używane podczas manifestacji. W sumie na policję wydano ok. 5 mln zł.
Z budżetu miasta kupiono także dodatkowy sprzęt dla straży pożarnej. Poza tym miasto zapłaciło za wyasfaltowanie torowisk, porządki i przeglądy instalacji elektrycznych oraz gazowych na terenie wydzielonych stref.
Około 3 mln zł wydano na zorganizowanie zielonych szkół dla dzieci i młodzieży uczącej się w Śródmieściu (początkowo na ten cel planowano ok. 8-9 mln zł, ale wiele dzieci zostało pod opieką rodziców). Choć więc wydana suma jest mniejsza niż sądzono, władze Warszawy przyznają, że chciałyby podzielić się tymi kosztami z administracją rządową. Stasiak dodał jednak, że jeśli się to nie uda, nie będzie to "przedmiotem głębokiego sporu".
Do sprzątania Warszawy podczas szczytu zostały przygotowane specjalne zespoły, których zadaniem było oczyszczanie jezdni, ulic, placów, parkingów i pasów zieleni. Według wstępnych szacunków Miejskiego Przedsiębiorstwa Oczyszczania, koszty wyniosły ok. 60 tys. złotych. Poinformowała o tym rzecznika prasowa MPO Iwona Pietrzak.
Koszty poniesione w związku ze szczytem szacują też powoli właściciele sklepów, restauracji i różnorodnych instytucji, które na czas spotkania polityków i biznesmenów musiały być zamknięte (znajdowały się w strefach bezpieczeństwa lub na trasie manifestacji alterglobalistów). Jak powiedział PAP Artur Dąbrowski, jeden z właścicieli księgarni na Krakowskim Przedmieściu, straty księgarni mogą sięgać nawet 90 tys. zł (dzienny utarg wynosi ok. 12-13 tys zł, księgarnia będzie nieczynna w sumie przez tydzień).
Rzecznik prasowy restauracji McDonald's, która znalazła się na trasie manifestacji alterglobalistów, Krzysztof Kłapa powiedział PAP, że wszelkie straty, jakie restauracja poniosła z powodu zamknięcia jej na czas szczytu, pokryje firma ubezpieczeniowa. "Sieć naszych restauracji ma podpisaną umową z firmą ubezpieczeniową, która przewiduje sytuacje zamknięcia punktów z powodu takich sytuacji, jak np. demonstracje, protesty". Restauracja jest zamknięta przez cały czas trwania szczytu - 28-30 kwietnia.
"Żałuję, że obiłem aptekę dyktami i deskami. W mieście zapanowała przed demonstracją alterglobalistów niepotrzebna psychoza. Niepotrzebnie poświęciłem na to tyle energii"- powiedział właściciel apteki znajdującej się w al. Solidarności.