Umowa UE z Turcją: czy powstrzyma napływ uchodźców do Europy?
Porozumienie zawarte w niedzielę w Brukseli między Turcją a Unią Europejską potwierdza kluczową rolę Ankary w rozwiązaniu problemu uchodźców lawinowo napływających do Europy z Bliskiego Wschodu.
01.12.2015 | aktual.: 01.12.2015 08:00
Eksperci zwracają jednak uwagę, że mimo swej silnej pozycji Turcja nie może jednostronnie dyktować warunków swej współpracy z UE w tej sprawie, gdyż sama jest w trudnej sytuacji na arenie międzynarodowej, częściowo w wyniku polityki swego rządu. Pozwala to mieć nadzieję, że współpraca ta przyniesie pewne owoce - chociaż panuje sceptycyzm, czy najnowsza umowa z Turcją znacząco zahamuje napływ uchodźców.
- Rola Turcji w staraniach na rzecz zakończenia wojny w Syrii zwiększyła się, pomimo krytyki naruszeń przez nią praw człowieka, problemu tzw. Państwa Islamskiego (IS) i zestrzelenia (przez Turków) rosyjskiego samolotu. Turcja jest teraz ważniejsza dla osiągnięcia postępu w hamowaniu migracji uchodźców do krajów UE. Unia musi wyjść naprzeciw życzeniom Turków w sprawie procesu dochodzenia do członkostwa w UE, aby dialog na temat uchodźców okazał się owocny - powiedział były ambasador USA w Ankarze, Robert Pearson, obecnie ekspert Middle East Institute w Waszyngtonie.
Zgodnie z umową Unia obiecała Turcji pomoc w wysokości 3,2 miliarda dolarów na poprawę warunków pobytu w tym kraju ok. 2,5 miliona uchodźców, aby zachęcić ich do pozostania, zamiast dalszej migracji do Europy. Ma to być "początkowa" - jak to określono - kwota pomocy, co jest kompromisem wobec tureckiego żądania tej sumy corocznie (UE zgadzała się na jednorazowe 3 mld euro).
UE przyrzekła też realizację wcześniejszej umowy pozwalającej Turkom na bezwizowe podróżowanie do krajów strefy Schengen, jednak pod warunkiem przyjęcia z powrotem obywateli Turcji i innych krajów, którzy przyjechali do UE, występując o azyl polityczny, ale nie uzyskali tego statusu.
Obiecała wreszcie wznowienie negocjacji nad przyjęciem Turcji do UE, choć na razie tylko nad jednym rozdziałem akcesji (dostosowanie polityki ekonomicznej i finansowej do norm unijnych).
W zamian Turcja zobowiązała się uszczelnić swe granice, zwłaszcza południowo-wschodnie, z Syrią i Irakiem, skąd przedostają się uchodźcy, korzystając z sieci przemytników. Obiecała też wzmocnienie patroli straży przybrzeżnej, która ma powstrzymywać migrację uchodźców do Grecji przez Morze Egejskie.
Według prasy niemieckiej kanclerz Angela Merkel zgodziła się też wcześniej na przyjęcie do krajów UE 300 do 400 tys. uchodźców, w tym przebywających w Turcji. W Brukseli nie potwierdzono tych doniesień, jednak Merkel tego samego dnia spotkała się tam z przywódcami niektórych krajów Unii (Austrii, Finlandii, Szwecji i 3 krajów Beneluksu), sugerując, że są one skore do przyjęcia dodatkowych uchodźców.
Tak znaczne ustępstwa UE na rzecz Ankary wywołały zdziwienie obserwatorów, zważywszy, że rząd turecki jest od dawna obiektem krytyki w Europie. Komentatorzy piętnują autorytarną politykę prezydenta Recepa Tayyipa Erdogana (aresztowania niezależnych dziennikarzy, itp.), sprzeczną ze standardami Unii, wznowienie prześladowań Kurdów, retorykę antyizrealską oraz dwuznaczną politykę Ankary wobec IS (tolerowanie poparcia dla dżihadystów przez radykalne kręgi islamskie).
Niektórzy eksperci podkreślają, że w rozmowach z Turcją Unia nie dokonała w istocie nadmiernych koncesji, gdyż obiecana pomoc finansowa ma być udzielana stopniowo, pod warunkiem rzeczywistego uszczelnienia granic przez rząd.
- Umowa w Brukseli mówi wiele o dużej roli Turcji dla UE, szczególnie w kwestiach imigracyjnych, ale wcale nie mówi, że Unia zatańczy tak, jak jej Turcja zagra - powiedziała specjalistka ds. Bliskiego Wschodu w PISM, dr Patrycja Sasnal.
Podobną opinię wyraża Rosa Balfour z europejskiego biura German Marshall Fund of the United States, zwracając uwagę na słabości Turcji.
- Unia potrzebuje Turcji w tym momencie, ale Turcja również potrzebuje Unii. Jest bowiem dziś krajem w dużej mierze samotnym i izolowanym. Nie ma obecnie wielu przyjaciół i pragnie międzynarodowego uznania, co najlepiej może osiągnąć przez dialog z Unią. Poza tym zależy jej na gospodarczych związkach z Europą - powiedziała Balfour.
Turcja płaci cenę za ryzykowną politykę zagraniczną prowadzoną przez rządzącą, umiarkowanie islamistyczną Partię Sprawiedliwości i Rozwoju (AKP). Korzystając ze swego strategicznego położenia między Europą a Bliskim Wschodem, Turcja zdystansowała się - mimo członkostwa w NATO - od Zachodu, czego przejawem była np. wrogość okazywana Izraelowi i odmowa poparcia sankcji na Rosję po aneksji przez nią Krymu (w związku z uzależnieniem Turcji od importu rosyjskiego gazu ziemnego). Tymczasem flirt z antyzachodnimi państwami muzułmańskimi, jak Iran, nie przyniósł Ankarze korzyści.
Z drugiej strony, przetargowa pozycja UE też nie jest zbyt silna - osłabiają ją wewnętrzne podziały w sprawie uchodźców, a decyzje w Unii muszą być podejmowane przez consensus. Nie wiadomo jeszcze, jakie kraje przyjmą uchodźców - i jak dużo. Nie jest też na razie jasne, skąd UE weźmie obiecane Turcji 3,2 mld dolarów.
Eksperci wątpią, czy umowa w Brukseli znacząco przyczyni się do zahamowania migracji uchodźców do Europy.
- To tylko tymczasowy sposób na częściowe powstrzymanie ich napływu. To, czego potrzeba, to rozwiązania długofalowe, przede wszystkim rozwiązanie kryzysu w Syrii. A także zreformowanie systemu azylowego w Europie - mówi Rosa Balfour.
Jej zdaniem do rozwiązania problemu uchodźców niezbędne jest "podejście wszechstronne i globalne", a więc dalszy dialog z Turcją, aby zmieniła swoją politykę w kwestii kurdyjskiej i przestała naruszać reguły demokracji.
- Europa chce mieć w Turcji partnera stabilnego, na którym można polegać - mówi.
Sceptycznie o umowie w Brukseli wyraża się także Sasnal.
- Samo to porozumienie nie zahamuje migracji z Bliskiego Wschodu do UE. Wschodni szlak śródziemnomorski to nie jedyna droga migracji, przyczyny pchające ludzi do exodusu nadal istnieją, a państwa europejskie nie wdrożyły koniecznej unifikacji procedur migracyjno-uchodźczych. Porozumienie to da jednak możliwość sprawdzania, jak przydatna jest Ankara. W końcu obliguje ono Turków do podjęcia większych starań w kontrolowaniu przepływu ludzi przez granice - mówi ekspertka z PISM.
Eksperci zwracają uwagę, że UE - jak to określił ambasador Pearson - ma niewielki wpływ na tureckie decyzje w sprawie uchodźców, ponieważ wabik w postaci perspektywy członkostwa Unii najwyraźniej nie jest traktowany poważnie.
Mało kto wierzy, że w przewidywalnej przyszłości, do UE - zmęczonej rozszerzaniem i skłóconej - przyjęty zostanie kraj 78-milionowy, muzułmański i jeszcze stosunkowo biedny.
- Turkom zależy na członkostwie w Unii, ale na ich własnych warunkach, których UE nie akceptuje - mówi Pearson.
- Polityczny establishment w Turcji w istocie nie jest zainteresowany akcesją do UE. Chce tylko, by przestano go krytykować za naruszanie praw człowieka - mówi Balfour.
Tomasz Zalewski