To doprowadziło do tragicznego wykolejenia pociągu?
Pociąg Warszawa-Katowice, który wykoleił się piątek w Babach, w chwili wypadku jechał z nadmierną prędkością. Według prokuratury urządzenia zarejestrowały, że przed wypadnięciem z torów skład jechał z 118 km/h, a ograniczenie prędkości w tym miejscu wynosi 40 km/h - poinformował rzecznik Prokuratury Okręgowej w Piotrkowie Trybunalskim Witold Błaszczyk.
13.08.2011 | aktual.: 13.08.2011 14:22
Piotrkowska prokuratura prowadzi śledztwo ws. spowodowania katastrofy kolejowej w miejscowości Baby. Grozi za to kara do 12 lat więzienia. Najnowszy bilans katastrofy to jedna ofiara śmiertelna - mężczyzna w wieku ok. 50 lat - i 81 osób poszkodowanych. W sobotę po południu w szpitalach przebywało 28 osób.
- Prędkość, z jaką poruszał się skład bezpośrednio przed wypadnięciem z torów, wynosiła 118 km/h. Odczytano to z rejestratora elektrowozu. Dopuszczalna prędkość w tym miejscu wynosi 40 km/h. Na razie pozostawiam bez komentarza ten fakt, bo wciąż analizujemy różne przyczyny tej katastrofy - powiedział Błaszczyk.
Maszynista zatrzymany
Jak dodał, prokuratura nadal bierze pod uwagę wadę materiałową i technologiczną torowiska, wadę urządzenia rozjazdowego, które miało zmienić tor ruchu poruszania się pociągu. - Możemy brać pod uwagę również niesprawność mechanizmów elektrowozu jak też znaczne przekroczenie prędkości na tym odcinku. Przyczyn jest wiele, mamy potwierdzenie na razie jednej - dodał rzecznik prokuratury.
W niedzielę przed południem ma zostać przesłuchany zatrzymany w tej sprawie maszynista pociągu. Prok. Błaszczyk nie chciał przesądzać, czy może on usłyszeć zarzuty. - W tym zakresie prokuratura przedwcześnie nie będzie się wypowiadać. Jutro zostanie przesłuchany, a w jakim charakterze zdecyduje prokurator - zaznaczył. Termin zatrzymania maszynisty upływa w niedzielę po godz. 16 i do tej chwili musi on być przesłuchany.
Piotrkowska prokuratura już w piątek rozpoczęła śledztwo ws. spowodowania katastrofy kolejowej. Oględziny na miejscu prowadziło kilku prokuratorów. Śledczy ustalają przyczyny katastrofy i ewentualnie osoby odpowiedzialne za doprowadzenie do wypadku.
Jak powiedział Błaszczyk, zabezpieczono podstawowy materiał dowodowy ma miejscu zdarzenia m.in. rejestratory z lokomotywy, zapisy rozmów między maszynistą a pracownikiem nastawni i rejestratory uruchamiania świateł wskazujących na konieczność ograniczenia prędkości na danym odcinku.
- To podstawowe dowody, które - mam nadzieję - pozwolą ustalić okoliczności zdarzenia - powiedział Błaszczyk. Prokuratorzy planują w sobotę kolejne przesłuchania w tej sprawie.
Jak poinformował Adam Kolasa z łódzkiej policji, nadal trwa ustalanie danych personalnych ofiary śmiertelnej. Wiadomo, że jest to mężczyzna w wieku ok. 50 lat.
Jak poinformował w sobotę w TVN24 wiceminister infrastruktury Andrzej Massel, "w ciągu kilku dni będziemy znali takie wstępne opinie na temat przyczyn zdarzenia, natomiast raport Komisja (Państwowa Komisja Badania Wypadków Kolejowych) przygotuje w ciągu kilku tygodni".
Nad ranem za pomocą ciężkiego sprzętu przesunięty został przewrócony wagon z wykolejonego składu pociągu TLK Warszawa-Katowice w Babach k. Piotrkowa Trybunalskiego. - Po podniesieniu przewróconego wagonu okazało się, że na szczęście nikogo już pod nim nie ma. Znaleziono bagaże pasażerów, które zostały zabezpieczone przez policję - poinformował Adam Kolasa z łódzkiej policji.
Usuwanie skutków potrwa jedną-dwie doby
Jak poinformował rzecznik PKP PLK Krzysztof Łańcucki, dopiero po zakończeniu czynności prowadzonych przez prokuraturę służby kolejowe rozpoczną usuwanie wykolejonego składu. Na miejscu są dwa ciężkie pociągi ratunkowe i czołg będący na wyposażeniu kolei, a przystosowany do takich działań. - Prokuratura chce zobaczyć, co się działo w tym miejscu, gdzie leżał wagon. Musi to miejsce zbadać i dopiero po zebraniu wszystkich śladów możemy otrzymać zgodę na to, żeby usunąć cały tabor z miejsca wypadku - dodał Łańcucki.
Zaznaczył, że trwa naprawa zniszczonych fragmentów sieci trakcyjnej i torowiska. - Jest usunięta już chyba cała sieć trakcyjna i podpory, czyli bramki i słupy, które przewróciły się na tory. Będziemy starali się, jak najszybciej zakończyć prace, ale może to potrwać przynajmniej jedną-dwie doby, a sądzę, że może to potrwać nawet dłużej - powiedział rzecznik PKP PLK.
Jak dodał, rozważana jest możliwość udostępnienia jednego toru dla przeciągania pociągów lokomotywami spalinowymi, ale podjęcie takiej decyzji będzie uzależnione od tego, czy będzie to bezpieczne.
Według niego za wcześnie mówić o przyczynach katastrofy. Na miejscu oprócz prokuratury jej przyczyny bada przedstawiciel Państwowej Komisji Badania Wypadków Kolejowych i komisja PKP. - Przyczyny są wciąż badane. Przede wszystkim badany jest stan taboru, zapisy z lokomotywy i stan torowiska. Wszystkie te informacje są zbierane i dopiero na ich podstawie Państwowa Komisja będzie mogła wydać orzeczenie - mówił Łańcucki.
Do wypadku doszło w piątek ok. godz. 16.15. Wykoleił się pociąg pasażerski TLK relacji Warszawa Wschodnia - Katowice o numerze 14101. Jechało nim ok. 280 pasażerów. Wykoleiła się lokomotywa i cztery wagony. Lokomotywa uderzyła w nasyp. Jeden z wagonów wypadł z torów i przewrócił się. Porozrywane zostały tory i pozrywana trakcja elektryczna. Początkowo policja i przewoźnik informowali, że w wyniku wykolejenia pociągu zginęły cztery osoby, a ok. 30 zostało rannych.
Jedna ofiara śmiertelna
W szpitalach pozostaje w sobotę 28 osób rannych. Sześć osób przeszło zabiegi i ich życiu nie zagraża niebezpieczeństwo - poinformowała wicewojewoda łódzka Krystyna Ozga. Według niej najnowszy bilans katastrofy to jedna ofiara śmiertelna - mężczyzna w wieku ok. 50 lat, i 81 osób poszkodowanych, które trafiły do szpitali.
Według Wojewódzkiego Centrum Zarządzania Kryzysowego w Łodzi część osób opuściła już szpitale; niektórzy poszkodowani wymagali tylko pomocy ambulatoryjnej.
Sześć osób jest po zabiegach i operacjach m.in. kończyn, kręgosłupa czy głowy. Najbardziej poszkodowani znajdują się w szpitalach w Końskich, Sosnowcu, w Piotrkowie Trybunalskim oraz szpitalach im. Kopernika i im. WAM w Łodzi. Życiu pacjentów nie zagraża niebezpieczeństwo - mówiła na konferencji prasowej Ozga.
Według informacji Wojewódzkiego Centrum Zarządzania Kryzysowego w Łodzi wszyscy hospitalizowani przebywają w szpitalach: w Bełchatowie - trzy osoby, w Brzezinach - trzy osoby, w szpitalu wojewódzkim w Piotrkowie Tryb. - 10 osób, w Tomaszowie Maz. - pięć osób, po dwie osoby w szpitalu powiatowym w Piotrkowie Tryb. i im. Kopernika w Łodzi oraz po jednym pacjencie w szpitalach w Końskich, Sosnowcu i łódzkim szpitalu im. WAM.
Relacjonując piątkową akcję ratunkową, wicewojewoda Ozga podkreśliła, że informacja o wypadku dotarła do pogotowia ratunkowego o godz. 16.17 (wypadek wydarzył się ok. 16.15), a w ciągu niespełna 20 minut na miejscu były już karetki pogotowia, śmigłowce LPR, strażacy i policjanci.
W akcji ratowniczej brało udział sześć śmigłowców Lotniczego Pogotowia Ratunkowego. 18 zastępów Państwowej i 45 zastępów Ochotniczej Straży Pożarnej, 15 zespołów ratowniczo-medycznych oraz 170 policjantów.
Jak dodała Ozga, ustalono z dyrekcją PKP, że jeżeli ktoś "na własną rękę" dotarł do miejsca docelowego innym środkiem lokomocji, to PKP pokryje wszelkie koszty. - W ramach możliwości ludzkich, sił i środków zostało zrobione wszystko, co było możliwe, żeby udzielić błyskawicznej pomocy poszkodowanym w tej tragedii. Nic więcej zrobić nie można było - oceniła wicewojewoda łódzka. Złożyła też wyrazy współczucia rodzinom ofiary i poszkodowanych w wypadku.
- Chciałam wyrazić ogromne podziękowanie łódzkim służbom i ratownikom. Jesteśmy naprawdę profesjonalnie przygotowani - dodał
Trasa kolejowa zablokowana
W miejscu wypadku pociągi regionalne dojeżdżają z jednej strony do miejscowości Baby, a z drugiej do Rokicin. Między tymi stacjami jest uruchomiona zastępcza komunikacja autobusowa. Natomiast pociągi dalekobieżne są kierowane przez Centralną Magistralę Kolejową bądź przez Zduńską Wolę i Łódź.
PKP Intercity uruchomiło dwa alarmowe numery telefonów (42) 205 55 73 oraz 800-022-022 i adres e-mail: infokraj@intercity.pl dla rodzin ofiar i poszkodowanych w katastrofie pociągu Warszawa-Katowice - poinformował przewoźnik na swojej stronie internetowej.
W piątek wieczorem na miejsce katastrofy przyleciał helikopterem premier Donald Tusk. Podkreślił "bardzo dobrą i ofiarną pracę ludzi, którzy natychmiast ruszyli z pomocą" poszkodowanym. Zaznaczył, że nie ma co spekulować co do przyczyn katastrofy i trzeba poczekać na oficjalne oświadczenia Komisji Badania Wypadków Kolejowych". Dodał jednak, że według wstępnych informacji, stan trakcji kolejowej prawdopodobnie nie był przyczyną wykolejenia składu. Premier spotkał się z ratownikami z grupy ratowniczo-poszukiwawczej Państwowej Straży Pożarnej; podziękował im za wzorowo przeprowadzoną akcję.
Do miejscowości, gdzie doszło do wypadku, przybyła też m.in. minister zdrowia Ewa Kopacz, która spotkała się z poszkodowanymi.