Tajemniczy sponsor Rydzyka i Leppera
Ojciec Tadeusz Rydzyk i Andrzej Lepper dostają
pieniądze od Jana Kobylańskiego - milionera z Urugwaju - informuje "Gazeta Wyborcza". Dziennik ruszył śladem tajemniczego mecenasa Radia Maryja i Samoobrony.
28.06.2004 | aktual.: 28.06.2004 06:44
Dzięki pieniądzom Kobylańskiego o. Rydzyk buduje w Toruniu nowe studio swojej telewizji "Trwam", jeden z największych obiektów tego typu w Polsce. Zastrzegający anonimowość toruński architekt ocenia koszt inwestycji na co najmniej 43 mln zł. Lepper był u Kobylańskiego w Urugwaju już cztery razy. Jak twierdzi sam Kobylański - brał od niego pieniądze. Postanowiłem pojechać tropem tego potężnego sponsora do Ameryki Łacińskiej. Było dla mnie jasne, że Kobylański nie będzie chciał rozmawiać z "Gazetą Wyborczą" - pisze dziennikarz gazety.
O biografii i majątku Jana Kobylańskiego krąży wiele legend. Według jednej z wersji w 1942 r. trafił na Pawiak, a następnie przeszedł przez obozy koncentracyjne Auschwitz, Mauthausen, Gusen i Dachau. - A może był w obozie kapo albo ma jakąś inną czarną przeszłość? Skąd miał pieniądze tuż po wyzwoleniu? Dlaczego z tyloma Niemcami utrzymuje stosunki tu, w Ameryce, i w Europie? - zastanawia się Leopold Biłozur, były bliski współpracownik Kobylańskiego - podaje gazeta.
Po wojnie Kobylański trafił do Austrii, potem do Włoch, błyskawicznie dorobił się wielkich pieniędzy. W 1952 r. wyjechał do Paragwaju. Nie ma na to dowodów, ale wszystko wskazuje, że za pomocą siatki Odessa, wspomagającej ucieczkę z Europy nazistów i ich współpracowników. W tym czasie krajem rządził krwawy dyktator gen. Alfredo Stroessner, który udzielał schronienia nazistowskim zbrodniarzom wojennym - informuje dziennik.
Kobylański został zaufanym Stroessnera i pomnożył swój majątek dzięki intratnemu kontraktowi z pocztą państwową na druk znaczków. Pod koniec lat 60. przeniósł się do sąsiedniego Urugwaju, gdzie mieszka do dziś. W latach 80. zajął się działalnością polonijną. Przez dziesięć lat był nawet honorowym konsulem RP. Z funkcji tej usunął go Władysław Bartoszewski - podaje gazeta.
Gdy w 2001 r. Kobylański chciał odwiedzić w Chicago prezesa Kongresu Polonii Amerykańskiej Edwarda Moskala, na granicy zatrzymały go amerykańskie służby imigracyjne. Jakaś kurwa doniosła na mnie, że w czasie wojny byłem niemieckim 'feldfebel' - oburzał się potem urugwajski milioner. Przepuszczono go po wstawiennictwie Moskala. Jak się udało nam ustalić, urzędnicy imigracyjni zadali mu dwa pytania: czy należał kiedykolwiek do organizacji nazistowskiej? Czy prowadził kiedykolwiek działalność antysemicką? Niestety, reszta dokumentacji jest utajniona - czytamy na łamach "Gazety Wyborczej". (PAP)