ŚwiatOś Rosja-Iran-Turcja zatrzęsie Bliskim Wschodem? Ani to sojusz, ani równe partnerstwo

Oś Rosja-Iran-Turcja zatrzęsie Bliskim Wschodem? Ani to sojusz, ani równe partnerstwo

Oś Rosja-Iran-Turcja zatrzęsie Bliskim Wschodem? Ani to sojusz, ani równe partnerstwo
Źródło zdjęć: © AFP | ERIC FEFERBERG
22.12.2016 12:14

Rosję, Iran i Turcję łączą wspólne interesy w Syrii, ale dzieli prawie wszystko inne. Wątpliwe jest, by był to zaczątek nowego sojuszu na Bliskim Wschodzie, skoro nie można tu mówić nawet o równym partnerstwie.

Niedawny zamach na rosyjskiego ambasadora w Ankarze nie podminował kruchego turecko-rosyjskiego ocieplenia. Wszystko wskazuje na to, że stało się odwrotnie - tragiczne wydarzenie scementowało świeżą i skomplikowaną przyjaźń obu państw. Co prawda każde z nich rozegrało tę śmierć na swój sposób, ale wykorzystały też okazję, by pokazać, że ich tandem jest nie do ruszenia, przynajmniej na razie.

Najlepiej widać to w Syrii. Przez lata Turcja wspierała syryjską opozycję i przymykała oko na działalność tzw. Państwa Islamskiego. Priorytetem dla prezydenta Recepa Tayyipa Erdogana było obalanie syryjskiego dyktatora Baszara al-Asada. Tu leżała główna kość niezgody pomiędzy Moskwą i Ankarą, bo Rosjanie wraz Iranem wspierają reżim w Damaszku.

To radykalnie się zmieniło pół roku temu. Niemrawa postawa Zachodu wobec próby puczu w Turcji, przy zdecydowanej i przyjaznej reakcji Rosji, pokazały Erdoganowi, gdzie szukać prawdziwych przyjaciół. W efekcie doszło do zbliżenia, którego spoiwem są wspólne interesy gospodarcze i niepisana umowa dotycząca Syrii. Ankara przestraszyła się ruchu niepodległościowego syryjskich Kurdów, dogadała się więc z Moskwą, która wycofała swoje poparcie dla ugrupowań kurdyjskich w zamian za analogiczny ruch Turków w odniesieniu do niektórych grup syryjskiej opozycji.

Rosja zgodziła się, by Turcja wraz ze sprzymierzonymi oddziałami rebelianckimi - pod pretekstem utworzenia "strefy bezpieczeństwa" - zajęła część północnej Syrii, uniemożliwiając tym samym zjednoczenie kurdyjskich terytoriów. Wiele wskazuje na to, że Erdogan wyraził milczącą zgodę na zdobycie Aleppo, zyskując wolną rękę w zajęciu strategicznego miasta Al-Bab, bastionu tzw. Państwa Islamskiego.

Triumwirat na Bliskim Wschodzie

Zanim Kremlowi udało się przekabacić Turcję, od wielu miesięcy koordynował swe działania na syryjskim froncie z Iranem. Rosyjsko-irańskie przymierze jest nie mniej skomplikowane. Oba państwa łączy nie tylko współpraca polityczna, ale gospodarcza i wojskowa. Na krótką metę ich główną intencją w Syrii jest utrzymanie reżimu w Damaszku i walka ze zbrojną opozycją. To właśnie dzięki ich militarnemu zaangażowaniu Asad odniósł walne zwycięstwo w Aleppo Ale w perspektywie długofalowej Moskwa i Teheran rywalizują o wpływy, a ich cele polityczne rozmijają się w kilku punktach.

Tak czy inaczej, teraz do duumwiratu Rosji i Iranu udało się wciągnąć Turcję. Przedstawiciele trzech państw spotkali się ostatnio w Moskwie i zasygnalizowali chęć wypracowania porozumienie pokojowego w Syrii, którego będą gwarantami. Co znamienne, na rozmowy nie zaproszono nikogo innego - ani przedstawiciela USA, lidera zachodniej koalicji anty-ISIS, ani ONZ.

Rosyjskie media piały z zachwytu. Nawet niezależny dziennik "Kommiersant" napisał, że Moskwa, Teheran i Ankara przejmują inicjatywę na Bliskim Wschodzie. Zachodni komentatorzy spekulowali, że na naszych oczach tworzy się "Oś zła 2.0", nawiązując do koncepcji George'a W. Busha, który tym mianem określił Irak Saddama Husajna, Iran oraz Koreę Północną. Jednak ciężko tu mówić o jakimś nowym sojuszu czy równym partnerstwie. Tych trzech graczy łączą przede wszystkim interesy w rozdartej wojną Syrii, a dzieli prawie wszystko inne.

- Plan Rosji i Iranu jest taki, żeby, po pierwsze, wykorzystać Turcję i jej milczącą zgodę do likwidacji dżihadystów w zachodniej Syrii - wyjaśnia w rozmowie z Wirtualną Polską publicysta Witold Repetowicz, ekspert ds. Bliskiego Wschodu. - Po drugie, żeby jeszcze bardziej oderwać ją od Zachodu i NATO. Po trzecie, osłabić Ankarę na Bliskim Wschodzie, bo z kandydata na lidera w świecie sunnickim wyjdzie teraz na pomocnika pacyfikacji sunnickich wpływów - dodaje.

- Ankara z kolei liczy na uzyskanie od Rosji, a pośrednio Iranu, zielonego świata na zablokowanie, a w dłuższej perspektywie zniszczenie autonomii kurdyjskiej w Syrii. To jest jej jedyny priorytet, której podporządkowuje całą swoją politykę. Jednak w tym triumwiracie Turcja będzie ogniwem najsłabszym i ciągle słabnącym. Rosja i Iran będą realizować kolejne swoje cele w Syrii, umacniając tam swoją pozycję. Asad zostanie u władzy. A Turcy będą ciągle tylko myśleć o zniszczeniu syryjskich Kurdów, co wcale nie jest proste i nie musi się udać - podkreśla Repetowicz.

Pokoju w Syrii jeszcze długo nie będzie

Oficjalnie całej trójce na sercu leży pokój w Syrii. Jednak perspektywy szybkiego zawieszenia broni i ulżenia umęczonemu wojną krajowi są mizerne. - Śmiem wątpić w rychłe zakończenie walk w Syrii. Powiązani z Al-Kaidą dżihadyści, walczący po stronie syryjskiej rebelii, raczej broni nie złożą. Nie zrobi też tego tzw. Państwo Islamskie ani SDF (Syrian Democratic Forces, koalicja milicji kurdyjskich i arabskich - przyp. red.), który będzie dalej realizował swoją strategię w oparciu o sojusz z Amerykanami. Zatem jedyna rzecz, która może zostać osiągnięta w tym triumwiracie, to pacyfikacja zachodniej Syrii - prognozuje Repetowicz.

Kiedy reżim w Damaszku to zrobi, będzie mógł z pozycji siły przystąpić do rozmów pokojowych czy negocjacji na temat podziału stref wpływu. Pod egidą Rosji, Iranu i Turcji może dojść do jakiejś konferencji pokojowej, bez udziału Amerykanów czy ONZ, po której w roli figurantów dokooptuje się do "rządu jedności" przedstawicieli z protureckich ugrupowań syryjskiej opozycji.

W szerszej perspektywie rosyjsko-turecko-irański trójkąt będzie jednak fikcją. - Iran realizuje i będzie realizował dalej swoją niezależną politykę. Natomiast Rosja wykorzysta słabość Turcji i będzie ją coraz bardziej uzależniać ekonomicznie od siebie m.in. przez projekty energetyczne. Żeby ewentualne odejście Ankary od współpracy było dla niej strasznie bolesne - mówi Repetowicz.

Irańczycy boją się, że Rosjanie są gotowi przehandlować ich interesy w zamian za satysfakcjonującą umowę z Waszyngtonem, na przykład w kwestii zniesienia sankcji i uzyskania koncesji w Europie. Z kolei dla Erdogana zbliżenie z Moskwą i Teheranem może skończyć się wkrótce poważnymi kłopotami wewnętrznymi, bo jego polityka wywołuje coraz większe niezadowolenie w sunnickim społeczeństwie.

Putin tymczasem cierpliwie czeka na rychłą zmianę warty w Białym Domu. Kolejne jego kroki będą uzależnione od tego, jaką politykę wobec Rosji i Bliskiego Wschodu przyjmie Donald Trump i jego administracja.

Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Komentarze (142)
Zobacz także