Na kłopoty uchodźcy. Beata Szydło straszy nimi, kiedy jej wygodnie
Beata Szydło, broniąc Antoniego Macierewicza, uciekła się do demagogicznego straszenia uchodźcami. To nie pierwszy raz, gdy szefowa rządu zamiast zmierzyć się z problemami ucieka się do ksenofobicznej retoryki.
Nie było zaskoczenia, większość rządząca obroniła Antoniego Macierewicza przed wnioskiem o dymisję złożonym przez Platformę Obywatelską. Za swoim ministrem wstawiła się Beata Szydło, która skrytykowała PO za osłabianie jego roli w przededniu szczytu NATO. Problem w tym, że to marszałek Sejmu ustalił datę debaty.
Ta manipulacja to niewielki problem, bo najwięcej emocji wywołały słowa Szydło o uchodźcach. Szefowa polskiego rządu już nie tylko wyrażała wątpliwości wobec ich przyjmowania, ale wprost straszyła nimi. Tradycyjnie nie rozróżniała uciekających przed wojną uchodźców od migrantów ekonomicznych. Bez ogródek łączyła migrację z zamachami, choć przecież prostej zależności nie ma.
Przy okazji szefowa rządu manipuluje faktami. Bo nieprawdą jest, że Polska nie miałaby żadnego wpływu na to, kogo przyjmie. Nie jest też prawdą, że jej rząd od początku twardo nie zgadzał się na relokację - pod koniec 2015 roku, już po przejęciu władzy przez PiS, nasz kraj zgodził się na udział w mechanizmie.
Beata Szydło coraz częściej sięga po straszenie uchodźcami, tak jakby było to remedium na problemy polityczne. Antyuchodźcza retoryka pojawiała się w przemówieniach Szydło właściwie od początku rządów (co pokazuje nasz film), czy jeszcze w kampanii wyborczej. Jednak dopiero słynne trzy pytania i problemy PO z udzieleniem odpowiedzi utwierdziły strategów partii w słuszności tego kursu.
Granie strachem, uprzedzeniami i rozbudzanie antyunijnych nastrojów jest łatwiejsze niż odpowiadanie za wpadki swoich ludzi. A im dłużej się rządzi, tym problemów jest więcej. Można się więc spodziewać, że jeszcze nieraz usłyszymy z ust Beaty Szydło podobne słowa.