Jurek Owsiak o biciu dzieci: szlag mnie trafia, Polska to chory kraj
Skąd tylu niezadowolonych z życia, odreagowujących stres na dzieciakach w tak haniebny sposób? Czasami myślę, że Polska to chory kraj - mówi w rozmowie z Wirtualną Polską Jurek Owsiak. Twórca Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy krytycznie ocenia działania Marka Michalaka, Rzecznika Praw Dziecka. Przekonuje, że aktorka Dorota Stalińska lepiej sprawdziłaby się w tej roli. - Dorota wchodzi jak taran, apeluję, by zapytać jej czy podjęłaby to wyzwanie! - podkreśla Owsiak.
WP: Agnieszka Niesłuchowska: Skatowany przez opiekuna matki czterolatek z Bytomia, którego odwiedziłeś ostatnio w szpitalu jest w stanie krytycznym. Na znak protestu przeciw bestialstwu wobec dzieci rozkładasz na ulicach misie z zabandażowanymi uszami. Myślisz, że to recepta na społeczną znieczulicę?
Jurek Owsiak: Chciałbym. Może ktoś, kto weźmie z chodnika takiego pluszaka i spojrzy na niego trzysta razy, wbije sobie do głowy, że nie można bić dzieci. Rozłożyliśmy misie w jedenastu miastach, kropla drąży skałę.
WP: Skąd w opiekunach tyle agresji?
- Przypadków przemocy wobec dzieci jest coraz więcej. Ludzie czują się bezkarni, bo otoczenie nie chce się mieszać w cudze sprawy. Sąsiedzi boją się zeznań, ciągania po sądach. Przeciętny Kowalski, słysząc przez ścianę wrzeszczącego na dziecko faceta, myśli: nawet jak typa zamkną, zaraz wyjdzie i zemści się. I po co mi to?
WP: Rok temu, gdy rodzice 2,5-letniej Dominiki z Łodzi przez kilka godzin nie mogli się doczekać przyjazdu lekarza a dziewczynka zmarła, mówiłeś o krytycznym stanie systemu ratownictwa medycznego w Polsce, dziś bijesz na alarm ws. wzrastającej liczbie skatowanych dzieci. Stałeś się karetką pogotowia?
- Niektórzy myślą, że nią jestem. Dzwonią, bym zabrał głos w sprawie wycinki lasów, pomysłu przemalowania pałacu kultury na czerwono czy wybudowania obwodnicy Warszawy. Nie jestem jednak wizytatorem ani supermenem. Szlag mnie trafia, że instytucje powołane do radzenia sobie z patologiami, milczą. Z jednej strony jestem patriotą, cieszę się z ludzkiej dobroci okazywanej podczas WOŚP, z drugiej – mam doła na widok pobitego dziecka, bo widząc taki obrazek zastanawiam się dlaczego ten cały system się wali? Skąd tylu niezadowolonych z życia, odreagowujących stres w tak haniebny sposób na dzieciakach? Czasami myślę, że Polska to chory kraj.
WP: Kogo masz na myśli mówiąc o instytucjach, które milczą?
- O Rzeczniku Praw Dziecka, Kościele. Tuba tych instytucji jest dużo większa niż nasza. Dziwię się dlaczego Marek Michalak nie odwiedził chłopca z Bytomia. Powinien przejąć się sprawą.
WP: Rzecznik nie wywiązuje się ze swoich obowiązków należycie?
- Być może jest dobrym urzędnikiem, ale na tym stanowisku potrzeba szeryfa, takiego Jurka Owsiaka.
WP: Widzisz się w tej roli?
- Nie, ale doskonale by się sprawdziła… Dorota Stalińska. To osoba, która wiele zrobiła podczas kampanii dotyczącej bezpieczeństwa pieszych na drodze. Wchodziła ze swoimi pomysłami jak taran. I apeluję, by zapytać jej podjęłaby to wyzwanie! Nie zapominajmy, że kobiety świetnie się sprawdzały na stanowisku RPD, np. Ewa Łętowska, do której miałem ogromny szacunek, cieszyła się autorytetem belfra, miała charakter. A u tego gościa nie widzę charyzmy. Nie chcę z nim wojować, ale uważam, że powinien wyjść zza biurka. Spojrzeć ludziom w oczy, pogadać z sąsiadami, ordynatorem, któremu łamie się głos na widok kolejnego bestialsko pobitego dziecka, zobaczyć jak wygląda Polska B czy C.
WP: Po historii z Bytomia opowiedziałeś się za zaostrzeniem kar za maltretowanie dzieci. Jest jakiś odzew polityczny?
- Na razie nie podjął tematu żaden z polityków. Nie jestem naiwny i wiem, że nic nie dzieje się błyskawicznie. Nawet jeśli kary będą większe, nie wyeliminują bestialstwa. Rzecz w tym, by zwrócić uwagę na opiekunów, którzy cicho siedzą i nie reagują na to, że partner katuje dziecko. Nie może być tak, że ten, który przyzwala na agresję czuje się bezkarny.
WP: Często wina leży też po urzędniczej stronie. Opieka społeczna nie zawsze reaguje na czas.
- Wiem doskonale, że często takich rodzin nikt nie odwiedza, bo w opiece społecznej pracują nie tylko ludzie z powołania. Są też pseudourzędnicy, którzy chcą odbębnić swoje, wypić kawę i wyjść o szesnastej do domu. To słabe.
WP: Przeznaczysz w przyszłym roku pieniądze na uzdrawianie tego systemu?
- Nie, zbieramy pieniądze tylko na zakup sprzętu medycznego. Z założenia nie kupujemy lekarstw, nie finansujemy operacji poza granicami kraju. Dzięki temu schematowi, wszystko nam wychodzi, wiemy, na co ile wydamy. Nie dajemy się wciągnąć w inne historie. Dajemy jedynie sygnał emocjonalny w sprawach, które nas bolą. Niestety takie iskierki giną w natłoku innych informacji.
WP: Wiele mówi się o gender. Nie ma dnia, by ktoś nie wypowiedział się na ten temat. Ciebie również to interesuje?
- Nie mam pojęcia, o co w tym chodzi. Równie dobrze możemy rozmawiać o tym, że zawartość kwasu siarkowego w powietrzu jest bardzo niebezpieczna. Jestem zajęty wieloma sprawami fundacyjnymi i mam wrażenie, że cała ta filozoficzna dyskusja jest jak film z gatunku science-fiction. Radziłbym Kościołowi, by wykorzystał energię na mówienie o bestialstwie ludzi dorosłych wobec dzieci, bo to ważniejsze niż gender. Zresztą temat gender nie zaszczepi się w świadomości Polaków.
WP: Skąd wiesz?
- Wielu moich przyjaciół jest katolikami i nie spotkałem się sytuacją, by sprawa gender była przez nich poruszana. Częściej ludzie dyskutują o tym, czy Ukraina będzie prorosyjska czy prozachodnia. W zeszłym roku Kościół poruszał temat eutanazji, przywoływał moją wypowiedź, a mnie ludzie pytali: co to za temat w ogóle? Skąd się bierze przekonanie, że WOŚP chce się zajmować uśmiercaniem? Dziennikarze rozdmuchują temat, a zwykłych obywateli guzik to obchodzi.
WP: Ale wciąż interesują się sprawą katastrofy smoleńskiej. Nie żałujesz dziś swoich ostrych słów o Antonim Macierewiczu i jego komisji?
- Wręcz przeciwnie, odczuwam satysfakcję. Po moim komentarzu temat się wyciszył. Nie powiedziałem nic złego, wyjaśniłem tylko, że jestem przeciwny sączeniu języka zła, nakręcaniu emocji, tworzeniu mitów wokół katastrofy narodowej. Teraz o wiele rzadziej widzę pana Macierewicza w telewizji i jest mi z tym fantastycznie.
WP: Łukasz Warzecha mówi, że "mit Jurka Owsiaka, skrzyżowania Matki Teresy z Janem Pawłem II i Mahatmą Gandhim się wali".
- Super! Chętnie będę jeździł po świecie i cytował te słowa. Na serio, przypinanie różnych etykiet, jest oznaką ludzkiej słabości.
Masz wrażenie, że cały czas chodzi o to, że ludzie upatrują w Tobie człowieka, który jest „konkurencją” dla Caritasu?
- Nie sądzę. Znam wiele świetnie działających ośrodków caritasowskich i nigdy nie było między nami żadnych spięć. Gdy mam okazję rozmawiać z kimś od nich, mówią: mamy swoich dziwnych adwokatów, ale proszę im to wybaczyć, bo to nie jest opinia Caritasu. Działamy na dwóch polach, ale nie konkurujemy, jeśli kogoś to boli, zachowuje się jak Warzecha.
WP: Co boli?
- Myślę, że są tacy, którzy z przekory, lenistwa czy innego powodu, nie mają szans by znaleźć się w jakiejś grupie, która podświadomie ich ciekawi, bo jest czymś fajnym. Doskonale to rozumiem, bo gdy pierwszy raz jechałem do Jarocina i miałem 30 lat też zazdrościłem tym wszystkim artystom, uczestnikom festiwalu. Stałem za płotem i chciałem być taki jak oni. Cztery lata później zostałem dyrektorem artystycznym festiwalu. I myślę, że Warzecha ma podobnie, główkuje: jak ja bym chciał prowadzić taki sztab, powiedzieć coś przez mikrofon na scenie, marzę, by to wszystko działo się wokół mnie. Więc powiem mu tyle: jak bardzo czegoś chcesz, być może to ci się wydarzy. Zamiast biadolić na innych, weź się do roboty.
WP: Zaprosisz Łukasza Warzechę na Przystanek Woodstock?
- Jak go rodzice puszczą. Tak zawsze powtarzam swoim przeciwnikom, których zapraszam. Ci ludzie, oprócz tego, że mają focha na wszystko, zazdroszczą mi sukcesu, ale mam nadzieję, że kiedyś przestaną drążyć, wymyślać spiskowe teorie dziejów, zrobią coś dobrego dla innych.
WP: W dalszym ciągu boisz się polskiej starości?
- Boję się, jednocześnie napawa mnie optymizmem to, że po ostatnim finale o 180 stopni zmieniliśmy 60 oddziałów geriatrycznych, bo w tylu miejscach znalazło się łącznie 2300 naszych urządzeń. Byliśmy w szpitalu w Katowicach, kręciliśmy teledysk na finał i ze wzruszeniem patrzyłem na emerytów w piżamach mówiących: „siema!”. Zagrali w naszym teledysku z taką radością, bez make up-u, ekstra ciuchów. Oni po prostu cieszyli się, że coś się dzieje, ktoś im daje łóżko, na którym mogą się wreszcie wyspać.
WP: Z drugiej strony są negatywne przykłady. Ostatnio chciałeś zabrać sprzęt ze szpitala w Pszczynie po tym, jak darowane im łóżka trafiły na oddział kardiologiczny. Nie obawiasz się, że takich sytuacji jest więcej?
- Dobrze, że do tego doszło. Wszyscy nam gratulowali, że łóżka stamtąd zabraliśmy, bo są zasady, których przestrzegać należy. Pokazaliśmy, że oszustwo się nie opłaca. Gramy czysto i mamy nadzieję, że to nauczka dla dyrektorów szpitali, którzy mieli podobne pokusy.
WP: Sprzęt to jednak kropla w morzu potrzeb. Problem w tym, że państwo nie wspiera dostatecznie starszych osób. Masz pomysł jak to zmienić?
- W geriatrii wymieniliśmy wszystko, wyjechał złom. I nagle pod koniec roku premier pojawił na opłatku na Uniwersytecie Trzeciego Wieku. Więc chyba jednak coś się w myśleniu o ludziach starszych przełamuje. Zapukam do samego piekła, pójdę do każdego polityka, który będzie rządził, aby pochylił się nad geriatrią. Na razie Polska nie jest jednak krajem dla starych ludzi. To, że kupiliśmy sprzęt pokazuje jak jest niedobrze, jaki syf był do tej pory, ale jeśli nic się nie zmieni w ciągu pięciu lat będzie klęska. W medycynie dziecięcej w wielu dziedzinach doścignęliśmy a nawet przeskoczyliśmy świat. W przypadku geriatrii, brakuje nam wciąż empatii. Na Zachodzie pielęgniarka się śmieje, u nas jest z tym problem. Ale i to się powoli ruszyło. Gdy na salę wjeżdża nowy fotel do przewijania pacjenta i można dziadka umyć bez podnoszenia go z łóżka, na twarzy personelu pojawia się uśmiech...