Jan Żyliński dla WP: Polacy są zakompleksieni, chcę uleczyć polską duszę
W ubiegłym roku ufundował pomnik Złotego Ułana poświęcony polskiej kawalerii. Teraz planuje budowę Łuku Triumfalnego w Warszawie, a także wyzywa na pojedynek przywódcę brytyjskiej Partii Niepodległości Nigela Farage'a. - Polacy są zakompleksieni. Chcę im pokazać, że warto walczyć o swoją podmiotowość - mówi londyński milioner Jan Żyliński w rozmowie z Piotrem Gulbickim, korespondentem Wirtualnej Polski.
31.03.2015 10:48
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Piotr Gulbicki: Od odsłonięcia Złotego Ułana w Kałuszynie minęło ponad pół roku.
Jan Żyliński: - I muszę przyznać, że to, co stało się potem, przekroczyło moje oczekiwania. O tym wydarzeniu informowały wszystkie największe polskie media, udzieliłem wielu wywiadów, regularnie bywam nad Wisłą, gdzie spotykam się z wielką sympatią.
Pomników w Polsce nie brakuje.
- Ale ten jest szczególny, jeden z nielicznych podkreślający nasze zwycięstwo, a nie klęskę i martyrologię. Tego, jako naród, potrzebujemy, to daje nadzieję.
Poza tym monument obala mit rozpropagowany m.in. przez Andrzeja Wajdę w filmie "Lotna", że Polacy szarżowali na niemieckie czołgi z szablami w dłoni. A to bzdura, nasi przodkowie nie byli samobójcami.
Niemniej ważny jest również fakt, że pochodzę z zewnątrz, nie jestem związany żadnymi koneksjami, układami czy powiązaniami politycznymi. Ludzie to cenią. Dlatego pomnik stał się wehikułem napędzającym do dalszego działania.
Dalszego działania?
- Polska jest mocarstwem, tyle że nikt tego nie zauważa. Nasi rodacy są zakompleksieni, zalęknieni, boją się. Nie potrafią walczyć o swoją podmiotowość, o to, co im się należy. To jest mentalność postkolonialna i woda na młyn dla różnej maści cwaniaków i hochsztaplerów.
Czasami spotykam się z pytaniem, dlaczego miliona złotych, za który wybudowałem pomnik, nie przeznaczyłem na szpital czy jakieś inne szczytne cele. Cóż, ja nie jestem polskim rządem, natomiast uważam, że równie ważne, jak doraźne potrzeby, jest uleczenie polskiej duszy. Dlatego Złoty Ułan ma spełniać tę rolę, jaką kiedyś odgrywała Trylogia Sienkiewicza - podtrzymywać na duchu i przypominać, że my, Polacy, możemy odnosić sukcesy.
Trudna sprawa...
- Trudna, ale nie niemożliwa. Siła jest w nas samych, musimy ją tylko wydobyć. A w jaki sposób? Odwołując się do pięknych kart rodzimej historii i z nich czerpać natchnienie - tak, jak to robią inne narody. Kropla drąży skałę, a stawką jest wybór - bycie karłem albo gigantem.
Stąd pomysł na wybudowanie Łuku Triumfalnego w stolicy?
- Również. Ma on być poświęcony Bitwie Warszawskiej i stanąć w 2020 roku, a więc w setną rocznicę tego wydarzenia. Ponieważ łuk w Paryżu ma 51 metrów, chciałbym żeby ten nasz go przewyższył. Będą na nim wyryte płaskorzeźby przypominające zwycięstwa nad Rosjanami, a na szczycie marszałek Józef Piłsudski wskazujący prawą ręką na Wschód. Jesteśmy to winni naszym przodkom, pamiętajmy, że właśnie ta bitwa ocaliła Europę przed zalewem komunizmu.
Z podobną inicjatywą wyszedł już wcześniej Jan Pietrzak.
- Z tego, co słyszałem, on proponuje konstrukcję z żelbetonu, w formie odwróconej litery "U". To do mnie nie przemawia - postmodernizm jest niebezpieczny, gdyż podnosi ciśnienie, natomiast mój ukochany klasycyzm koi duszę. Poza tym ja nie jestem od nikogo uzależniony finansowo, wykładam na to własne pieniądze i chcę, żeby łuk stanął w centrum stolicy, a nie gdzieś na obrzeżach miasta. Na razie czekam na wynik wyborów prezydenckich i parlamentarnych, a jeśli będzie zainteresowanie ze strony decydentów, to jestem otwarty do współpracy.
Przy czym chciałbym wyraźnie podkreślić, że ja nie zabieram pomysłu panu Pietrzakowi. Przy wjeździe do mojego londyńskiego pałacu już kilka lat temu wybudowałem granitowy Łuk Triumfalny - klasycystyczny, 10-metrowy, poświęcony pamięci mojego ojca rotmistrza Andrzeja Żylińskiego. Robi wrażenie - przechodnie, a nawet przejeżdżający w pobliżu kierowcy, zatrzymują się, podziwiają, robią zdjęcia.
Ostatnio wyzwał pan na pojedynek szefa Partii Niepodległości Zjednoczonego Królestwa Nigela Farage'a.
- Ta decyzja dojrzewała we mnie od dawna, a rękawicę w jego stronę rzuciłem w filmie dokumentalnym "Wspólnota niewidoczna", przygotowywanym przez BBC 4. Jak przystało na moje arystokratyczne pochodzenie, trzymam w dłoni szablę, którą mój ojciec siekł Niemców i mówię, że muszę iść na wojnę z Anglikami. Po czym dodaję, że oczywiście mam na myśli debatę słowną. Ten dokument jeszcze się nie ukazał, dlatego nakręciliśmy trzyminutowy filmik, który niebawem pojawi się w internecie. W nim ponawiam swoją propozycję.
Jednak szanse na takie starcie są raczej niewielkie.
- Zobaczymy. Wybory parlamentarne zbliżają się szybkimi krokami, a w tym gorącym okresie wszystko jest możliwe. Do działania popycha mnie wsparcie, jakiego doświadczam na co dzień. Często spotykając się z mieszkającymi na Wyspach Polakami słyszę stwierdzenia typu: "Pan jest bezkompromisowy", "My się boimy podnieść głowę, a pan robi swoje", "Jesteśmy wdzięczni za pana działalność".
Jest duże zapotrzebowanie na odwagę, której, niestety, większości brakuje. Polacy zadowalają się byle jaką pracą, myślą o tym, żeby przetrwać, coś zaoszczędzić, nie zwracają uwagi na to, jak są traktowani przez Anglików. A często jest to utajony rasizm.
Utajony rasizm?
- Mówię to jako człowiek, który urodził się w Londynie i mieszka tu całe życie. Jestem obywatelem brytyjskim, jednak zawsze czułem się Polakiem i byłem z tego dumny, co niekoniecznie mi pomagało. Najbardziej tej angielskiej wyższości doświadczyłem budując swój londyński pałac, kiedy sąsiedzi nieustannie rzucali mi kłody pod nogi, a za plecami mówili z lekceważeniem o moim polskim pochodzeniu.
Dużo się psioczy na przybyszów znad Wisły, tymczasem prawda jest taka, że nikt nie zatrudnia ich charytatywnie. Są cenieni, gdyż sumiennie wykonują swoje obowiązki, a pracodawcom się to opłaca.
Ale to Anglicy są tu gospodarzami.
- Owszem, tyle że to jest w równej mierze kraj ich, jak i tych wszystkich, którzy od lat go budują i z nim związali swoje życie. Obecna Anglia to mozaika składająca się z różnych narodowości, mocno tu zakorzenionych.
Pamiętajmy, że Polacy ginęli za Wielką Brytanię w czasie II wojny światowej, potem zostaliśmy sprzedani w Jałcie, co skutkowało masową emigracją niepodległościową. Ci ludzie następnie tworzyli dobrobyt tego kraju. I za to im oraz ich potomkom należy się szacunek. Właśnie dlatego retoryka Nigela Farage'a i innych polityków oskarżających nas o całe zło jest nie do przyjęcia.
A do przyjęcia jest fakt, że setki tysięcy Polaków musi wyjeżdżać za chlebem nie mając możliwości normalnego życia we własnym kraju?
- Oczywiście, to skandal, sytuacja bez precedensu nie tylko w skali Europy. Właśnie dlatego potrzebne jest moralno-duchowe odrodzenie i odwaga - zarówno rodaków mieszkających nad Wisłą, jak i tych na emigracji. Tylko wspólnym, świadomym działaniem, będziemy w stanie kreować lepsze jutro - dla nas i naszych dzieci...
Z Londynu dla Wirtualnej Polski Piotr Gulbicki