Bundeswehra w Polsce. Tak Jasionki strzegą Niemcy
"Amerykańskich chłopców" zastąpili niemieccy "Soldaten". Dla obrony nieba nad lotniskiem Rzeszów-Jasionka to bez znaczenia - jest równie dobra, jak uprzednio. Różnica? Niemcy prawie nie wychylają się z bazy.
Najgorsze są noce. Gdy nad zachodnią Ukrainę nadlatują rosyjskie rakiety i drony, ekrany radarów systemów Patriot rozlokowanych w podrzeszowskiej Jasionce rozbłyskują dziesiątkami jaskrawych punktów.
Operator ogniowy niemieckiej Grupy Rakietowej 21, która aktualnie strzeże tego najważniejszego hubu logistycznego do pomocy humanitarnej i wojskowej dla Ukrainy, wielkich słów używać nie lubi.
- Rzeczywiście, nocami jest mniej spokojnie - stwierdza lakonicznie, jakby chodziło o skoncentrowany atak chmary komarów, a nie o zabójcze ładunki.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Polityczny spór o zniszczony dom. "Każda strona chce coś ugrać"
Przykładem tego, o czym mówił, była noc z 9 na 10 września. To wtedy doszło do bezprecedensowego naruszenia polskiej przestrzeni powietrznej przez kilkanaście rosyjskich dronów.
Żyła tym, a właściwie żyje do dziś, cała Polska. "Nalot" poruszył również niemiecką opinię publiczną. Emocje za Odrą podsyciły "Die Welt" oraz "Der Spiegel", które donosiły, że co najmniej pięć bezzałogowców miało być uzbrojonych, a ich celem było właśnie lotnisko w Jasionce, na którym stacjonują ich rodacy. Niemieckie dowództwo nie potwierdziło tych doniesień.
Pewnym jest jednak to, że Grupa Rakietowa 21, która w Rzeszowie stacjonuje od początku 2025 r., wspomogła polskie i holenderskie myśliwce F-16 i F-35, które bezpośrednio "neutralizowały" drony. Rzecznik niemieckiego MON przekazał, że "nasi żołnierze brali udział w tworzeniu obrazu sytuacji i dostarczali dane partnerom".
Efektem ubocznym wydarzeń z początku września było jednak to, że do części niemieckiej opinii publicznej być może właśnie wtedy dotarło, że konflikt toczący się za polską granicą, dotyczy również Niemiec.
Wirtualna Polska była w bazie w Jasionce i na własne oczy przekonała się, jak wygląda miejsce kluczowe dla dostaw do walczącej Ukrainy.
"To robi różnicę"
Podpułkownik Sandra Pillath dowodząca niemieckim kontyngentem w Jasionce to jedna z dwóch kobiet zajmujących w Bundeswehrze tak wysokie stanowisko.
Dowództwo nad Grupą Rakietową 21 z Sanitz w Meklemburgii-Pomorzu Przednim na północy Niemiec objęła w marcu, kilka tygodni po tym, gdy jednostka zaczęła stacjonować w Polsce. Grupa wchodzi w skład 1. Pułku Rakietowej Obrony Powietrznej z Husum w Szlezwiku-Holsztynie. W Niemczech pod komendą Pillath znajduje się ponad 600 żołnierzy. W Polsce jest ich nieco mniej, bo ok. 180.
Energiczna i elokwentna. Te dwa słowa chyba najlepiej opisują podpułkownik, która z niemieckimi siłami obrony powietrznej związana jest od początku kariery zawodowej. Już w 2004 roku, jeszcze jako porucznik 26. Grupy Rakiet Przeciwlotniczych (Flugabwehrraketengruppe 26), współtworzyła publikację na temat miejsca Luftwaffe w architekturze bezpieczeństwa XXI wieku.
Teraz ma okazję, o której zapewne nie marzyła, sprawdzenia teorii w praktyce.
Siedzimy w przytulnej kantynie, w której na co dzień jej podwładni spędzają czas wolny. Teraz ich wymiotło, bo nie chcą przeszkadzać szefowej. Żaden tam wypas. Tarcza do rzutek, stół do ping-ponga, kanapa, telewizor i konsola do gier. Poza tym kilka stołów. Siadamy przy jednym z nich.
- Witam w naszych skromnych prograch - śmieje się, równocześnie skanując mnie uważnie, niczym radarem, brązowymi oczami.
- Bez względu na sytuację działamy w reżimie 24/7, więc jesteśmy gotowi do działania w każdej chwili - mówi Pillath. - Pobyt w Rzeszowie to dla nas bardzo cenne doświadczenie. W końcu jesteśmy bardzo blisko wschodniej granicy Sojuszu, to robi różnicę.
- Zapewniamy ochronę naszego obiektu przez całą dobę i jesteśmy gotowi do działania w każdej chwili - zapewnia. Ppłk wskazuje ponadto, że gdyby pojawiło się zagrożenie, spotkałoby się ono z odpowiednią reakcją. Gotowość ta nie była jednak nigdy testowana w warunkach bojowych.
Sytuacja z nocy 9 na 10 września to pierwsze tak duże naruszenie polskiej przestrzeni powietrznej. Nie jest to jednak pierwsze naruszenie w ogóle. W ostatnim czasie do mniejszych incydentów dochodziło coraz częściej, żeby nie wspominać o incydentach z Przewodowa, gdzie życie straciło dwóch rolników, czy rakiety znalezionej w lesie pod Bydgoszczą.
Twierdza Rzeszów-Jasionka
O ile Niemcy strzegą nieba nad lotniskiem, to ono samo w ostatnich miesiącach również zamieniło się w twierdzę. Środki bezpieczeństwa zostały dodatkowo zintensyfikowane w związku ze zmianami przepisów w Polsce. W kwietniu tego roku w życie weszły przepisy dotyczące m.in. zakazu fotografowania obiektów "szczególnie ważnych dla bezpieczeństwa państwa, infrastruktury krytycznej oraz obiektów wojskowych". Wcześniej nie było to tak oczywiste.
Niemieckie wyrzutnie Patriot można dostrzec już z oddali. Na lotnisku zadysponowano dwie baterie - łącznie to kilkanaście wyrzutni - które rozlokowano na całym terenie lotniska.
To jeden z najnowocześniejszych systemów obrony powietrznej. W arsenale USA znajdował się od lat 80. XX wieku, a obecnie operuje nim już 19 krajów, w tym od niedawna Polska.
Typowa jednostka ogniowa składa się z systemów radarowych i sterujących, jednostki napędowej, wyrzutni i pojazdów wsparcia. System - w zależności od użytego pocisku - może przechwytywać samoloty, taktyczne pociski balistyczne i pociski manewrujące.
Koszt jednego pocisku oscyluje w granicach 4 mln dolarów za sztukę. W użyciu znajdują się dwa rodzaje pocisków PAC-2 z głowicą odłamkowo-burzącą i nowocześniejsze PAC-3, które bezpośrednio trafiają w cel.
Patrioty są skuteczne w przechwytywaniu rakiet czy samolotów. Równocześnie stanowią kosztowne narzędzie do zestrzeliwania dronów, m.in. takich, które naruszyły ostatnio polską przestrzeń powietrzną. Dlatego Grupa Rakietowa 21 w noc z 9 na 10 września tylko wspomogła polskie i holenderskie myśliwce F-16 i F-35, które bezpośrednio neutralizowały rosyjski rój.
Więcej niż hub
Misja w Jasionce dla żołnierzy z północnych Niemiec nie jest pierwszą, którą prowadzili w Polsce. Na początku 2023 r. w ramach pomocy sojuszniczej Bundeswehra rozlokowała swoje Patrioty pod Zamościem. Wraz z bateriami przybyło wtedy ok. 350 żołnierzy.
- Teraz nie jesteśmy w Polsce tylko jako Niemcy, ale jako NATO. Zamość to była kooperacja Berlina i Warszawy. Tutaj jesteśmy w ramach całego Sojuszu - podkreśla obecny w Jasionce ustępujący attaché Obrony Republiki Federalnej Niemiec, płk Frank Ennen. - Najważniejszy jest jednak cel misji. W gruncie rzeczy robimy to samo, czyli strzeżemy przestrzeni powietrznej. Tutaj jest to oczywiście przestrzeń lotniska.
Pierwszemu pobytowi Niemców towarzyszyły gorące dyskusje polityków, czy wypada przyjmować ich pomoc. Padały opinie, że jej nie potrzebujemy, więc może niech oddadzą swoje Patrioty Ukrainie. Niesnaski zakończył prezydent Andrzej Duda. - To ważny gest sąsiedzki i sojuszniczy - stwierdził podczas wizyty w Berlinie.
Teraz wątpliwości nie było, bo lotnisko Rzeszów-Jasionka to najważniejszy hub logistyczny. Możliwe, że kluczowy dla przebiegu wojny w Ukrainie. To tędy przechodzi nawet 90-95 proc. dostaw, które potem docierają na front.
Nie bez znaczenia jest również to, że lotnisko pełni inną ważną funkcję. To właśnie stąd latają w świat ukraińscy politycy. Podobnie jest również w drugą stronę - to do Jasionki przylatują politycy z całego świata, którzy później udają się do Kijowa. Lotnisko można zatem określić mianem ukraińskiego okna na świat.
Misja jest częścią specjalnej operacji NATO o nazwie NSAT-U (NATO Security Assistance and Training for Ukraine). Płk Ennen wskazuje, że hub narażony jest ze strony Rosji na działania hybrydowe.
- Musimy to mieć na uwadze i mamy świadomość zagrożenia - zaznacza oficer. - Fakt, że ono jest wszędzie - tutaj, w krajach bałtyckich, czy w Dortmundzie, ale trzeba pamiętać, że Rzeszów-Jasionka to cywilne lotnisko, nie tylko hub. Niemcy pozostaną obecni w Rzeszowie do końca roku.
Tęsknią za Amerykanami
Choć obecność Bundeswehry nie budzi już takich emocji, jak uprzednio, nie oznacza, że ich nie było. Niemcy przejęli odpowiedzialność za obronę powietrzną od Amerykanów, którzy opuścili Rzeszów w kwietniu tego roku po blisko trzech latach. Wywołało to w Polsce zaniepokojenie i obawy, że zmniejszy się ich zaangażowanie w Polsce.
Attaché Ennen ma tego świadomość i zapewnia: - Kiedy spotykają się profesjonaliści, nie ma problemu z przekazaniem.
Zmiana warty z amerykańskiej na niemiecką jest za to odczuwalna w okolicy.
Wirtualna Polska opisywała, że "amerykańskim chłopcom" wszyscy chcieli przychylić nieba. Dziewczyny rzucały się na nich, jakby byli ze złota, a hotelarze na ich widok zacierali ręce. Z kolei restauracje i puby na gwałt zmieniły menu. Do końca ich pobytu w Jasionce nie udało się rozwiązać tylko jednego problemu - fryzjera na etat, który potrafiłby zrobić afro.
Niemcom też pewnie przychyliliby nieba, ale jest problem - ci w mniejszym stopniu niż Amerykanie korzystają z lokalnych atrakcji. Schnitzel i Wurst mogą spałaszować w swojej kantynie, a do dziewczyn, narzeczonych i żon nie muszą latać - w odróżnieniu od Amerykanów - na drugi koniec świata.
Według pułkownika Ennen mniejsza obecność poza jednostką nie świadczy o uprzedzeniach ze strony Niemców ani o ich obawach o uprzedzenia ze strony Polaków. A już na pewno nie może być mowy o żadnych problemach we współpracy z Polską.
- Ta współpraca jest znakomita, zarówno jeśli chodzi o logistykę, jak i o kontakty bezpośrednie. To niezwykle imponujące, co zapewnia polska strona. Nie mówię tylko o tym, co robicie dla Ukrainy, ale także i dla reszty zaangażowanych krajów - mówi Ennen.
Tomasz Waleński, dziennikarz Wirtualnej Polski