Zyta Gilowska na prezydenta!
Na początku maja Jarosław Kaczyński może by i wygrał wybory. Ale pod koniec czerwca, kiedy odbędzie się druga tura? Niekoniecznie. A to nie jedyny problem. Kto zatem będzie kandydatem PiS na prezydenta, jeśli nie prezes PiS? Najgłośniej mówiło się o Zbigniewie Ziobrze. Ale sami bracia Kaczyńscy - jeszcze za życia tragicznie zmarłego prezydenta - mieli rozważać inną osobę, Zytę Gilowską.
15.04.2010 | aktual.: 18.05.2010 05:07
Brat prezydenta Jarosław Kaczyński jest teraz postrzegany jako osoba obdarzona szczególnymi stygmatami. I jest namawiany, by wykorzystać tragiczny i heroiczny zarazem mit, który tworzy się wokół niego z powodu rozgrywającego się dramatu. Prezes PiS zdaje sobie sprawę z siły tego mitu, ale również z tego, że Polacy szybko zrzucają z cokołów tych, których na nie wynieśli. Przewiduje, że za dwa, trzy tygodnie rozpocznie się w polskiej polityce zwyczajowa jatka. Tylko na początku trochę stonowana, ale potem już na całego.
Były premier liczy się z tym, że stanie się tarczą strzelniczą dla przeciwników pochowania jego brata na Wawelu. Oni już się zresztą ujawnili i to bardzo głośno. Będą mu zarzucali grzech pychy, nadużywanie czasu żałoby oraz kreowanie kultu Lecha Kaczyńskiego. Ten kult i tak się rozwinie, ale na jego utrwalenie trzeba lat. Jarosław Kaczyński, gdyby wygrał wybory prezydenckie, ten mit by osłabiał z powodu nieustannych ataków, jeszcze większych niż te, jakie spotykały jego brata.
PiS bez Jarosława Kaczyńskiego, gdyby wygrał, i z nim, gdyby przegrał prezydenturę, miałby małe szanse na zwycięstwo w wyborach parlamentarnych w 2011 r. A już po dwóch porażkach poparcie dla tej partii mogłoby nie przekroczyć 13-15 proc. Takie PiS ani nie byłoby w stanie realizować dziedzictwa Lecha Kaczyńskiego, ani rządzić posiłkując się jego mitem. Jarosław Kaczyński musi zdawać sobie z tego sprawę, dlatego ma pomysł, jak nie kandydować samemu, a jednocześnie zachować spore szanse na zwycięstwo.
Zbigniew Ziobro, mimo że wielu namawia go, by wystartował, szanse na to ma nikłe. I to mimo zbudowania silnej frakcji swoich zwolenników w telewizji publicznej. Nie tylko dlatego, że nie jest politycznym strategiem. Jego słabą stroną jest też metapolityka, czyli rozumienie polityki teoretycznie, systemowo, długofalowo i ponad bieżącą walką. No i słabo się zna na gospodarce. Ale najważniejsze jest to, że gdy bracia Kaczyńscy mieli kilka tygodni temu rozważać, kto wchodziłby w grę, gdyby Lech Kaczyński jednak nie zdecydował się kandydować, sam tragicznie zmarły prezydent na Ziobrę nie wskazywał. Rozważano całkiem inną osobę.
Jarosław Kaczyński całkiem serio chce wrócić do władzy jako premier. Ale żeby to osiągnąć, musi przebudować oraz zrewitalizować Prawo i Sprawiedliwość. Prezes PiS nie był zadowolony z tego, że partia oddawała walkowerem całe regiony, że wielu obecnych liderów się wypaliło, że intelektualnie nie miał partnerów do dyskusji, a ci, którzy do tego dorastali, nie radzili sobie z tłumem, z publicznymi wystąpieniami albo z zarządzaniem. Dlatego przed wyborami w 2011 r. Jarosław Kaczyński miałby wręcz rewolucyjnie przewietrzyć listy wyborcze, a przez to zmienić parlamentarną reprezentację PiS. Miał się tylko obawiać oporu wewnątrz partii. Dlatego plan miał zostać zrealizowany z zaskoczenia.
W katastrofie zginęli bardzo ważni dla PiS posłowie tej partii, więc niewątpliwie jest to wielka strata. Ale to nieszczęście paradoksalnie pozwoli przeprowadzić zmiany w partii z mniejszymi oporami, niż gdyby odbyło się to zgodnie z wcześniejszym planem prezesa. Trzeba przecież wykreować nowe postacie w miejsce poległych. Świeże twarze na listach PiS mają sprawić, że partia pozyska nowych wyborców, nadrobi straty w regionach, gdzie dotychczas przegrywała, nie będzie też identyfikowana z ludźmi, którzy mocno się zużyli, łącznie z obecnymi telewizyjnymi twarzami tego ugrupowania.
Plan Jarosława Kaczyńskiego dotyczący partii i powrotu do władzy właściwie wyklucza jego start w wyborach prezydenckich. Ten plan będzie realny wtedy, gdy jednak kandydat PiS albo wybory wygra, albo przegra nieznacznie.
Tą cudowną bronią Jarosława Kaczyńskiego, rozważaną już kilka tygodni temu jako wariant zapasowy, ma być Zyta Gilowska. Była wicepremier i minister finansów jest wojownikiem, więc w kampanii nie da sobie w kaszę dmuchać. Jest odważna, inteligentna, pyskata i żywiołowa. A w debacie o gospodarce zagnie każdego z rywali, nawet Olechowskiego.
Zyta Gilowska byłaby bardzo trudnym przeciwnikiem dla Bronisława Komorowskiego i Andrzeja Olechowskiego. Bo wywodzi się z tego samego środowiska i zna jego słabe strony. Nieprzypadkowo była kiedyś „siostrą” Donalda Tuska. Dlatego może obu kandydatom podkradać wyborców, no i ma duże szanse pozyskać głosy wielu kobiet.
Jedynym jej problemem może być stan zdrowia, a właściwie stan jej serca. Ale ten kłopot może nie być istotny, bo kampania wyborcza będzie krótka, zatem mniej eksploatująca ewentualną kandydatkę.
Czy będziemy zatem mieli pierwszą kobietę prezydenta – Zytę Gilowską?
Polecamy w wydaniu internetowym fakt.pl:
Premier o stewardessie: Nasza córeczka!