Żyjemy w świecie, w którym brak pieniędzy jest grzechem
George Orwell jest znany w Polsce przede wszystkim ze swoich pamfletów politycznych. "Folwarku zwierzęcego", opisującego komunistyczny system równych i równiejszych. Oraz - bardziej uniwersalnej analizy policyjnego systemu wszechogarniającej inwigilacji, indoktrynacji i strachu w książce "1984", ułatwiającej zrozumienie i faszyzmu i komunizmu, ale też - wszystkich innych form reżimów opartych na paranoi i koncentracji władzy.
14.05.2009 | aktual.: 14.05.2009 10:03
Mniej znane są orwellowskie, subtelne analizy biedy. Chodzi mi szczególnie o książkę "Wiwat aspidistra", pokazującą, jak sam pisał, atmosferę fiaska, kłopotów i nudy codziennej walki o przetrwanie spauperyzowanej klasy "średniej i średniej" - wyniesionej na krótko przez wiktoriański okres prosperity i zdeklasowanej przez kryzys angielskiego Imperium po I wojnie światowej.
Obraz, który maluje Orwell, dobrze oddaje dzisiejszy dramat całego pokolenia młodych ludzi, błyskawicznie wyniesionych w górę - materialnie i statusowo - przez balon wirtualnej piramidy produktów finansowych, a obecnie spychanych w dół przez globalny kryzys. Dotyczy to także Polski, gdzie sytuację komplikują jeszcze - dramatyczne w przypadku rozwoju zależnego - konsekwencje zwijania się globalizacji.
Jak pokazuje Orwell, przy nagłym spadku w dół, nie chodzi tylko o brak pieniędzy. Głównym problemem jest to, że - nie mając już pieniędzy - ludzie ci dalej żyją, jak pisał Orwell, "duchem" w świecie pieniędzy, w świecie, gdzie pieniądz jest cnotą, a jego brak - grzechem.
Próby zbudowania "szacownego" ubóstwa (co udało się arystokratom po rewolucji francuskiej, i - wieki później - w komunizmie) w wypadku średniej klasy średniej rzadko się udają. Upokorzenie przez kryzys i - pogłębiona jeszcze - typowa dla niższej i średniej klasy średniej, niepewność własnego statusu, nie pozwala jej cieszyć się z tego, co jej pozostało.
A jest tego znacznie więcej w porównaniu z "ludem". Ale klasa średnia wciąż patrzy na życie przez pryzmat wyścigu, z którego nagle wypadła. A nie - jak ów "lud", przez pryzmat życia samego, branego dzień po dniu.
Co gorsza, ludziom tym trudno będzie wykorzystać szansę, jaką zapewne stworzy nieunikniona konieczność wymiany obecnej klasy politycznej. Bo ta wymiana będzie opierała się na profesjonalizmie, głębokiej wiedzy o współczesnym świecie, ale też - etyczności i zdolności dźwigania odpowiedzialności.
Podobnie będzie w biznesie. Nowy, pokryzysowy typ kapitalizmu, oparty na wykorzystywaniu kryzysowej koncentracji władzy i kapitału (i nowych relacji między sferą publiczną i prywatną, państwem i rynkiem) będzie wymagał profesjonalistów zdolnych do innowacji, a nie komiwojażerów spekulacyjnego kapitału finansowego, PR-owców i błyskawicznych ekspertów od wszystkiego z firm doradczych i "doszkalających".
Więc może powrót jeszcze raz do szkoły, zdobywanie nowych kwalifikacji, okaże się równie konieczny dla tracących prace bankowców, jak i dla tracących pracę robotników?
Prof. Jadwiga Staniszkis specjalnie dla Wirtualnej Polski