ŚwiatŻycie pod ostrzałem - dramatyczne relacje dla WP.PL z Bliskiego Wschodu

Życie pod ostrzałem - dramatyczne relacje dla WP.PL z Bliskiego Wschodu

Śmierć czterech chłopców - trzech Izraelczyków i Palestyńczyka - stała się iskrą, która kolejny raz wznieciła pożar między tymi dwoma narodami. Teraz obie strony celują w siebie nawzajem pociski, a w niebezpieczeństwie znalazły się tysiące ludzi. Polka mieszkająca w Gazie mówi Wirtualnej Polsce, że izraelska armia czasem dzwoni do domów, które później bombarduje. Izraelczyk z Tel Awiwu opowiada o głośnych wybuchach rakiet, wystrzeliwanych przez palestyńskich bojowników, a niszczonych jeszcze w powietrzu przez system Żelaznej Kopuły. Oto ich relacje.

Życie pod ostrzałem - dramatyczne relacje dla WP.PL z Bliskiego Wschodu
Źródło zdjęć: © PAP/EPA | Mohammed Saber
Małgorzata Gorol

12 czerwca na Zachodnim Brzegu zaginęło troje izraelskich nastolatków - ich ciała znaleziono kilkanaście dni później. Wkrótce doszło do kolejnego mordu, tym razem ofiarą był 16-letni Palestyńczyk. Władze Izraela oskarżyły o śmierć trzech chłopców Hamas. Palestyńczycy uważają, że kolejne dziecko to ofiara odwetu. Te zbrodnie nakręciły spiralę przemocy. Teraz zagrożone są tysiące ludzi, bo i nad izraelskim, i nad palestyńskim niebem zaroiło się od rakiet.

Ze Strefy Gazy, gdzie rządzi Hamas, wystrzelono w stronę terytorium Izraela setki rakiet. Pociski M-302 mogą sięgać celów oddalonych nawet o ponad 100 km, co znaczy, że zagrożone są największe miasta. Alarmowe syreny zawyły m.in. w Jerozolimie i Tel Awiwie. Część pocisków udaje się przechwycić dzięki Żelaznej Kopule, systemowi przeciwrakietowemu. Ale bomby spadają także na tereny Strefy Gazy, gdzie izraelskie siły prowadzą operację "Protective Edge". Zginęło tam już - jak podaje dziennik "Haarec" - ponad 70 osób, także kobiety i dzieci, a kilkaset zostało rannych.

Jak w takiej sytuacji wygląda życie mieszkańców Izraela, Zachodniego Brzegu i Strefy Gazy?

Pani Teresa, Polka mieszkająca od 21 lat w Gazie

- Jest bardzo niebezpiecznie. Ataki są na całym terenie Strefy Gazy, nie ma spokojnego miejsca, wszędzie są naloty - mówi w rozmowie z Wirtualną Polską pani Teresa, która mieszka w mieście Gaza. - Dzisiaj byłam w pracy, cała apteka się trzęsła. Człowiek boi się siedzieć pod oknem, żeby szkło nie spadło na głowę - dodaje i wyjaśnia, że mieszkańcom doskwierają także braki prądu, który jest dostępny tylko przez siedem godzin na dobę. - Ale trwamy tu w centrum, na obrzeżach ludzie mają dużo gorzej - wyjaśnia kobieta, która przeżyła już kilka izraelskich operacji w Gazie. - Wydaje się, że człowiek może się zahartować, ale do czegoś takiego nie sposób się przyzwyczaić - mówi.

Pani Teresa twierdzi, że atakowane są nie tylko przemytnicze tunele czy wyrzutnie rakiet, jak podaje izraelska armia, ale także cywilne domy. Według informacji, które usłyszała, Izraelczycy czasem dzwonią przed atakiem do konkretnego domu, uprzedzając, że za 10-15 min. zostanie zniszczony.

Polkę bardzo niepokoi zamknięcie granic. Co dwa lata pani Teresa wyjeżdżała na urlop do Polski. Teraz też miała tak spędzić wakacje. Jednak z powodu izraelskich ostrzałów zamknięto przejścia. - Można powiedzieć, że jesteśmy w tej chwili uwięzieni. Staramy się, by ambasada umożliwiła nam wyjazd na okres wakacyjny, ale z opcją powrotu. Mamy tutaj pracę, nasze domy, życie. Chcemy tylko odwiedzić nasze rodziny - wyjaśnia i dodaje, że do Gazy nie mogą też wrócić m.in. pielgrzymi, którzy wyjechali do Arabii Saudyjskiej, ponieważ swoją granicę ze Strefą zamknął też Egipt. Według informacji Polskiej Agencji Prasowej, Kair zdecydował się jednak niedawno otworzyć przejście w Rafah, by ewakuować ze Stefy Gazy rannych.

- To są krótkotrwałe wojny. Na takim małym terenie wojna nie może trwać długo - mówi Polka. Przyznaje jednak, że jest prawdopodobne, iż do Strefy Gazy wejdą izraelskie siły lądowe, podobnie jak w 2009 r. podczas operacji Płynny Ołów.

- Mam nadzieję, że dojdzie do jakiegoś rozejmu. Nie chcemy krwi po żadnej stronie. (...) Giną kobiety, dzieci, starcy, ludzie tracą domy. Nikt tego nie chce. Musimy to po prostu przeczekać - mówi.

Oded Mizrachi, właściciel firmy PR z Tel Awiwu

- Od wtorku syreny alarmowe słychać w Tel Awiwie co kilka godzin. Najczęściej potem pojawia się dźwięk wybuchających w powietrzu rakiet przechwyconych przez system obronny Żelazna Kopuła. To stresujące, szczególnie dla dzieci - mówi Wirtualnej Polsce Oded Mizrachi. Gdy rozlega się alarm, Izraelczycy biegną do tzw. bezpiecznych pokoi znajdujących się w niektórych budynkach, czasem kryją się na klatkach schodowych, a ci, których zagrożenie spotka na ulicy, kładą się na ziemi i zasłaniają rękami głowy.

- Jesteśmy pod wrażeniem skuteczności systemu przeciwrakietowego, ale oczywiście nie zapewnia on 100-procentowej obrony. Wybuchy są mocno słyszalne i nawet jeśli dochodzi do eksplozji w powietrzu, resztki często spadają na zamieszkałe tereny, a to jest równie niebezpieczne - wyjaśnia.

Izraelczyk podkreśla, że mieszkańcy Tel Awiwu starają się żyć normalnie, chodzą do pracy. Odwołano jednak wiele wydarzeń kulturalnych, które miały się odbyć na zewnątrz, także letnie obozy dla dzieci. - Dodatkowo wiele osób zostało ponownie powołanych do wojska - dodaje.

Obraz
© (fot. WP.PL)

- Ale to nic w porównaniu do tego, co przechodzą ludzie na południu - ocenia Izraelczyk, dodając, że w miejscowościach w pobliżu Strefy Gazy "ludzie żyją w ciągłym zagrożeniu i pod ostrzałem od dekady, a teraz jest to jeszcze intensywniejsze". Mizrachi podkreśla, że tych terenów nie jest w stanie chronić system Żelaznej Kopuły, ponieważ znajdują się zbyt blisko miejsc, z których odpalane są wrogie rakiety.

Izraelczyk wątpi, że dojdzie do wojny na pełną skalę, choć nie można tego wykluczyć. - Byłbym szczęśliwy, gdyby udało się tego uniknąć, dla dobra ludzi po obu stronach. Jednak żadne państwo nie może pozwolić na ciągły ostrzał cywilów, i jeśli tego trzeba, by go powstrzymać... cóż musimy zrobić to, co musimy zrobić - dodaje.

Zdaniem Mizrachiego zapobiec eskalacji konfliktu może kompromis i odważne przywództwo po obu stronach, a tego - jego zdaniem - brak. Izraelczyk podkreśla, że społeczność międzynarodowa powinna mieć świadomość, iż Hamas to "organizacja terrorystyczna, która wzięła za zakładników ludność Gazy, i której celem jest zniszczenie Izraela, oraz że nie należy jej legitymizować w żadnej formie".

Ala Qandil, polska dziennikarka, korespondentka z Izraela i Palestyny

- W Jerozolimie Wschodniej cały czas trwają protesty, na Zachodnim Brzegu powoli przybierają na sile - opisuje polska dziennikarka sytuację na, jak podkreśla, terytoriach okupowanych przez Izrael. Dodaje, że niedawno doszło do starć, gdy policja chciała w środku nocy zdemontować namiot żałobników opłakujących Mohammeda Abu Khadeira, zamordowanego przez izraelskich ekstremistów 16-letniego Palestyńczyka. - Tego samego dnia, gdy (do rodziny zabitego nastolatka - red.) dzwonił z kondolencjami Nir Barkat, burmistrz Jerozolimy, izraelska policja prowokowała pogrążoną w żałobie dzielnicę - mówi Qandil. Dziennikarka ocenia, że często to właśnie obecność izraelskiej policji w palestyńskich dzielnicach Jerozolimy jest iskrą zapalną protestów ich mieszkańców. Qandil informuje, że zaczynają się też masowe aresztowania osób biorących udział w protestach przeciwko izraelskiej okupacji.

Jak relacjonuje Polka, sytuacja jest napięta nawet w centrum miasta, po zachodniej, izraelskiej stronie Jerozolimy, gdzie "wieczorami zbierają się grupy rasistów, faszystów, izraelskich nacjonalistów, którzy urządzają polowania na Palestyńczyków pracujących w lokalnych biznesach". Dochodzi do pobić. - Sytuacja jest na tyle zła, że ludzie musieli się zorganizować w dzielnicowe grupy ochotnicze przeciwko atakom izraelskich radykałów - mówi Qandil.

W przeciwieństwie do Strefy Gazy przejścia z Zachodnim Brzegiem nadal są otwarte. Jednak i tam nie jest spokojnie. - W Betlejem przy murze, blisko miejsca, gdzie modlił się papież, co wieczór dochodzi do protestów - mówi dziennikarka, dodając, że są one brutalnie rozpędzane przez izraelskie siły. Funkcjonariusze mają nawet używać ostrej amunicji. - Zawsze, gdy w Gazie sytuacja jest napięta, na Zachodnim Brzegu metody rozbijania protestów stają się bardziej niebezpieczne dla ich uczestników - dodaje, wyjaśniając, że jest to związane z mniejszą liczbą żołnierzy, którzy są przerzucani w bardziej zapalny punkt kraju.

Dziennikarka jest także w kontakcie z mieszkańcami Strefy Gazy, gdzie przeprowadzane są izraelskie naloty. Jak opisuje Qandil, sytuacja w Strefie Gazy, obłożonej od siedmiu lat izraelską blokadą, i tak jest dramatycznie trudna, nawet bez izraelskich bombardowań. Brakuje paliwa, prądu i zapasów medycznych.

- Trwa ramadan, ludzie poszczą cały dzień, wieczorem tradycyjnie powinni wychodzić z domów, odwiedzać się nawzajem, ale teraz jest to zbyt niebezpieczne. (…) To powinien być okres świąteczny dla muzułmanów, ale kiedy po zachodzie słońca i całym dniu postu mają zasiąść do kolacji, wielu nie ma apetytu, jest zestresowanych i przerażonych - wyjaśnia i dodaje, że zamiast rodzinnego posiłku, spaceru czy pikniku na plaży, ludzie siedzą w ciemnościach, słuchając odbiorników radiowych na baterię. Ze względu na dramatyczną sytuację w gazańskich szpitalach, Egipt zgodził się otworzyć jedyne niekontrolowane przez Izrael wyjście z Gazy, w Rafah, by przyjąć rannych Palestyńczyków na leczenie - informuje Qandil.

Dziennikarka opisuje także trudną sytuację dzieci przestraszonych nalotami. - Szczególnie małe dzieci nie rozumieją, co się dzieje, płaczą przez cały dzień. Gaza jest tak mała i tak gęsto zaludniona, że eksplozje niosą się po całej przestrzeni, trzęsą się budynki, wypadają szyby z okien. Ludzie śpią w nocy godzinę, może dwie - mówi Polka.

- Nie ma bezpiecznych miejsc - wciąż powtarzają mieszkańcy Gazy, nie ma schronów i każde miejsce może być celem ataku - mówi, dodając, że w środę w nocy ze Strefy napłynęły informacje o śmierci dziennikarza, którego samochód został ostrzelany podczas nalotu.

Juval Ardon, Izraelczyk z miasta Beer Szewa

Dwa dni temu Ardon dostał telefon od armii - został powołany do służby. 34-latek musiał opuścić swój dom, żonę i dzieci. Nie może rozmawiać o planach wojska. Jednak agencje prasowe informowały niedawno, że izraelski rząd zezwolił na mobilizację 40 tys. rezerwistów. To rodzi pytania o plany ofensywy lądowej przeciwko Hamasowi w Strefie Gazy.

W rozmowie z Wirtualną Polską Ardon wyjaśnia, że armia chce zniszczyć rakiety, którymi hamasowcy ostrzeliwują tereny Izraela. - (Siły zbrojne) nie chcą, by przy okazji ginęli cywile, ale jeśli Hamas umieści rakiety wśród cywilnych osiedli, by w ten sposób je chronić, to zapłaci za to wysoką cenę - mówi 34-latek i podkreśla, że izraelskie władze organizują dla swojej ludności schrony, gdy jest zagrożona ostrzałem, podczas gdy Hamas mówi cywilom, by ustawiali się przed namierzanymi celami, chcą je w ten sposób zabezpieczyć. - Izraelczycy nie będą ostrzeliwać hamasowskich rakiet, jeśli są tam cywile. Tymczasem Hamas kieruje swoje rakiety w stronę centrów izraelskich miast - opisuje.

Ardon zdradził, że nim został wezwany przez wojsko, w stronę jego rodzinnego miasta, oddalonego od Gazy o ok. 50 km, wycelowano w ostatnich dniach co najmniej dwie rakiety - jedna została strącona przez wojskowy system antyrakietowy, druga spadła na otwarty teren. Z każdym alarmem ludzie kryją się w specjalnie przygotowanych schronach.

Rezerwista i jego żona wywieźli swoje małe dzieci do pobliskiej miejscowości, gdzie mieszka teściowa Ardona. Ale i tam nie jest bezpiecznie. - Arabowie protestujący przeciwko temu osiedlu wzniecili ogień w pobliskim lesie dwa dni temu - wyjaśnia. Jednak w Beer Szewie rodzina Ardona nie mogła dłużej posyłać dzieci do przedszkola, bo zostało ono zamknięte z powodu zagrożenia. Niebezpieczeństwo narasta od czasu uprowadzenia w połowie czerwca izraelskich nastolatków.

- Ludzie w Beer Szewie modlili się o ich bezpieczny powrót - mówi Ardon. Pod koniec miesiąca znaleziono jednak ciała chłopców, a potem doszło do kolejnego mordu na młodym Palestyńczyku. – Nikt się wcale z tego nie cieszył. Większość rozsądnych ludzi, z którymi rozmawiałem, uważa za nieludzkie morderstwo dziecka, nawet w akcie zemsty - dodaje.

Zebrała Małgorzata Gorol, Wirtualna Polska

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)