Życie po Czarnobylu
Tereny skażone 30 lat temu potężnym promieniowaniem są dziś rajem dla dzikich zwierząt - czytamy we "Wprost".
Jednym z najbardziej spektakularnych efektów wybuchu w czarnobylskiej elektrowni jądrowej było pojawienie się tzw. Czerwonego Lasu. Pod wpływem promieniowania drzewa niemal natychmiast zmieniły kolor na brązowoczerwony. Awaria reaktora atomowego spowodowała wybuch wodoru i pożar, przez co do atmosfery przedostały się olbrzymie ilości szkodliwych substancji promieniotwórczych, m.in. izotopu cezu (Cs-137). Zwierzęta żyjące w promieniu kilkunastu kilometrów od reaktora były bez szans. Jak wykazała autopsja odstrzelonych kilka miesięcy po katastrofie domowych i dzikich zwierząt, nawet te, którym bezpośrednio po katastrofie udało się przeżyć, cierpiały na chorobę popromienną.
Jednak ku zaskoczeniu naukowców już w 1987 r., kilkanaście miesięcy po wybuchu, do obejmującej dziś 4200 km kw. skażonej strefy wokół elektrowni zaczęło wracać życie, a 30 lat później opustoszałe tereny wokół Czarnobyla stały się czymś w rodzaju samozwańczego parku narodowego, do którego wprowadziły się nawet niedźwiedzie brunatne.
– To jedno z najbardziej niezwykłych miejsc na świecie, aż roi się tam od dzikich zwierząt – mówi dr James Beasley z amerykańskiego Uniwersytetu Georgii, współautor opublikowanego właśnie w magazynie „Current Biology” raportu na temat populacji ssaków żyjących na terenach sąsiadujących z elektrownią w Czarnobylu. – Okazało się, że skażenie promieniotwórcze miało tam na środowisko naturalne znacznie słabszy wpływ niż brak codziennej działalności człowieka. Z terenów wokół elektrowni wywieziono bowiem 116 tys. mieszkańców – tłumaczy dr Beasley.
Sowa w oknie
Badania, w których uczestniczył amerykański naukowiec, prowadzono na południu dzisiejszej Białorusi, na terenie stanowiącym mniej więcej połowę tzw. Czarnobylskiej Strefy Wykluczenia otaczającej dawny reaktor. Po upadku Związku Radzieckiego władze Białorusi nazwały swoją część strefy Poleskim Państwowym Rezerwatem Radiacyjno-Ekologicznym (PPRR).
Czytaj również: Bez złudzeń dupowata Europo
Koordynatorami najnowszych badań byli prof. Jim Smith z brytyjskiego Uniwersytetu w Portsmouth i Białorusinka dr Tatiana G. Deryabina z PPRR, ale pierwsi naukowcy zaczęli się przyglądać skutkom katastrofy już w latach 1987-1997. Poziom skażenia był wtedy tak duży, że obserwacje prowadzono z helikoptera, raz do roku i zimą. Doktor Beasley dołączył do prof. Smitha i zespołu złożonego z białoruskich naukowców kilka lat temu i mógł już obejrzeć poleską strefę z bliska. Wraz z całą ekipą prowadził m.in. statystykę obserwowanych zimą tropów zwierząt. Badania prowadzono wzdłuż 35 stałych, wyznaczonych specjalnie w tym celu tras.
Naukowcy zakładali na początku, że skażenie spowodowało nieodwracalne szkody i populacja dzikich zwierząt na tym terenie znacznie spadła. Skąd takie założenie? Występujący wokół Czarnobyla opad radioaktywny był niezwykle groźny dla życia z powodu przeważającej obecności izotopu cezu. Wprawdzie zaraz po katastrofie korony drzew, które są naturalnym filtrem wszelkiego rodzaju zanieczyszczeń, pochłonęły promieniowanie izotopów, zarówno o krótkim, jak i długim okresie rozpadu, ale wysoki poziom napromieniowania koron drzew szybko się zmniejszył i nie zdołały ochronić środowiska. Stało się tak w wyniku sezonowego opadu igieł i spłukiwania skażenia przez deszcz. Według raportu Międzynarodowej Agencji Energii Atomowej z 2006 r. już pod koniec lata 1986 r. w koronach drzew pozostało 15 proc. skażenia izotopem cezu zaabsorbowanego zaraz po katastrofie, a w 1987 r. już tylko 5 proc., co oznaczało, że skażenie z drzew przeniknęło do gleby. Wówczas wzrósł też poziom napromieniowania runa leśnego, co pociągnęło za sobą
skażenie dzikich zwierząt.
Naukowcy przewidywali wówczas, że będzie to miało dla tutejszej fauny katastrofalne skutki. Jednak, jak tłumaczy dr Beasley, choć po katastrofie z powodu napromieniowania – nawet 20 razy wyższego niż w Hiroszimie – część zwierząt zginęła, w miarę upływu czasu, zamiast zgodnie z wcześniejszymi przewidywaniami spadać, populacja dzikich zwierząt znacznie wzrosła. Dlaczego tak się stało? Promieniowanie stopniowo się zmniejsza, ale jak przekonali się naukowcy, jednym z głównym impulsów, które spowodowały eksplozję dzikiego życia na terenach wokół elektrowni, była ewakuacja mieszkańców, wywiezionych stamtąd już w 1986 r.
– Po okolicznych mieszkańcach nie ma dziś śladu, za to wszędzie można znaleźć tropy dzikich zwierząt. Sarny, dziki, gniazda ptaków, wszystko to widziałem w niezamieszkanych od lat chatach. Zapamiętałem np. sowę, która urządziła sobie siedzibę na parapecie opuszczonego domostwa – opowiada dr Beasley.
Czarnobyl jak arka
Jak wynika z raportu w „Current Biology”, w ciągu dziesięciu lat po katastrofie podwoiła się m.in. populacja jeleni, łosi i dzików.
– Przyjrzeliśmy się wszystkim większym ssakom, od zajęcy i wilków po łosie, i okazało się, że w strefie wykluczenia liczebność dzikich zwierząt nie spada nawet na terenach najbardziej skażonych – opowiada dr Beasley.
Czytaj również: Tomasz Wróblewski: Akt wojny - długiej wojny
Dla pewności naukowcy przyjrzeli się populacjom większych ssaków w czterech innych nieskażonych wybuchem rezerwatach. Trzy z nich znajdują się na terenie Białorusi (m.in. białoruska część Białowieskiego Parku Narodowego), a jeden w Federacji Rosyjskiej. Wniosek był równie zaskakujący: w strefie wokół Czarnobyla liczba ssaków była w przypadku niektórych gatunków nawet wyższa od tej spotykanej w typowych rezerwatach, gdzie obowiązuje zakaz polowań. – Najbardziej zaintrygował nas fakt, że w strefie wokół Czarnobyla populacja wilków jest od 7 do 19 razy wyższa niż na terenie rezerwatów przyrody – mówi dr Beasley.
Jak wytłumaczyć tę niezwykłą regenerację świata zwierząt po nuklearnej katastrofie? Zdecydowała nie tylko ewakuacja okolicznych rolników. Od lat zakazany jest nawet wstęp na tereny znajdujące się w pobliżu elektrowni i wszędzie tam, gdzie utrzymuje się stosunkowo wysoki poziom zawartości cezu. Skażone są bowiem grzyby, owoce leśne, mięso dzikiej zwierzyny i drewno. Nawet w popiele wypalanych drzew znajdziemy wciąż spore ilości cezu. Trzeba było więc zaprzestać tradycyjnych tutaj polowań, zbierania runa leśnego i drewna opałowego oraz zrezygnować z wykorzystania miejscowego drewna w przemyśle.
– A kiedy ustaje codzienna działalność człowieka, czyli uprawa ziemi, wyrąb lasu i polowania, populacja dzikich zwierząt natychmiast się odradza, tak jak w przypadku wilków, do których przed katastrofą strzelano tutaj najchętniej – mówi dr Beasley.
Nieobecność człowieka zmienia także krajobraz. Opuszczone białoruskie wsie porasta dziś bujna roślinność, a las powoli wkracza na tereny jeszcze do niedawna rolnicze. – Zwierzęta to wykorzystują. Na odzyskane przez dziką przyrodę tereny wróciły m.in. niedźwiedź brunatny i ryś – mówi Beasley. – Odrodzenie świata zwierząt wokół Czarnobyla to dla nas niezwykłe memento, bo okazuje się, że najgorsza w historii katastrofa nuklearna ma mniejszy wpływ na środowisko naturalne niż wysiedlenie z tamtych terenów człowieka. Wniosek jest jeden: trzeba znaleźć równowagę między naszą oczywistą potrzebą przetrwania i potrzebami dzikiej przyrody.
Dwugłowe potwory
Zaraz po katastrofie świat obiegła fotografia cielaka z sześcioma kończynami, co przypisywano właśnie skutkom napromieniowania. Jednak okazało się, że krowa ocieliła się w czerwcu 1986 r., a więc proces tworzenia organów malucha w jej łonie przebiegał jeszcze przed katastrofą. Anomalie zaobserwowane u cielaka nie były więc spowodowane wybuchem w Czarnobylu. Już jesienią 1986 r. naukowcy znaleźli na skażonym terenie kilkadziesiąt gatunków żywych ptaków i ssaków. Nie zauważono wtedy żadnych oznak zmian lub dziwnego zachowania tych zwierząt. W wielu gniazdach jaskółek i wróbli wykluły się wówczas pozornie normalnie wyglądające pisklęta.
Słyszałem oczywiście o medialnych doniesieniach na temat zmutowanych potworów, które widziano wokół Czarnobyla, ale nigdy nie natknąłem się na żadną dokumentację naukową na ten temat. Zresztą zwierzęta, które widziałem na Białorusi, ostatnio też wydawały się na pierwszy rzut oka zupełnie zdrowe – mówi Beasley. – Oczywiście w ich organizmach zaszły z pewnością jakieś zmiany genetyczne, ale są one na tyle subtelne, że trudno wciąż dostrzec ich skutki zdrowotne. My zajmowaliśmy się badaniem liczebności dzisiejszej populacji ssaków.
Wciąż nie wiadomo, czy napromieniowanie roślin i zwierząt będzie miało w przyszłości trwały i szkodliwy wpływ na cytogenetykę organizmów żywych z terenów Czarnobyla. James Beasley zapowiada, że jego zespół pracuje już nad kolejnym raportem dotyczącym tym razem zmian genetycznych zaobserwowanych u dzikich zwierząt zamieszkujących opuszczone przez człowieka tereny wokół Czarnobyla. Naukowcy zamierzają też przeprowadzić podobne badania w Japonii, gdzie w Fukushimie miała miejsce druga najbardziej głośna katastrofa elektrowni jądrowej.