PolskaZwłoki mężczyzny "czekały" pięć dni na policję

Zwłoki mężczyzny "czekały" pięć dni na policję

Aż trudno w to uwierzyć, a jednak... W sobotę w parku na Zdrowiu mieszkaniec Łodzi zauważył ciało zmarłego mężczyzny. Przechodzień trzy razy dzwonił pod policyjny numer alarmowy 997 i dokładnie opisywał miejsce makabrycznego odkrycia. Mimo to nieboszczyk przez pięć dni leżał w trawie, tuż obok popularnego traktu spacerowego, którym codziennie przechodzą setki osób.

Zwłoki mężczyzny "czekały" pięć dni na policję
Źródło zdjęć: © Dziennik Łódzki

17.05.2007 | aktual.: 17.05.2007 08:56

W końcu mężczyzna, zbulwersowany brakiem reakcji policjantów, zainteresował sprawą dziennikarzy. Dopiero po ich interwencji funkcjonariusze natychmiast odnaleźli wczoraj miejsce, w którym leżał zmarły 71-latek.

Zidentyfikowali go sąsiedzi. Powiedzieli, że kilka dni temu przepadł. Wiesława T. spotkałem w parku kilka dni temu. Siedział samotnie na ławce. Widać było, że jest schorowany- mówi Łukasz Borowik, mieszkaniec domu przy ul. Srebrzyńskiej.

Na polecenie komendanta miejskiego policji wszczęto postępowanie wyjaśniające. W czwartek ma się odbyć sekcja zwłok. Będzie po niej wiadomo, jak długo Wiesław T. leżał w parku i jakie były przyczyny jego śmierci. Sprawą zajęła się też prokuratura. Jak poinformował Krzysztof Kopania, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Łodzi, na razie trwa postępowanie wyjaśniające. Sprawa nie jest na razie badana pod kątem bezczeszczenia zwłok.

Zdrowie to zielone płuca Łodzi. Codziennie spacerują tam setki łodzian. Jeden z nich już w sobotę zauważył ciało martwego mężczyzny tuż obok ławki, kilka metrów od ul. Srebrzyńskiej. Zaalarmował policję o swoim odkryciu. W poniedziałek przypadkiem znów przechodził ulicą Srebrzyńską. Omal nie zemdlał, kiedy zobaczył, że w trawie nadal leżą zwłoki mężczyzny.

Zszokowany łodzianin zadzwonił pod numer alarmowy 997 i kolejny raz dokładnie opisał miejsce, w którym leżało ciało. Nie czekał na przyjazd policji i firmy pogrzebowej. Uznał, że tym razem zabiorą ciało zmarłego. Nie przyszło mu do głowy, że nieboszczyk pozostanie kolejne dwa dni w parku. W środę, gdy znów zobaczył ciało, postanowił podjąć bardziej zdecydowane działania. Powiadomił o wszystkim dziennikarzy.

Po telefonie od reporterów policjanci natychmiast i bez żadnych kłopotów odnaleźli miejsce, w którym leżał zmarły 71-latek. Otoczyli część parku taśmą. W ciągu kilku minut pojawiły się ekipa dochodzeniowa, prokurator i firma pogrzebowa. Mężczyzna nie miał przy sobie dokumentów. Wokół zebrał się tłum gapiów, głównie okolicznych mieszkańców, którzy od razu zorientowali się, kim jest zmarły. Przyjechał też syn zmarłego mężczyzny.

Był chory i przepadł kilka dni temu

To Wiesław, mój sąsiad z bloku mieszkający w drugiej klatce- mówiła Mieczysława Turek. Chorował. Jego stan pogorszył się miesiąc temu, gdy zmarła jego żona. Kilka dni temu przepadł. Szukali go syn i synowa. Widocznie zmarł na skraju parku i nikt tego nie zauważył. To straszne.

To małe osiedle, więc niemal wszyscy się tu znamy. Wiesława T. spotkałem w parku kilka dni temu. Siedział samotnie na ławce. Nie wyglądał dobrze. Widać było, że jest schorowany- mówi Łukasz Borowik, mieszkaniec domu przy ul. Srebrzyńskiej.

W środę, tuż przed godz. 16, karawan zabrał ciało zmarłego. Mieszkańcy do wieczora ostro komentowali lenistwo i nieudolność policji. Sprawą był zszokowany Wojciech Kułak, łódzki salezjanin: To porażające. Ta sytuacja jest dowodem zaniku więzi międzyludzkich. Jak to możliwe, że nikt z sąsiadów nie zainteresował się, dlaczego pan Wiesław nie wrócił do domu? Przechodnie nie widzieli, a może nie chcieli widzieć zwłok... Leniwi, mało gorliwi policjanci są kolejnym ogniwem obojętności.

Co robiła policja

Dlaczego funkcjonariusze, mimo trzykrotnego zgłoszenia, nie zrobili nic, by zabrać zwłoki starszego mężczyzny z parku? "Dziennik Łódzki" dotarł do policyjnych dokumentów.

Po pierwszym zgłoszeniu na miejsce udał się patrol rowerowy policji. W krzakach funkcjonariusze mieli znaleźć jednak pijaczka, którego obudzili i nakazali iść do domu. Drugie zgłoszenie było, według policji, bardziej obrazowe. Mężczyzna informował, że twarz zmarłego obsiadła chmara much. Tym razem policjanci pojechali na miejsce, ale - jak twierdzą - nie znaleźli nieboszczyka. Operator, który odbierał wiadomość o zmarłym mężczyźnie, wprowadził ją do systemu komputerowego i przekazał dyspozytorowi, a ten ustnie wydał polecenie patrolowi. Trzeba m.in. ustalić, czy miejsce zostało precyzyjnie określone, czy policjanci poszli właściwą trasą.

Dziennik przekazał wątpliwości podinsp. Mirosławowi Micorowi, rzecznikowi policji. Ten nie krył zdenerwowania: Co to za tłumaczenia! Zgłoszenia o zwłokach to nie sygnał o dowodzie osobistym w koszu czy, z przeproszeniem, kupie kreta. Powinno się wszystkim zapalić czerwone światełko. Wiadomo, że policjanci mają pełne ręce roboty i jeżdżą od interwencji do interwencji, ale policjant powinien w pracy odznaczać się osobistym zaangażowaniem.

W środę prokuratura do późnego wieczora przesłuchiwała operatorów. To oni odbierali zgłoszenia od mężczyzny, który zauważył zwłoki. Przesłuchiwano też czterech policjantów z patroli wysłanych na miejsce zdarzenia.

Komendant policji w Łodzi Jarosław Wołoszyński polecił wszcząć postępowanie w tej bulwersującej sprawie. Winnym grożą surowe kary, z wydaleniem ze służby włącznie.

Wpadki łódzkiej policji

- W maju 2004 roku podczas juwenaliów na osiedlu studenckim Lumumbowo w Łodzi doszło do zamieszek. Napastnicy obrzucili policjantów butelkami i kamieniami. W odpowiedzi policjanci użyli broni. Przez pomyłkę zamiast kul gumowych użyli ostrej amunicji. Dwie postrzelone osoby, 23-letnia Monika i 19-letni Damian, zmarły.

- Opinia publiczna była też poruszona zarzutami przeciw Aldonie Kostrzewie, komendantowi miejskiemu policji w Łodzi. Prokuratura zarzuciła jej niedopełnienie obowiązków służbowych w celu osiągnięcia korzyści osobistych, poplecznictwo i podżeganie do poświadczenia nieprawdy w policyjnej dokumentacji. Chodziło o sprawę z 2003 roku, gdy Kostrzewa, wówczas szefowa policji w powiecie brzezińskim, miała zatuszować sprawę Jana K., radnego i dyrektora brzezińskiego szpitala, zatrzymanego podczas jazdy po pijanemu.

- Policjanci nie popisali się też podczas niedawnych, dramatycznych wydarzeń w Zakładzie Karnym w Sieradzu. Strażnik Damian C. bez ostrzeżenia zaczął strzelać do policjantów na więziennym dziedzińcu. Zginęło trzech funkcjonariuszy. Być może któregoś z nich dałoby się uratować, gdyby ich koledzy natychmiast, a nie po blisko dwóch godzinach, unieszkodliwili strażnika.

Magdalena Hodak, Wiesław Pierzchała

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)