Zrobią wszystko dla pieniędzy z polisy
None
Tragiczny finał miłości. Pomogła mu w tym kochanka
Rankiem 12 września 2012 roku brytyjskie media podały, że w płonącym na poboczu drogi samochodzie znaleziono zwęglone ciało kobiety. Śledczy szybko ustalili, że należy do 23-letniej Catherine Wells-Burr.
Na pierwszy rzut oka było wiadomo, że nie zginęła ona w wypadku samochodowym. Ktoś pomógł jej pożegnać się z życiem. W ciągu kilkudziesięciu godzin aresztowano partnera ofiary Rafała N. oraz jego kochankę Annę L. Postawiono im zarzut zabójstwa. Do końca procesu żadne z nich nie przyznało się, że miało cokolwiek wspólnego ze śmiercią dziewczyny. Zostali skazani na dożywocie. Będą mogli wyjść na wolność najwcześniej po 32 latach odsiadki.
Zbrodnia była dokładnie zaplanowana. Polak udusił Brytyjkę, gdy ta spała i poszedł do pracy. Gdy tylko wyszedł z domu, pojawili się Anna i jej pomocnik Tadeusz, którzy wdarli się do mieszkania tylnymi drzwiami. Wynieśli ciało z sypialni i wsadzili do samochodu dziewczyny. Pojechali za miasto, zwłoki umieścili na fotelu kierowcy i oblali wszystko benzyną. Motywem były oczywiście pieniądze. Catherine była ubezpieczona na życie - w przypadku jej śmierci, Rafał N. dostałby 123 tys. funtów i mógłby cieszyć się bogactwem i pieniędzmi, jakich sam nigdy by nie zarobił.
Zabili dla polisy - Dariusz P. nie był jedyny
Polacy są bardzo pomysłowi, jeśli chodzi o łamanie prawa. Alarmująco rośnie w naszym kraju liczba wyłudzeń od towarzystw ubezpieczeniowych. Każda taka firma ma swój dział śledczy, który takie przypadki tropi. A jest, co tropić - bo rynek ubezpieczeń jest gigantyczny - to prawie 60 miliardów złotych, jakie Polacy wydają na polisy komunikacyjne, majątkowe, mieszkaniowe i na życie.
Aby otrzymać odszkodowanie, ludzie są w stanie zrobić dosłownie wszystko. Najlepszym przykładem może być ostatnia historia Dariusza P., który dla pieniędzy zamordował żonę i czwórkę dzieci. Zazwyczaj są to jednak mniej makabryczne czyny, jak np. zgłaszanie kradzieży, której nie było - zdarza się jednak, że ktoś dla paru groszy jest skłonny okaleczyć się na całe życie...
Biznesmen desperat
Tak było w przypadku właściciela jednego z dużych tartaków, który popadł w poważne problemy finansowe. Aby ratować przedsiębiorstwo, po kolei wsadzał palce pod tasak, a firma ubezpieczeniowa wypłacała mu należne pieniądze. Kłamstwo szybko jednak zostało zdemaskowane, a prezesowi zostały tylko dwa palce.
Ze statystyk wynika, że do tego typu przekrętów posuwają się nie tylko klienci, ale także pracownicy ubezpieczalni. Kierownik punktu obsługi klienta w PZU wyłudził na przykład aż 1,7 miliona złotych, fikcyjnie powiększając rodziny poszkodowanych w wypadkach i składając w ich imieniu podania o odszkodowanie.
W rezultacie, rocznie ubezpieczalnie tracą na nieuczciwych klientach miliony złotych, choć, zdaniem specjalistów, oficjalne dane o stratach rzędu 57 mln złotych są zaniżone. Najnowsze badania pokazują, że na jedną ujawnioną sprawę przypada 200 nieujawnionych. W Polsce co roku z towarzystw wyłudzane jest około 7,5 mld zł.
Bestia z Jastrzębia Zdroju
42-letni Dariusz P. z Jastrzębia Zdroju jest podejrzany o to, że z premedytacją zabił żonę i czworo dzieci. Mężczyzna podpalił dom w którym spali domownicy, a następnie zamknął drzwi na cztery spusty i uciec. Działał z najniższych pobudek - chciał wyciągnąć pieniądze z polisy na życie i rozpocząć nowe życie z inną kobietą. Dariusz P. jest tymczasowo aresztowany na trzy miesiące. Grozi mu dożywocie. Decyzją sądu trafi na obserwację psychiatryczną.
Rzecznik Prokuratury Okręgowej w Gliwicach Michał Szułczyński nie chciał wypowiadać się na temat motywu, jakim miał kierować się Dariusz P. Według nieoficjalnych informacji ze śledztw, chodzi o polisy ubezpieczeniowe na członków rodziny, wykupione na krótko przed tragedią. Dariusz P., który prowadził zakład produkujący meble, miał bardzo poważne długi.
Zabójca rodziny miał dwie polisy - dla siebie i dla żony. Przy czym jedną z nich wykupił tuż przed śmiercią kobiety. W przypadku jej śmierci, gdyby miał to być nieszczęśliwy wypadek, zainkasowałby sumę około miliona złotych. Dzieci natomiast były ubezpieczone standardowo - w szkole, przedszkolu. Dariusz P. zainkasował ok. 40 tys. zł w związku z ubezpieczeniem dzieci. Pieniędzy za żonę nie otrzymał ponieważ ubezpieczyciel stwierdził, że do czasu zakończenia śledztwa tych pieniędzy nie może mu wypłacić.
Zabił ojca dla polisy
Na 15 lat więzienia Sąd Apelacyjny w Katowicach skazał Piotra S., który odpowiadał za zabójstwo własnego ojca. Mężczyzna został namówiony przez gangsterów, którzy chcieli wyłudzić pieniądze z polisy.
Członkowie gangu nakłonili jednego ze swych dłużników do wykupienia dwóch polis na życie opiewających łącznie na 350 tys. zł. W polisach beneficjentami odszkodowania byli sami gangsterzy. Potem namawiali dłużnika do spowodowania wypadku, w którym straciłby życie. Ten jednak nie zgodził się na to.
Na upozorowanie wypadku zgodził się syn dłużnika Piotr S. Zabrał ojca w podróż samochodem i z dużą szybkością uderzył w drzewo. Ojciec sprawcy zmarł w szpitalu. Prokuratura zarzuciła Piotrowi S. zabójstwo w wyniku motywacji zasługującej na szczególne potępienie.
Podpalił żonę dla 580 tys. zł
Sąd Apelacyjny w Łodzi utrzymał także wyrok dożywotniego więzienia dla 38-letniego Gabriela Sz. za zamordowanie ze szczególnym okrucieństwem swojej żony. Oskarżony do końca procesu nie przyznawał się do winy.
Do zbrodni doszło w czerwcu 2004 roku. Gabriel Sz., przedsiębiorca z Konstantynowa Łódzkiego, zwabił swoją 28-letnią żonę Elizę na leśną drogę. Tam doprowadził do zderzenia auta kobiety z kierowanym przez siebie polonezem. Uwięzioną w samochodzie, nieprzytomną żonę oblał łatwopalnym płynem i podpalił. W wyniku rozległych obrażeń ofiara po trzech tygodniach zmarła w szpitalu.
Przed spowodowaniem wypadku Sz. podrobił podpis żony na dwóch polisach ubezpieczeniowych na życie - opiewających w sumie na 580 tys. zł - a także sfałszował umowę kupna poloneza. Wtajemniczył też jednego z kolegów, któremu powiedział, że chce rozbić swój samochód, aby uzyskać odszkodowanie od firmy ubezpieczeniowej. Ten miał go zabrać z miejsca rzekomego wypadku, ale gdy zobaczył, co się stało, uciekł.
Kradzież, której nie było
Oprócz spektakularnych zabójstw i samookaleczeń, zdarzają się także bardziej prozaiczne przypadki. 20-latek z Pruszcza Gdańskiego zgłosił fikcyjną kradzież samochodu.
Mężczyzna zawiadomił jeden z komisariatów na terenie Gdańska, że skradziono mu volkswagena golfa. Według zgłaszającego przestępstwa dokonano na jednej z ulic Pruszcza Gdańskiego, gdzie samochód był zaparkowany.
Policjanci bardzo szybko ustalili jednak, że jest to fałszywe zgłoszenie o przestępstwie. Kryminalni zatrzymali 20-latka w policyjnym areszcie.
Mężczyzna nie powiedział, dlaczego zgłosił wymyślone przestępstwo. Postawiono mu dwa zarzuty: zawiadomienia policji o niepopełnionym przestępstwie oraz zeznania nieprawdy. Grozi za to kara do trzech lat pozbawienia wolności. Jak nieoficjalnie się dowiedzieliśmy, 20-latek miesiąc wcześniej ubezpieczył samochód na sumę przekraczającą jego wartość i dlatego zgłosił kradzież.
Pazerny pracownik firmy ubezpieczeniowej
W łódzkim sądzie trwa proces 34-letniego, byłego już pracownika jednej z największych firm ubezpieczeniowych, który miał wyłudzić od firmy ponad 660 tys. zł. Większość pieniędzy przeznaczył na hazard. Grozi mu do 10 lat więzienia.
Według śledczych do wyłudzania pieniędzy dochodziło w latach 2007-2011. Mężczyzna zajmował się przede wszystkim pracowniczymi ubezpieczeniami grupowymi, a także ubezpieczeniami indywidualnymi, kontynuowanymi. Wykorzystując znajomość procedur, podrabiał skany aktów zgonu, które wpływały do firmy ubezpieczeniowej i były już wcześniej podstawą wypłaty odszkodowań na rzecz osób uprawnionych.
Jak to robił? Usuwał ślady wskazujące, że już wypłacono odszkodowanie i preparował dokumenty o przysługującym odszkodowaniu. Wpisywał w nie dane osób uprawnionych, często fikcyjnych, ale wskazywał tam swoje rachunki bankowe. Według prokuratury było ich 65.
Śledczy zarzucili mężczyźnie dokonania w sumie 148 oszustw na łączną kwotę przekraczającą 660 tys. zł, a także podrobienia wielu dokumentów. Śledztwo prowadzone w tej sprawie było efektem zawiadomienia skierowanego przez towarzystwo ubezpieczeniowe.
Wykopali zwłoki, żeby wyłudzić milion
24-letni Sławomir J. z miejscowości Witki na Podkarpaciu był na przepustce z więzienia. Za wszelką cenę nie chciał wracać za kraty. Wpadł na pomysł, jak uniknąć reszty odsiadki a przy okazji wzbogacić się.
W swoje plany J. wtajemniczył ojca i siostrzeńca. Mężczyźni wykupili na kwotę ponad miliona złotych ubezpieczenie na życie Sławomira. Do realizacji swoich zamiarów potrzebowali jednak zwłok. Tymczasem w pobliskiej miejscowości zmarł mężczyzna podobny wzrostem i posturą do ubezpieczonego 24-latka. Po pogrzebie mężczyźni wykopali jego zwłoki, a następnie odcięli mu głowę, którą wraz z trumną włożyli do grobu. Korpus natomiast ukryli w bagażniku samochodu 24-latka, który pozostawili na podwórzu jego domu, a następnie podpalili.
Misterny plan się nie powiódł. Trzema niedoszłymi bogaczami zajęła się prokuratura. 58-letni Jan J., jego syn Sławomir J. i 18-letni wnuk Dawid F. odpowiedzą za wykopanie z grobu zwłok mężczyzny i ich znieważenie.
Co ciekawe, mężczyznom upiecze się próba wyłudzenia ubezpieczenia. Jak powiedziała zastępca prokuratora rejonowego w Lubaczowie Maria Budzianowska żadne dokumenty w tej sprawie nie zostały złożone. Nie wydano też aktu zgonu J. - To nie wyszło nigdy poza etap przygotowań, a Kodeks karny w tym wypadku nie przewiduje kary - wyjaśniła.
Kradzież kontrolowana
Do komendy policji zgłosił się 33-latek z Płocka i złożył zawiadomienie, że na jednym z niestrzeżonych parkingów skradziono mu czerwonego forda focusa.
Funkcjonariusze od samego początku podejrzewali, że zgłoszenie może być fikcyjne. I rzeczywiście, przypuszczenia bardzo szybko się potwierdziły. Dwa tygodnie później samochód został odnaleziony w Proboszczewicach, mundurowym udało się też ustalić rzekomego złodzieja. 24-letni płocczanin został przesłuchany i złożył obszerne wyjaśnienia.
Oświadczył, że właściciel forda poprosił go, by schował gdzieś samochód. Dodał, że jesienią ten sam mężczyzna prosił go, by zarysował lakier auta.
Sam właściciel podczas następnego przesłuchania wyznał policjantom, że chciał w ten sposób uzyskać odszkodowanie z firmy ubezpieczeniowej. Za składanie fałszywych zeznań grozi mu do trzech lat pozbawienia wolności, natomiast za zawiadomienie o przestępstwie, którego nie popełniono - do dwóch lat. Mężczyzna może również odpowiadać za usiłowanie wyłudzenia odszkodowania od firmy ubezpieczeniowej.
Pobierają emerytury za zmałych krewnych
Popularnym sposobem na przekręt, z którego korzystają tysiące Polaków, jest także wyłudzanie świadczeń z ZUS. Ludzie zatają śmierć krewnych i pobierają należne im emerytury. Obowiązujące od marca obniżenie zasiłku pogrzebowego może sytuację jeszcze pogorszyć.
Dwa lata temu odnotowano w Polsce 7591 przypadków wyłudzenia z ZUS nienależnych świadczeń na nieżyjącego członka rodziny, na kwotę 9,759 mln zł. Rok później takich spraw było już 7919 - straty wzrosły do ponad 10 mln zł.
Okazuje się, że ZUS i KRUS nie mają systemu weryfikacji wykazów osób ubezpieczonych, który pozwalałby na ustalenie listy zmarłych świadczeniobiorców. W efekcie renty, emerytury i inne świadczenia przesyłane są na konta ubezpieczonych także po ich śmierci.
W ZUS i KRUS podstawowym źródłem informacji o zgonie ubezpieczonego jest wniosek o zasiłek pogrzebowy. Ale wystąpienie o jego wypłatę jest tylko prawem, a nie obowiązkiem rodziny lub innych upoważnionych osób. Jak wykazują statystyki, wiele osób z niego nie korzysta. Nieuczciwi krewni nie chcą, by ubezpieczyciel dowiedział się o śmierci i nadal wypłacał rentę czy emeryturę zmarłego.