Żołnierze wracający z Iraku boją się o zdrowie
Żołnierze z północnej Polski, którzy powrócili z Iraku obawiają się, że mogą być nosicielami chorób tropikalnych, szczególnie amebozy. Twierdzą, że wojsko nie zapewnia im badań m.in. na wykrycie ameby. Szef Ministerstwa Obrony Narodowej Jerzy Szmajdziński zapowiada, że zainteresuje się sprawą.
PAP dotarła do żołnierzy, obawiających się o swoje zdrowie. Twierdzą, że bezpośrednio po ich powrocie do kraju nie zapewniono im szybkich, kompleksowych badań na obecność ameby, wywołującej amebozę.
Jeden z nich mówi anonimowo, że w warszawskiej komisji lekarskiej, do której trafił po przyjeździe w związku z koniecznością otrzymania certyfikatu zdrowia m.in. prześwietlono mu klatkę piersiową, zbadano krew. Dodaje, że miał kontakt także m.in. z dentystą, chirurgiem i psychologiem.
Natomiast, jeśli chodzi o badania dermatologiczne i na posiew kału (m.in. na wykrycie ameby) powiedziano mi, że mam je zrobić we własnym zakresie "na mieście" i dostarczyć wyniki. Wychodzi na to, że byliśmy na jakiejś wycieczce krajoznawczej, gdzie w dodatku zarobiliśmy i sami powinniśmy orientować się, co nam grozi i jeszcze za badania płacić - dodaje.
Drugi z żołnierzy, który jeszcze badań posiewowych kału nie przeprowadził relacjonuje, że na szkoleniach przed wyjazdem mówiono o różnych zagrożeniach zdrowotnych m.in. o amebie, powszechnej w Iraku.
Dodaje, że po przylocie do Polski nie przechodził żadnej kwarantanny, a jedynie wywiad lekarski. Pytano go m.in. o kontakty z ludnością iracką. Jego zdaniem już na podstawie takiej informacji można by było określić zakres badań, jakie powinien natychmiastowo przejść.
Nikt niczego nie wiedział - gdzie, kiedy i jak się badać. Ja i koledzy wróciliśmy z wojny i okazało się, że musimy robić takie badania na własną rękę. To jest dla nas szokiem. Nie dba się o nasze zdrowie! - twierdzi.
Żołnierze kontaktują się obecnie ze swoimi kolegami, z którymi byli w Iraku, by sprawdzić, czy mają takie same kłopoty z przeprowadzeniem badań.
Szef Ministerstwa Obrony Narodowej Jerzy Szmajdziński, który dowiedział się o problemie wojskowych stwierdził, że sprawę traktuje jako incydentalną z koniecznością natychmiastowego jej wyjaśnienia.
Doktor Andrzej Kotłowski z Centrum Medycyny Morskiej i Tropikalnej w Gdyni, pytany, czy żołnierze przebywający ok. miesiąca w Polsce muszą obawiać się amebozy stwierdził, że jest niewielkie prawdopodobieństwo jej wystąpienia.
Nie można tego wykluczyć. To jest mały procent przypadków, ale taka możliwość istnieje. Dlatego badanie kontrolne jest zawsze wskazane jeśli przyjeżdża się ze stref endemicznych - dodał.
Ameboza to choroba występująca głównie w krajach tropikalnych, wywoływana przez pierwotniaka, pełzaka czerwonki. Najczęstszymi objawami amebozy są zaburzenia przewodu pokarmowego (biegunka, bóle brzucha, gorączka); przebieg bywa często bezobjawowy. Zakażenie następuje drogą pokarmową. Szczególnie niebezpieczne są warzywa i jarzyny nawożone ludzkimi fekaliami.
Na początku 2004 r. amebozę odkryto u żołnierza z jednostki w Kobylance spod Szczecina.