Znany profesor kończy 91 lat!
Stefan Stuligrosz jest pełen pogody ducha i optymizmu. Dzisiaj profesor kończy 91 lat.
26.08.2011 | aktual.: 29.08.2011 12:12
Z profesorem Stefanem Stuligroszem, dyrygentem Poznańskich Słowików, rozmawia Marek Zaradniak
Panie profesorze, dziś kończy pan 91 lat. Cieszy się Pan dobrym zdrowiem. Jaka jest Pana recepta na zachowanie dobrej kondycji?
Zachowuję pogodę ducha i optymizm, bo on dodaje sił. Natomiast pesymizm niszczy człowieka. A poza tym trzeba zadbać o najbliższą rodzinę i przyjaciół, dziękować panu Bogu za wszystkie łaski, które człowiek od niego otrzymuje i nie przejmować się sprawami dnia codziennego. Choć, gdy obserwuję posunięcia niektórych współczesnych polityków, przypominają mi się czasy PRL-u, gdy wzywano mnie na przesłuchanie do KW PZPR i musiałem tłumaczyć się dlaczego jestem wierzący, dlaczego śpiewamy w kościele, dlaczego wychowuję młodzież w postawie wrogiej wobec socjalizmu. Tym się jednak nigdy nie przejmowałem.
Tamte czasy minęły. Nadal Pan intensywnie pracuje. Niedawno śpiewaliście w berlińskiej katedrze Berliner Dom, a jakie są plany na nadchodzący sezon?
Nasze plany są dość bogate. W ramach polskiej prezydencji w Unii Europejskiej mamy kilka koncertów w Niemczech. Pod koniec listopada jedziemy do Barcelony. Będziemy śpiewali w tamtejszej katedrze, ale i kto wie może u benedyktynów w Montserrat, gdzie istnieje także znakomity chór chłopięco-męski. No, ale oni mają szkołę i internat, a nasi chłopcy mieszkają przy rodzinach i nie mają szkoły. Korzystamy tylko z gościnności Filharmonii Poznańskiej, z którą łączy nas daleko idąca współpraca i chciałem jej dyrekcji za to bardzo podziękować.
Chcę też podziękować marszałkowi Markowi Woźniakowi, który wsparł nasz przelot do Barcelony. Natomiast w Poznaniu 3 listopada wystąpimy m.in. na koncercie dla ministrów spraw wewnętrznych krajów europejskich. W pracy pomaga mi znakomity przyjaciel Maciej Wieloch. Kiedyś jako chłopiec śpiewał w chórze. Teraz wrócił jako drugi dyrygent. Większość prób prowadzi Maciej. Robi to solidnie, spokojnie, bo ja może, jak to stary człowiek, jestem trochę nerwowy. Cieszy też fakt, że mamy dobry narybek. Przyjęliśmy ostatnio 15 znakomitych chłopców.
Czy Poznańskie Słowiki są nadal atrakcyjne dla zgłaszających się chłopców?
Jasne, że tak. Przede wszystkim chór jest nie tylko zespołem artystycznym, ale i dobrą szkołą wychowania. Mamy dobre kontakty z rodzicami. Chcemy im pomóc w wychowaniu chłopca na szlachetnego człowieka. Wpajamy im zasadę solidnej pracy, uczymy podzielności uwagi tak, aby potrafili skupić się nie tylko na materiale nutowym, ale i na żądaniach dyrygenta. Muszą się wsłuchać we współbrzmienia tak, aby wykonanie było czyste pod względem intonacyjnym. Słowiki to bardzo dobra szkoła wychowania. Obserwując chłopców widzę z satysfakcją, że powstają u nas klany w pozytywnym tego słowa znaczeniu.
Chłopcy zaprzyjaźniają się ze sobą, ale i zaprzyjaźnieni od dawna są ze sobą starsi panowie, którzy śpiewają po kilkadziesiąt lat. Wreszcie starsi chłopcy mają czas nie tylko na wspólne próby, ale i na wspólną piłkę. Raz w tygodniu, w piątki nasz dawny śpiewak, rektor AWF prof. Jerzy Smorawiński użycza nam salę do ćwiczeń. Mam świetne kontakty również z innymi wychowankami naszego chóru, którzy swego czasu założyli Kompanię Druha Stuligrosza. Mam też nieustanną więź duchową z tymi, którzy odeszli już do wieczności. To moja żona Barbarka, moi profesorowie, jak Gertruda Kontatkowska, Maria Trąmpczyńska czy Walerian Bierdiajew. Było ich wielu i oni mi pomagali. Modlę się za nich.
91 lat to poważny wiek. Czy myśli Pan o swoim następcy? Kto po Panu poprowadzi chór?
Widzę, że niektórzy chłopcy nie tylko śpiewają, ale i dyrygują. Myślę, że kogoś znajdziemy. Nigdy nie trzeba tracić nadziei. Wierzę w to.
Czytaj także: Bronisław Komorowski uhonorował Stefana Stuligrosza