Znany prawnik: możemy żądać odszkodowania od Niemiec
Polacy mogą żądać odszkodowań od rządów państwa, które jest prawnym spadkobiercą okupanta z 1939 roku - twierdzi znany prawnik Stefan Hambura. Powołuje się przy tym na precedensowe orzeczenie włoskiego Sądu Najwyższego, nakazujące Niemcom zapłacić milionową rekompensatę za popełnione w Italii zbrodnie wojenne.
Im bliżej 70. rocznicy wybuchu II wojny światowej, tym agresywniejsza staje się antypolska propaganda medialna w państwach, które wywołały najbardziej krwawy konflikt XX wieku i wymordowały łącznie kilka milionów Polaków.
Rosyjskie media - pośród których rej wodzi państwowa telewizja Wiesti - tradycyjnie podsycają pseudonaukową dyskusję na temat szczegółów fikcyjnego sojuszu Polski z hitlerowskimi Niemcami w 1939 r. Niepokój budzą też narastające tendencje rewizjonistyczne u naszego zachodniego sąsiada. Tylko w ostatnim półroczu ukazało się w niemieckiej prasie kilka głośnych, napastliwych artykułów obarczających naród polski współodpowiedzialnością za Holokaust ("Der Spiegel") lub przypominających niemieckie ofiary rzekomych polskich masakr w 1939 r. ("Preussische Allgemeine Zeitung").
Jak dać skuteczny odpór kłamliwej propagandzie płynącej do nas zza Odry?
Włosi się nie boją
Niewykluczone, że najbardziej efektywną metodą przypomnienia światu o prawdzie historycznej (zwłaszcza w obliczu całkowitej bierności polskiego rządu) byłoby pójście w ślady Włochów - czyli wystąpienie na drogę prawną przeciw byłemu okupantowi i zażądanie od niego odszkodowań za zbrodnie, popełnione na obywatelach Polski.
Przypomnijmy: 22 października 2008 r. włoski Sąd Najwyższy nakazał Niemcom, a dokładniej: niemieckiemu rządowi, wypłatę 800 tys. euro rodzinom dziewięciu osób rozstrzelanych w Toskanii w 1944 r. (z rąk hitlerowców zginęło wtedy w sumie 203 cywili). Ponieważ jeszcze przed ogłoszeniem decyzji sądu władze w Berlinie obwieściły, że - niezależnie od wyroku - na żadną rekompensatę się nie zgodzą, włoski sędzia zagroził im... zajęciem i zlicytowaniem niemieckich (państwowych) nieruchomości we Włoszech, m.in. Instytutów Goethego.
W czerwcu 2009 r. Włosi, nie bacząc na protesty i zawoalowane pogróżki ze strony Niemców (którzy straszyli "drastycznym pogorszeniem stosunków dyplomatycznych"), posunęli się jeszcze dalej. Rzymski sąd wojskowy skazał na dożywotnie więzienie dziesięciu byłych esesmanów, którzy w okolicy toskańskiej wsi Fivizzano razem z towarzyszami broni bestialsko (m.in. paląc żywcem) wymordowali - w ciągu zaledwie kilku dni - prawie 400 Włochów. Ponadto sędzia stwierdził, że niemiecki rząd powinien zapłacić rodzinom ofiar 1,25 mln euro odszkodowania. Oburzeni Niemcy zaprotestowali, twierdząc, że ich państwa nie można sądzić przed zagranicznym trybunałem. Włosi wskazali jednak na orzeczenie własnego Sądu Najwyższego, według którego podobny immunitet nie obowiązuje w zbrodniach przeciwko ludzkości.
Sprawa trafiła ostatecznie do Międzynarodowego Trybunału Sprawiedliwości w Hadze - i to od jego wyroku zależeć będzie, czy Włosi spełnią swoje zapowiedzi i zlicytują niemieckie nieruchomości, czy też wycofają swoje roszczenia. Niemcy otwarcie przyznają, że wykonanie przez nich wyroku włoskiego sądu ośmieliłoby obywateli innych państw, w tym Polski, do składania podobnych pozwów. A to - jak przyznał w rozmowie z "Rzeczpospolitą" Joachim Riedel, wiceszef Centralnego Urzędu Ścigania Zbrodni Nazistowskich w Ludwigsburgu - "zrujnowałoby Niemcy finansowo".
Nie ma żadnych przeszkód
Jak na razie jednak Polacy nie kwapią się do pozywania Niemców. Przyczyn jest kilka: nieznajomość prawa międzynarodowego, przewlekłość postępowań w polskich sądach, a także niesprzyjająca atmosfera polityczna i medialna. - Jeśli tylko ktoś zaczyna mówić o roszczeniach wobec rządu niemieckiego za działalność III Rzeszy, natychmiast przylepia mu się łatkę oszołoma - mówi "GP" senator Dorota Arciszewska-Mielewczyk (PiS), prezes Powiernictwa Polskiego reprezentującego interesy osób poszkodowanych przez hitlerowskie Niemcy.
Ofiary niemieckiego okupanta i ich rodziny nie wierzą też w skuteczność walki sądowej z rządem w Berlinie. Przez pierwsze kilkanaście lat istnienia III RP jej największe media wyraźnie dawały bowiem do zrozumienia, że sprawa reparacji i odszkodowań wojennych (poza rekompensatami za pracę przymusową) została dawno zamknięta w czasach PRL. Tymczasem - jak twierdzą znani polscy prawnicy - istnieje możliwość, by Polacy, tak jak Włosi, domagali się od niemieckiego rządu wynagrodzeń za poniesione straty.
- Moim zdaniem, nie ma żadnych przeszkód, by przed sądami w Polsce domagać się rekompensat od Niemców - utrzymuje Stefan Hambura, adwokat prowadzący kancelarię w Berlinie. - Oczywiście, problemem jest nastawienie polskich sądów, które na razie bardzo ostrożnie podchodzą do możliwości wytaczania pozwów zagranicznych rządów w Polsce. Ale orzeczenie włoskiego Sądu Najwyższego wprowadza nową jakość i jeśli polscy sędziowie przestudiowaliby jego uzasadnienie, sytuacja mogłaby ulec zmianie.
Stefan Hambura zwraca uwagę, że oświadczenie komunistycznego rządu Bieruta z 23 sierpnia 1953 r. o zrzeczeniu się reparacji od Niemiec - a właśnie na ten dokument lubi powoływać się Berlin - jest wadliwe. Po pierwsze: deklaracja ta dotyczyła tylko NRD; po drugie: została złożona pod presją Sowietów (zastosowano tzw. przymus ekonomiczny); po trzecie: oświadczenie nie zostało poparte żadnym traktatem o reparacjach między Polską a dwoma państwami niemieckimi.
Tego samego zdania co mecenas Hambura są prof. Marian Muszyński, wybitny specjalista od prawa międzynarodowego, i prof. Jan Sandorski z Katedry Prawa Międzynarodowego UAM w Poznaniu.
Niemieckie budynki na licytację?
O sensowności i słuszności walki prawnej z rządem Niemiec jest również przekonany adwokat Roman Nowosielski, który w 2007 r. za darmo podjął się reprezentowania przed sądem jednej z polskich ofiar hitleryzmu. Chodzi o 71-letniego dziś Winicjusza Natoniewskiego - jako dziecko dotkliwie poparzonego w wyniku niemieckiej pacyfikacji (lekarze musieli mu potem wielokrotnie przeszczepiać skórę). Natoniewski żąda od rządu Niemiec odszkodowania w wysokości miliona złotych, a jego pełnomocnik - mecenas Nowosielski - jako pierwszy w Polsce chce udowodnić, że immunitet zabraniający sądzenia zagranicznego rządu w Polsce nie obejmuje przypadku "szkód na osobie wywołanych czynem niedozwolonym".
Podobną sprawę prowadzi Stefan Hambura. W imieniu Krzysztofa Skrzypka - który cierpi na tzw. syndrom drugiej generacji (jego ojciec poddawany był w obozie koncentracyjnym eksperymentom medycznym, które wpłynęły negatywnie na organizm dziecka) - złożył on w Polsce pozew przeciw niemieckiemu rządowi, domagając się dla swego klienta rekompensaty w wysokości 200 tys. zł. Mecenas Hambura zdecydował się przy tym na zastosowanie innego włoskiego "manewru": - W sprawie Krzysztofa Skrzypka wystąpiliśmy o zabezpieczenie na znajdującej się w Polsce nieruchomości niemieckiej.
Chodzi o zabytkowy budynek Niemieckiego Instytutu Historycznego (Pałac Karnickich) przy Al. Ujazdowskich w Warszawie. Jest on własnością Republiki Federalnej Niemiec, ale nie ma statusu dyplomatycznego - zdradza w rozmowie z "GP". I dodaje, że Polacy powinni wreszcie zacząć dopominać się o swoją przeszłość i przestać przejmować się tym, co o ich działaniach (nawet jeśli miałoby dojść do licytacji niemieckich nieruchomości) powie Berlin.
Do dochodzenia swoich praw zachęca poszkodowanych także Naczelna Rada Adwokacka. Ten najwyższy, centralny organ samorządu adwokackiego zaapelował pod koniec 2007 r. (niedługo po złożeniu pozwu przez Winicjusza Natoniewskiego i mecenasa Romana Nowosielskiego) do polskich prawników, by bezpłatnie pomagali ludziom, którzy chcieliby wystąpić na drogę sądową przeciw rządowi RFN w sprawach związanych z II wojną światową.
Grzegorz Wierzchołowski
_Straty poniesione przez Polskę w wyniku okupacji niemieckiej 1939-1945 (na podstawie powojennych szacunków Biura Odszkodowań Wojennych przy Prezydium Rady Ministrów z 1947 r.): - ofiary śmiertelne: 6 mln obywateli polskich - ofiary dotknięte trwałym kalectwem: 590 tys. osób - straty majątku narodowego: 38% stanu sprzed 1939 r. - rabunek dóbr kulturalnych Polski: ogółem 43%; zniszczono m.in. 25 muzeów, 35 teatrów, 665 kin, 323 domy ludowe - straty służby zdrowia (majątek szpitali, infrastruktura, budynki): 55% stanu sprzed 1939 r. - straty w przemyśle - branża chemiczna: 64,5%, branża poligraficzna: 64,3%, branża elektrotechniczna: 59,7%, branża odzieżowa: 55,4%, branża spożywcza: 53,1%, branża metalowa: 48% Łączna wartość poniesionych strat: około 50 miliardów przedwojennych dolarów amerykańskich. Po przeliczeniu na wartość z roku 2009: ponad 700 miliardów USD. _
Kto może pozywać rząd niemiecki za przestępstwa popełnione przez III Rzeszę?
Ze względu na złożoność współczesnego prawa międzynarodowego, a także znikomą liczbę podobnych spraw w Polsce przekładającą się na brak skonwencjonalizowanego orzecznictwa w tym zakresie, trudno jednoznacznie zdefiniować kategorię osób mogących ubiegać się o odszkodowanie przed sądami w Polsce.
Prof. Mariusz Muszyński, specjalista od prawa międzynarodowego, podkreśla w rozmowie z "GP", że największe szanse na uzyskanie rekompensaty mają osoby, które poniosły w wyniku bezprawnych działań III Rzeszy poważny uszczerbek na zdrowiu (jak w przypadku Winicjusza Natoniewskiego i Krzysztofa Skrzypka). W takiej sytuacji pozwy składać mogą jednak praktycznie tylko poszkodowani (osobiście).
Inaczej jest w razie odszkodowania za śmierć - tu bliscy osób, które straciły życie z rąk okupanta (jeśli oczywiście doszło do tego z pogwałceniem ówczesnego prawa), mogą ubiegać się o zadośćuczynienie pieniężne, lecz muszą udowodnić, że poniosły w wyniku tego zgonu straty moralne i/lub materialne. W takich sprawach największe szanse na pozytywny wynik postępowania ma najbliższa rodzina zmarłego - dzieci lub współmałżonek. Dalsza rodzina (np. wnuki) lub krewni mogą skutecznie występować w zasadzie tylko o wynagrodzenie strat majątkowych, a więc np. w sprawach dotyczących zniszczenia lub bezprawnego przejęcia należącego do ich przodków mienia.