Znak Kaina

Od wprowadzenia stanu wojennego minęło z górą trzydzieści lat. Dziś już możemy powiedzieć, że nie doczekamy się wyroków skazujących dla jego twórców. W oczy rzuca się natomiast podobieństwo między instrukcjami dla propagandy u schyłku PRL i tym, jak dziś ocenia stan wojenny Prezydent Rzeczypospolitej.

Znak Kaina
Źródło zdjęć: © PAP

18.10.2011 | aktual.: 18.10.2011 14:07

W tajnym dokumencie Komisji Ideologicznej KC PZPR z 6 listopada 1989 r., zatytułowanym „Propozycje działań związanych z ósmą rocznicą wprowadzenia stanu wojennego w Polsce”, zawarto szczegółowe instrukcje dotyczące rozgrywania „problematyki stanu wojennego”. W „założeniach taktycznych” opracowania można przeczytać:

„W propagandzie należy łączyć rzeczową analizę przyczyn wprowadzenia stanu wojennego z ukazywaniem tego, w jaki sposób przerwanie groźnego biegu wydarzeń z 1981 r. umożliwiło późniejsze porozumienie, a w efekcie »okrągły stół« i głęboką transformację systemu politycznego Polski. Szczególnie mocno powinien być wyeksponowany motyw »mniejszego zła«”.

Triumf komunistycznych bandytów

Ta podstawowa teza komunistycznej propagandy została w III RP podniesiona do rangi dogmatu i skutecznie zaszczepiona Polakom. Jeśli dziś blisko 50 proc. społeczeństwa uznaje wprowadzenie stanu wojennego za dobrą decyzję i uzasadniony wybór „mniejszego zła” – mamy do czynienia z efektem jednej z największych manipulacji historycznych w dziejach Polski i triumfem komunistycznych bandytów, którzy wspólnie z koncesjonowaną „opozycją demokratyczną” zdecydowali o narzuceniu nam fałszywej interpretacji tego zbrodniczego aktu.

Kwintesencją zakłamanej dialektyki mogą być słowa Adama Michnika z artykułu o Ryszardzie Kuklińskim z 1998 r., w którym autor zawarł ocenę pułkownika, nazywając go „instrumentem tych, którzy prą do kolejnych awantur i wojen na górze” i napisał:

„Czy płk Kukliński uratował Polskę przed sowiecką inwazją? Więcej danych przemawia za tezą, że jeśli ktoś realnie ocalił Polskę od katastrofy takiej inwazji zimą 1981/1982, to były to dwa inne czynniki. Pierwszy to rozumna postawa przywódców Solidarności i Kościoła katolickiego, którzy wybrali drogę długiego marszu i biernego cywilnego oporu. Drugi to polityka ekipy Jaruzelskiego, która nie dążyła do krwawej rozprawy i nie prowokowała krwawych reakcji odwetowych. Podczas stanu wojennego zginęło znacznie mniej osób niż np. w czasie zamachu majowego w 1926 r. Również to odsunęło problem sowieckiej interwencji”.

Podstawowe tezy Michnika znajdziemy w cytowanej powyżej instrukcji PZPR, gdzie m.in. napisano: „Bez decyzji o wprowadzeniu stanu wojennego Polska mogła stać się na przełomie 1981/1982 areną nie tylko krwawych walk, nawet przy udziale wojsk krajów sąsiednich (bezsporne są fakty przygotowań do interwencji oddziałów radzieckich), ale i powodem destabilizacji sytuacji politycznej w Europie”.

Ta fałszywa historiozofia leży u podstaw stosunku III RP wobec zbrodni komunistycznych i sprawia, że do tej chwili nie osądzono sprawców stanu wojennego, a nawet nie ustalono liczby ofiar wyboru „mniejszego zła”.

„Mniejsze zło” przed sądem

Ostatnia decyzja sędzi Sądu Okręgowego w Warszawie Ewy Jethon o wyłączeniu z procesu Wojciecha Jaruzelskiego „ze względu na zły stan zdrowia” oznacza, że sprawca cierpień milionów Polaków, sowiecki agent zbrodniczej Informacji Wojskowej odejdzie z tego świata bez wyroku skazującego. Zdaniem IPN są małe szanse, by Jaruzelski kiedykolwiek wrócił na salę sądu. Prokurator IPN stwierdziła, że wyłączenie jego sprawy oznacza, iż sąd w wyroku odniesie się do zachowań tylko tych oskarżonych, którzy pozostali w procesie. W lipcu br. również „ze względu na stan zdrowia” warszawski sąd zawiesił proces Jaruzelskiego za „sprawstwo kierownicze” zabójstwa robotników Wybrzeża w grudniu 1970 r.

Powoływanie się na stan zdrowia w obliczu odpowiedzialności karnej stanowi praktykę wszystkich komunistycznych aparatczyków stających przed sądem. Jest potwierdzeniem nie tylko pospolitego tchórzostwa, ale dowodzi arogancji i poczucia bezkarności ludzi, którzy odmawiając prawa do uczciwego procesu tysiącom skazanych w stanie wojennym, sami korzystają dziś z pełni praw obywatelskich i prawa do obrony.

Szczególnie cynicznie wykorzystywał to prawo Jaruzelski, gdy powołując się na zły stan zdrowia, przewlekał postępowanie sądowe, by w tym samym czasie uczestniczyć w paradach wojskowych na placu Czerwonym w Moskwie z okazji „zwycięstwa nad faszyzmem”.

Warto przypomnieć, że Wojciech Jaruzelski uczynił farsę z toczącego się od 2008 r. procesu, składając podczas jednej z pierwszych rozpraw kuriozalne wnioski dowodowe o powołanie na świadków m.in.: Michaiła Gorbaczowa, Margaret Thatcher, Helmuta Schmidta czy Aleksandra Haiga. Stanisław Kania w tym samym czasie występował o powołanie świadków Zbigniewa Brzezińskiego i Anatolija Gribkowa, szefa sztabu sił zbrojnych Układu Warszawskiego. Obaj oskarżeni wnieśli również o przeprowadzenie analizy setek dokumentów, znajdujących się m.in. w kremlowskich archiwach. Jednocześnie Jaruzelski zapewniał, że zależy mu na „jawnym i szybkim procesie”.

Sędzia Jethon przychyliła się wówczas do tych wniosków i zażądała, by IPN uzupełnił akta postępowania, wykonując „typowe czynności śledcze”. Do tych czynności sąd zaliczył m.in. przesłuchanie zgłoszonych świadków oraz zwrócenie się do Rosji o dokumenty dotyczące spraw polskich z lat 1980–1981 oraz do USA w celu uzyskania akt CIA i akt wywiadu wojskowego oraz informacji wywiadowczych NATO. Zdaniem Ewy Jethon, sporządzone dotychczas opinie prawne stały się nieaktualne i niepełne, a sędzia zażyczyła sobie powołania całego zespołu biegłych, którzy mieliby podpowiedzieć, jak ma ocenić komunistyczną wojnę wypowiedzianą Polakom. Dopiero sąd wyższej instancji uznał bezpodstawność tych wniosków.

Agent na zawsze

Na specjalnie założonej stronie internetowej Jaruzelski przywołuje setki dowodów, które miałyby wskazywać, jakoby w 1981 r. Polska stała wobec groźby interwencji państw Układu Warszawskiego. Argumentacja szefa WRON jest identyczna z założeniami propagandowymi Komisji Ideologicznej KC PZPR, przyjętymi w III RP jako podstawa tezy o „działaniu w stanie wyższej konieczności wobec groźby sowieckiej interwencji”.

Przede wszystkim świadczy jednak, że sowiecki agent do końca wykonuje dyrektywy swoich zwierzchników. To w protokole nr 7 Biura Politycznego KPZR z 23 kwietnia 1981 r. zawarto zalecenia, w których zachęcano władze PRL do straszenia opozycji i Zachodu groźbą sowieckiej interwencji w Polsce. Jednocześnie towarzysze radzieccy zalecali, by „kierownictwo polskie stale troszczyło się o stan armii i organów MSW, ich stabilność moralno-polityczną i gotowość wykonywania swych obowiązków obrony socjalizmu”.

Dokument Komisji Ideologicznej PZPR z listopada 1989 r. mówi zaś wyraźnie, iż: „Należy zabiegać o sygnał ze strony władz radzieckich świadczący o tym, iż stan wojenny uchronił Polskę od zewnętrznej interwencji. Biorąc pod uwagę rozrachunkową szczerość obecnych władz radzieckich, można liczyć na wywołanie jakiejś formy publicznego stanowiska w tej sprawie (np. w postaci wypowiedzi rzecznika prasowego MSZ)”.

Autorem wywodów Jaruzelskiego jest szczególnie przezeń ceniony peerelowski „historyk wojskowości” płk Zbigniew Kumoś, który w książce „O wolną i demokratyczną Polskę: myśl polityczno-wojskowa lewicy polskiej w ZSRR 1940–1944” z 1985 r. powielał kłamstwo katyńskie, twierdząc, iż „kosztem interesu narodowego wykorzystano niemiecką prowokację do ataków na ZSRR”. Na historyczne ustalenia Kumosia Jaruzelski powoływał się podczas wielogodzinnych wyjaśnień składanych przed Sądem Okręgowym w Warszawie w październiku 2008 r. Sam Kumoś jest autorem „listu otwartego” z października 2004 roku skierowanego do prezesa IPN Leona Kieresa, w którym m.in. można przeczytać: „W związku ze zbliżająca się 23 rocznicą stanu wojennego Instytut Badań Naukowych przypomina, by wydarzenia z przeszłości, szczególnie te kontrowersyjne, można było dyskutować na szerokiej płaszczyźnie różnych ustaleń, poglądów i ocen. Dotychczas obraz ten był jednostronny”. Dziś Kumoś jest członkiem zarządu stowarzyszenia SOWA zrzeszającego byłych oficerów
Wojskowych Służb Informacyjnych. Jego udział w tym gremium może świadczyć, że inicjatywa powołania stowarzyszenia ma przyzwolenie starej kadry komunistycznej bezpieki i osobiste „błogosławieństwo” Jaruzelskiego i Kiszczaka.

Trudno pozbyć się wrażenia, że proces twórców stanu wojennego od początku toczy się w taki sposób, by sąd nie musiał wydawać wyroku na Jaruzelskiego i nie brał odpowiedzialności za ocenę konsekwencji prawnych działań wojskowej junty.

Ta tchórzliwa strategia zdaje się wynikać z obaw przed jednoznacznym potępieniem zamachu z 13 grudnia i jest podyktowana racjami politycznymi, których przyczyn należy upatrywać w uzgodnieniach okrągłego stołu i istniejącym do dziś porozumieniu między zbrodniarzami a wyselekcjonowaną przez bezpiekę „opozycją”.

Sędziowie III RP nie potrafią odpowiedzieć nawet na pytanie o legalność decyzji WRON i uznają tę kwestię za podległą ocenom historyków. W roku 2008 sędzia Rajmund Chajneta, przewodniczący wydziału, w którym rozpatrywana była sprawa stanu wojennego, tłumacząc powołanie trzyosobowego składu sądu, wyznał wprost: „Ten proces ma odpowiedzieć na fundamentalne dla historii Polski końca XX w. pytanie, czy wprowadzenie stanu wojennego było legalne, czy też nie. Byłoby dziwne, gdyby ocenę miał formułować jeden sędzia”.

Sędzia Chajneta najwyraźniej zapomniał, że „fundamentalne pytanie historyczne” zostało rozstrzygnięte już w lutym 1992 r., gdy Sejm RP przyjął uchwałę stwierdzającą, że decyzja o wprowadzeniu stanu wojennego była nielegalna. Jednak dopiero w marcu br. zapadł wyrok Trybunału Konstytucyjnego, w którym uznano za niekonstytucyjne dekrety Rady Państwa PRL o stanie wojennym z 12 grudnia 1981r. Wcześniej Sąd Najwyższy roztoczył parasol ochronny nad „wymiarem sprawiedliwości” PRL i uznał, że sędziowie musieli stosować owe dekrety, bo sądy nie mogły kontrolować konstytucyjności ustaw, nawet jeśli naruszały one zasadę niedziałania prawa wstecz. Po tej uchwale IPN nie mógł już postawić zarzutów żadnemu sędziemu czy prokuratorowi, którzy oskarżali, skazywali i przedłużali areszty wobec działaczy Solidarności między 12 a 16 grudnia, kiedy dekret jeszcze nie obowiązywał.

Możemy przypuszczać, że obecnie nawet dziesiątki „mędrców Temidy” nie będą w stanie odpowiedzieć na pytanie, na które odpowiedź zna każdy przyzwoity człowiek. Cały proces autorów stanu wojennego przypomina zaś dosadny i celnie wymierzony policzek tym milionom Polaków, którzy nie stracili pamięci z chwilą proklamacji „nowego państwa” i doskonale wiedzą, czym był stan wojenny i kim byli sowieccy zdrajcy w polskich mundurach.

Jak wszyscy tchórze udający polskich patriotów, ludzie ci skryli się dziś za instytucjami prawa, wykorzystując mechanizmy, z którymi walczyli i których stosowania odmawiali innym.

Stan wojenny z okien Belwederu

Niewykluczone, że na decyzję o wyłączeniu z procesu Jaruzelskiego mogły mieć wpływ zdarzenia ostatnich miesięcy. Sędzia prowadząca sprawę musiała przecież pamiętać, że ewentualny wyrok będzie dotyczył człowieka, który przez obecnego prezydenta III RP jest uznawany za wybitnego eksperta ds. polityki międzynarodowej i bywa częstym gościem Belwederu. Obecność Jaruzelskiego na posiedzeniu Rady Bezpieczeństwa Narodowego, zaproszenie go na uroczystość wręczenia Komorowskiemu insygniów Orderu Orła Białego i Orderu Odrodzenia Polski czy obecność agenta „Wolskiego” w trakcie rozmowy Komorowskiego z Miedwiediewem – nie mogły ujść uwadze sądów, wyczulonych na wszelkie fluktuacje i objawy intencji obecnej władzy.

Bronisław Komorowski od lat należy do gorliwych obrońców Jaruzelskiego. Już w roku 2005 usilnie sprzeciwiał się inicjatywie Jarosława Kaczyńskiego, gdy ten chciał pozbawić „Wolskiego” przywilejów należnych byłemu prezydentowi oraz odebrać mu stopień generalski. „To zły pomysł” – perorował wówczas polityk PO. – „Trzeba umieć oddzielić regulacje ustawowe, dotyczące wszystkich byłych prezydentów, od oceny ich działalności, nie można karać kogoś za błędne decyzje lub niewłaściwe zachowanie, odbierając uprawnienia”.

Rok później, w wywiadzie dla Moniki Olejnik Komorowski twierdził, że „zabranie Jaruzelskiemu stopnia generalskiego oznaczałoby, że przekreślamy całą drogę żołnierską generała, a ta nie cała przecież była zła”. Postać agenta sowieckiej Informacji Wojskowej Komorowski nazwał „do pewnego stopnia tragiczną”, argumentując, że Jaruzelski wziął udział w demontowaniu własnego systemu, za którym się opowiadał i którym żył przez całe życie. Ówczesny marszałek Sejmu podkreślał przy tym, że „niewątpliwie gdzieś miały swoje istotne znaczenie jego korzenie rodzinne, tradycja, dla myślenia w kategoriach patriotyzmu”.

Tę nieskrywaną sympatię odwzajemnia również Jaruzelski, nazywając przed wyborami prezydenckimi kandydata PO „mężem stanu” i twierdząc, że Komorowski jest nie tylko obdarzony charyzmą, ale „cechują go również godność i dostojeństwo”.

(...)

Aleksander Ścios

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)