Zmywarka w domu rolnika? Dotarliśmy do bohatera sesji zdjęciowej z 1980 roku
"Życie rodzinne we wsi Kościeleczki 1980 rok". Seria zdjęć z takim opisem przypomniana niedawno przez Polską Agencję Prasową wzbudziła sensację. Czy w siermiężnym PRL-u rolnik rzeczywiście mógł sobie pozwolić na zakup zmywarki, samochodu marki Polonez i jeansów Wrangler?
25.12.2019 21:52
- To wcale nie była propaganda. 40 lat temu prywatny gospodarz na 15 hektarach z setką świń w chlewie to był szanowany powszechnie gość z klasy średniej. Żyło się bogato i na wesoło. Teraz to nawet ze 150 hektarów nie utrzymałbym podobnego poziomu życia - śmieje się Zdzisław Borkowski, bohater sesji zdjęciowej PAP z 1980 roku.
Na zdjęciu znalazł się cud techniki ówczesnych czasów - polska zmywarka Predom Metrix Luksus, produkowana na licencji Zanussi, włoskiego producenta urządzeń AGD.
Trudno w to uwierzyć, ale Borkowski zarzeka się, że w 1980 roku w Kościeleczkach (woj. pomorskie) były aż trzy zmywarki i kilka zagranicznych kolorowych telewizorów. Na zdjęciu żona rolnika, Zofia, ma na sobie jeansy Wrangler. Przed domem stoi zaparkowany nowy Polonez, niedostępny dla zwykłego Kowalskiego hit z Fabryki Samochodów Osobowych w Warszawie.
Świnie zamieniały się w dolary i luksus z Pewexu
- Do pracy szło się wtedy chętnie, bo człowiek od razu czuł w kieszeni efekt finansowy. Miałem 74 świnki, które sprzedawaliśmy do PGR-u. Cena była dobra, bo w sklepach brakowało już każdego towaru, a zaraz później weszły kartki na mięso - opowiada Zdzisław Borkowski. - Świnie sprzedawaliśmy co trzy miesiące. Zarobione złotówki wymieniałem na dolary u cinkciarza. I tak co kilka miesięcy rósł nasz status życiowy - wspomina rolnik.
Widoczną na zdjęciu zmywarkę kupił w Pewexie lub Baltonie. Nie pamięta za ile.
Córka Halina (fot. pierwsza z prawej) dodaje: - Tato, ale to był czerwiec. Jak sprzedaliśmy te świnie, to potem nie kupowaliśmy nowych warchlaków, tylko całą rodziną jechaliśmy na wczasy nad Balatonem - mówi.
- I to był największy luksus! Rolnik mógł zostawić gospodarstwo i jechać na wczasy. Teraz robota musi się kręcić przez 365 dni w roku - łapie się za głowę Borkowski.
Żona Zofia: - Czasy były biedne, ale ludziom było przynajmniej weselej. Na imieniny przychodziło prawie 50 osób, nikt nie zazdrościł nikomu majątku czy awansu - wspomina, patrząc na fotografie.
Kościeleczki w PRL
"Za Niemca" w Kościeleczkach były tylko cztery gospodarstwa ziemskie i kilka domów dla parobków. 40 lat temu wieś była w rozkwicie. Żyzna ziemia w większości należała do rolników indywidualnych. Ponad 40 gospodarzy hodowało krowy, świnie, byki, drób, a każdy skrawek ziemi i drzewo owocowe było jak lokata w banku. Trzodę i płody rolne kupował Kombinat Rolny "Nogat" w Malborku, który sam nie wyrabiał się z narzuconym planem produkcji.
- Najlepiej zarabiało się na pracochłonnych uprawach, takich gdzie trzeba dużo pracować rękami, np. kminek, marchew uprawiana na nasiona - wymienia Borkowski.
W rodzinie zachował się jeszcze zeszyt z notatkami, co ile kosztowało. Za zysk z uprawy jednego hektara kminku Borkowski kupił motocykl Jawa - nowy, z salonu. 25-calowy telewizor Phillips był na wyciągnięcie ręki po sprzedaży 46 tuczników. Maliny uprawiane w przydomowym ogrodzie w jeden rok przyniosły plon, który można było zamienić na zapas węgla na całą zimę.
Nowy samochód Polonez FSO był szczytem marzeń. Kosztował ponad 200 tys. zł, czyli równowartość ponad 40 średnich pensji (dziś za tyle można mieć bmw 5). Żeby kupić nowego Poloneza z Polmozbytu, pieniądze to było zbyt mało. Potrzebny był talon albo gotówka - połowę ceny należało zapłacić w dolarach.
Kiedy w 1992 roku w Polsce ruszyła telefonia komórkowa Centertel, Zdzisław Borkowski był jednym z pierwszych abonentów. Telefon komórkowy, model nazywany "cegłą", kupił za równowartość dwóch przyczep rzepaku. W przeliczeniu na dzisiejsze pieniądze to 25 tys. zł. Wtedy był już rolniczym potentatem. Miał w dzierżawie kilkaset hektarów. Przez ponad 20 lat pracował w samorządzie. Dziś jest już emerytem.
Rodzina Borkowskich osiedliła się w Kościeleczkach tuż po wojnie. Uciekali ze Stanisławowa na Wołyniu, gdzie radzieckie władze uznały ich za kułaków. W obławie NKWD zginęło trzech członków rodziny, a siostrę Michała Borkowskiego (ojca Zbigniewa) zesłano na Sybir. Spędziła tam 28 lat. Michał Borkowski uciekł z obławy na koniu, ubrany tylko w kalesony. Zatrudnił się jako parobek.
Po reformie rolnej Borkowscy gospodarowali na 5 hektarach ziemi powierzonej im przez władze PRL. "Każdy gospodarował samodzielnie. Było ciężko, ale głodu nigdy nie było" - czytamy w rodzinnych wspomnieniach. Według tej relacji babcia Borkowska chodziła do zbombardowanej cukrowni po melasę. Pędziła z niej bimber i sprzedawała go stacjonującym w pobliżu radzieckim żołnierzom.
Nowoczesność w domu i zagrodzie
Jak powstała sesja dla Polskiej Agencji Prasowej? Był słoneczny 1 czerwca 1980 roku. W Kościeleczkach zjawił się znany wówczas fotoreporter Jan Morek. Nieprzypadkowo rzecz jasna, bo zlecenie dostał z Elbląga. O rodzinie Borkowskich zrobiło się głośno, bo senior rodu Michał Borkowski został uznany za najlepszego rolnika w województwie elbląskim. Do tego miał czterech synów rolników, a to rzekomo była rzadkość i świetny temat.
Przez cały dzień fotograf Morek wszystkich fotografował. Babcię Józefę, jak opiera się o czerwonego Forda. Nowoczesną hodowlę świń trzymanych w piętrowych klatkach, pole i sad. Dzieci ubrane były odświętnie, w uszyte przez mamę fartuszki. W sesji występował pracownik Urzędu Nadzoru Rolniczego Gminy Malbork. Lokalna władza chciała się pochwalić, że w Kościeleczkach takie bogactwo.
W miejscowości nikt nie słyszał, aby zdjęcia posłużyły do ilustracji jakiegoś tekstu w mediach rządowych. 9 grudnia, czyli po 39 latach, sąsiadka przysyła Borkowskim SMS-a: "Wasze zdjęcia są w całym internecie".