PolskaZmęczony lis wpadł we własne sidła

Zmęczony lis wpadł we własne sidła

Debatę prezydencką wygrał bezapelacyjnie Bronisław Komorowski, choć nie była to wygrana bardzo spektakularna. Kandydat Kaczyński jest wyraźnie zmęczony. Tyle tygodni udawania musi być zabójcze dla ciała i dla duszy. Kaczyński wpadł we własne sidła: wyszydzana przez niego polityka miłości, którą sam zaczął ostentacyjnie uprawiać, okazała się nie do zniesienia dla jego temperamentu. Kaczyński jest lisem, a nie aniołem. I choć lis niekiedy może udawać anioła, zawsze kiedyś wystawi swój rudy ogon.

Zmęczony lis wpadł we własne sidła

28.06.2010 | aktual.: 28.06.2010 07:16

Być może prezes Kaczyński odbuduje swoje siły do środy. Być może - co będzie racjonalne - porzuci swoje przebrania i pokaże się nam wreszcie takim, jakim jest naprawdę. Ale wtedy już nikt nie uwierzy w politykę miłości. Miłość pójdzie do lamusa, tam gdzie jej miejsce, bo przecież w polityce nie chodzi o miłość, a o władzę. A tej Kaczyński pragnie nade wszystko, czyli nad Komorowskiego (który w debacie nie był orłem, lecz sobą, co okazało się trafną taktyką).

Sama debata była wyjątkowo nudna. Pytania ogólnikowe, odpowiedzi gładkie. Zapamiętałam głównie, że "zarodek jest człowiekiem", i że wiara w to, stanowi o katolicyzmie wierzącego. Kaczyński okazał się radykalnym przeciwnikiem zapłodnienia in vitro, co jak na przyszłego prezydenta - dziwi - bo dziwny to prezydent, który podcina sobie gałąź, na której siedzi. Dzięki podobnym deklaracjom dostanie zapewne w najbliższych wyborach wsparcie Kościoła, ale bez refundowanego zapłodnienia in vitro, w dalszej przyszłości – nie będzie miał kim rządzić. Chyba że Kościół zapewni mu jakąś prezydenturę w przeludnionych zaświatach.

W debacie nie pojawiło się pytanie dotyczące parytetów. Żadna z prowadzących dziennikarek nie miała odwagi go zadać. Zapewne ze strachu przed marginalizacją (kto interesuje się sprawami kobiet jest marginalizowany; kobiety bardziej niż mężczyźni) lub z poczucia własnej wyższości: mnie się udało, to nie będę się interesować odpytywaniem kandydatów jak widzą problem równości i mechanizmów ją wspierających, bo po co mi one? Okazywanie kobiecej solidarności czy zainteresowania równościową tematyka – nie opłaca się. Tak zapewne skalkulowały panie prowadzące. Szkoda, bo kilkaset tysięcy kobiet i mężczyzn walczących o parytety czekało na to pytanie. To zresztą jeden z najbardziej interesujących tematów tych wyborów.

Paniom dziennikarkom zabrakło odwagi (by nie powiedzieć "jaj", choć starały się być bardzo męskie), panowie kandydaci okazali zmęczenie. Tylko profesor Staniszkis - w roli komentatorki - dzielnie i do ostatniej kropli krwi (to znaczy - rozsądku) walczyła o swego pupila. Oczywiście jako kompletnie niezależna socjolożka.

Magdalena Środa specjalnie dla Wirtualnej Polski

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)