Zmarł George Bush senior. Ostatni z "normalnych" prezydentów prawicy
George Bush senior, najwybitniejszy przedstawiciel wielkiej politycznej dynastii i jedna z czołowych figur zimnej wojny, zmarł w wieku 94 lat. Był najdłużej żyjącym prezydentem USA.
George Herbert Walker Bush był jednym z niewielu amerykańskich prezydentów, którzy rządzili przez tylko jedną kadencję. Mimo to odcisnął swoje piętno jak niewielu współczesnych mu polityków. W 2018 r. odszedł jako jedna z najbardziej szanowanych postaci w amerykańskiej polityce.
Kariera Busha seniora nie była typowym przykładem historii "od pucybuta do milionera". Jako syn milionera i polityka Prescotta Busha, od urodzenia był członkiem białej anglosaskiej, protestanckiej elity z Nowej Anglii. Mimo to, kiedy wybuchła II wojna światowa, nie migał się od służby wojskowej. Odłożył swoje studia na prestiżowym uniwersytecie Yale i w wieku 18 lat zaciągnął się do lotnictwa, gdzie został najmłodszym pilotem w Air Force. Po wojnie i studiach, wzorem ojca zajął się biznesem. W Teksasie zbił majątek na wydobyciu ropy. Potem - także wzorem swojego ojca - poszedł do polityki. I od 1966 roku, kiedy zasiadł w Izbie Reprezentantów jako przedstawiciel Teksasu, był nieodłącznym elementem amerykańskiej polityki.
W 1971 roku został ambasadorem USA w ONZ. Dwa lata później, w samym środku afery Watergate, awansował na szefa krajowego komitetu partii Republikańskiej, przewodnicząc nad wymuszoną przez partię dymisją prezydenta Richarda Nixona. Następca Nixona, Gerald Ford wybrał go jako swojego wysłannika w Chinach, a w końcu mianował go na szefa CIA, gdzie przeprowadził głęboką reformę po serii wpadek agencji.
Bush kończył to, co rozpoczął Reagan
Choć dyrektorzy agencji wywiadowczych rzadko wracają do polityki, Bush potraktował CIA jako odskocznię do naprawdę wielkiej polityki. W 1980 roku kandydował na prezydenta, ale musiał ustąpić wschodzącej gwieździe na prawicy, Ronaldowi Reaganowi. Mimo to, Reagan wziął go jako swojego wiceprezydenta. Czas Busha nadszedł dopiero po Reaganie - i to w przełomowym momencie historii.
To za jego prezydentury w Polsce doszło do pierwszych częściowo wolnych wyborów i runięcia muru berlińskiego. To on ogłosił też podczas szczytu na Malcie koniec zimnej wojny. Bush kończył więc to, co zaczął Reagan. Ale był jednocześnie znacznie bardziej ostrożny od swojego poprzednika i był przeciwny gwałtownym zmianom w Europie Środkowo-Wschodniej, chcąc utrzymać dobre relacje z Michaiłem Gorbaczowem. Wbrew namowom doradców nie przyjechał do Berlina, by świętować upadek komunizmu. Za sprawą nacisków jego administracji prezydentem Polski został Wojciech Jaruzelski. Bush sprzeciwiał się też pełnej niepodległości Ukrainy, przestrzegając Ukraińców w Kijowie przed "samobójczym nacjonalizmem".
Mniej zachowawczy Bush był na Bliskim Wschodzie. Kiedy Saddam Husajn zlekceważył amerykańskie ostrzeżenia i napadł na Kuwejt, Bush oznajmił, że "ta agresja nie ujdzie mu płazem". I tak zaczęła się pierwsza wojna w Zatoce Perskiej. W przeciwieństwie do tej drugiej, kampania pod hasłem "szoku i przerażenia" zakończyła się szybkim sukcesem i przytłaczającym militarnym zwycięstwem. I choć doradcy podpowiadali prezydentowi, by po wypędzeniu wojsk Saddama z Kuwejtu ścigać go aż do Bagdadu, to ostrożność znowu zwyciężyła.
Przełomowym momentem prezydentury Busha była pierwsza wojna w Zatoce
Mimo sukcesów w polityce zagranicznej, prezydentura Busha nie była sukcesem wewnątrz kraju. 41. prezydent USA był centrystą i politykiem starej daty, odrzucającym ideologiczny radykalizm. W pewnym sensie to go pogrążyło. A konkretniej pogrążyło go jedno zdanie wypowiedziane podczas kampanii wyborczej: "czytajcie z moich ust: żadnych nowych podatków". Bush nie dotrzymał tej obietnicy. Kiedy w 1990 roku przyszło spowolnienie gospodarcze, Bush zawarł kompromis z rządzącymi w Kongresie Demokratami i zgodził się na podwyższenie podatków. I w efekcie dwa lata później musiał pożegnać się z Białym Domem, przegrywając wyścig o drugą kadencję z Billem Clintonem.
To był jego koniec. Ale nie koniec dynastii Bushów w polityce. W 1999 roku jego młodszy syn Jeb został gubernatorem Florydy. Rok później - mimo że faworytem ojca był właśnie Jeb - prezydentem został George junior. Wiele wskazuje na to, że George senior nie był zadowolony z tego, jak rządził jego syn. Choć w wywiadach chwalił W., przyznawał jednocześnie, że daje zbyt wiele władzy swoim starszym doradcom, wiceprezydentowi Cheneyowi i sekretarzowi obrony Rumsfeldowi. Seniorowi nie podobała się też zbyt wojownicza - i zbyt mało dyplomatyczna - retoryka juniora.
George Herbert Walker Bush przeżył 94 lata. Zmarł jako najdłużej żyjący prezydent USA. I jedna z kluczowych postaci przełomowego okresu w historii świata.