Złodzieje ukradli mu wózek inwalidzki
Arkadiusz Szefler, niepełnosprawny student z Łodzi, od ponad dwóch tygodni jest więźniem we własnym mieszkaniu. Powód? Złodzieje ukradli mu wózek inwalidzki.
Chłopak od 23 lat zmaga się z czterokończynowym porażeniem mózgowym. Ma ogromne kłopoty z poruszaniem się i bez wózka o napędzie elektrycznym nie jest w stanie samodzielnie wyjść z domu.
- Wózek był duży, nie mieścił się w mieszkaniu. W domu synowi muszą wystarczyć kule - opowiada Małgorzata Szefler-Milczarek, mama Arka. - Syn zostawił wózek przed drzwiami do mieszkania, a córka miała go zabrać do pakamery na podwórku. Było jednak tyle śniegu, że nie dała rady go tam wprowadzić. Wózek został na klatce schodowej i po prostu zniknął.
Jak spore urządzenie, które waży ponad 100 kilogramów, zniknęło z budynku? Brama bloku jest monitorowana, ale zapis wideo wykazał, że nikt wózkiem nie wyjechał. Rodzina podejrzewa, że wózek został rozebrany na części i w ten sposób opuścił podwórko. Na klatkach schodowych ani na podwórku kamer nie ma.
Urządzenie było sporo warte - 18 tysięcy złotych. - Nie można go było zabezpieczyć, bo producent tego nie przewidział. Nie miało żadnych blokad. Dla mnie to prawdziwa tragedia - żali się Arkadiusz Szefler, mimo iż nie ma zwyczaju skarżyć się na swój los.
Młody mężczyzna stara się nie poddawać chorobie. Zrobił licencjat z zarządzania. Pracę obronił na piątkę, na dyplomie ma czwórkę z plusem. W październiku chciał rozpocząć studia magisterskie. Jednak z niewielkiej renty nie jest w stanie opłacić nauki. Dlatego zamierzał dorobić, a także skończyć kurs księgowości drugiego stopnia. Jeśli wózek się nie odnajdzie albo nie otrzyma innego, plany legną w gruzach. - Kontaktowałem się już z łódzkim oddziałem Państwowego Funduszu Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych, ale dopóki policja nie zakończy dochodzenia, nie mogę nawet złożyć wniosku o przydział nowego wózka - mówi Arek.
Potwierdza to Władysław Skwarka, dyrektor łódzkiego PFRON. - Łodzianin musi się do nas zgłosić z zaświadczeniem od policji o umorzeniu postępowania - mówi Władysław Skwarka. - Potraktujemy tę sprawę priorytetowo, postaramy się przyznać wózek w pierwszej kolejności. Wnioski będziemy przyjmować w kwietniu, urządzenie może być przyznane przed wakacjami. Być może do tego czasu uda się wypożyczyć wózek - pociesza.
Dziennikarze "Polski Dziennika Łódzkiego" sprawdzili to. W łódzkich wypożyczalniach sprzętu rehabilitacyjnego wózków o napędzie elektrycznym nie ma. A zwykły wózek nie wystarczy, bo choroba zaatakowała także ręce młodego mężczyzny i nie jest on w stanie sam kierować wózkiem.
Znalezieniem sprawców kradzieży zajmują się policjanci z pierwszego komisariatu. - Sprawa jest delikatna. Wiadomo, że poszkodowanemu wózek jest potrzebny, ale wykrycie sprawców nie jest proste - tłumaczy mł. asp. Piotr Chmielewski, kierownik referatu III wydziału dochodzeniowo-śledczego. - Wózek mógł być skradziony na zamówienie i przetransportowany do innego miasta. Postaramy się jak najszybciej umorzyć to postępowanie, by łodzianin mógł starać się o nowy wózek. Nie znaczy to, że przestaniemy się interesować tą sprawą.
Z pomocą Arkadiuszowi pospieszyli przyjaciele z uczelni. Prowadzili między innymi zbiórkę pieniędzy. Ale udało się im zebrać zaledwie kilkaset złotych.
- Szukaliśmy podobnego wózka na aukcjach internetowych. Są, ale drogie i nie możemy sobie pozwolić na zakup - mówią znajomi łodzianina. - Zależy nam, by Arek jak najszybciej wrócił do normalnego życia. Mamy nadzieję, że ktoś się zlituje i użyczy mu wózka, do chwili gdy nie otrzyma nowego.
Arkadiusz Szefler i jego najbliżsi też mają nadzieję, że przymusowy pobyt chłopaka w domu wkrótce się skończy.
Przeczytaj więcej na stronie "Polski Dziennika Łódzkiego"