PolskaZłodziej dragów z CBŚ chciał obrobić całą Polskę

Złodziej dragów z CBŚ chciał obrobić całą Polskę

Policjant CBŚ, który okradł magazyny
narkotykowe w Łodzi i stolicy, szykował kolejne skoki. Sposób, w
jaki chciał ich dokonać, był by natchnieniem dla hollywoodzkich
scenarzystów - pisze "Życie Warszawy".

23.01.2006 | aktual.: 23.01.2006 06:08

- Trudno uwierzyć w to, co zrobił Przemysław K. - opowiada jeden z oficerów CBŚ. - By ukraść narkotyki ze stołecznego magazynu, przez kilka miesięcy poznawał panujące w Warszawie zwyczaje. Prowadził śledztwo - zupełnie jakby rozpracowywał gangsterów. W rzeczywistości rozgryzał zabezpieczenia policyjnego magazynu.

Przemysław K., 38-letni były podoficer łódzkiego CBŚ, jest sprawcą jednej z największych kompromitacji "polskiego FBI". Wiosną ub.r podczas spalania zarekwirowanych narkotyków z łódzkiego magazynu CBŚ okazało się, że zamiast 20 kg kokainy i 24 kg heroiny w paczkach jest proszek do pieczenia i cappuccino. Oszustwo odkryli sami funkcjonariusze i zaczęli szukać "kreta", czyli zdrajcy działającego w elitarnej formacji.

Nikt nie podejrzewał Przemysława K., bo ten miał bardzo dobre wyniki. - Niedługo przed odkryciem kradzieży odebrał przestępcom półtora kilograma kokainy. Tymczasem był na tyle bezczelny, że mimo wybuchu afery przygotowywał się do kolejnej kradzieży. Tym razem w Warszawie- opowiada oficer KGP.

"Życie Warszawy" ustaliło, że Przemysław K. wpadł na pomysł obrobienia warszawskiego magazynu na przełomie 2004 i 2005 r. Zaczął bardzo starannie poznawać zwyczaje policjantów z ul. Okrzei. Dzięki legitymacji policyjnej mógł swobodnie poruszać się po budynku - zaczął rysować jego plany. Starał się też zaprzyjaźnić z warszawskimi policjantami, a jednocześnie dyskretnie penetrował ich pokoje w poszukiwaniu kluczy do specjalnych szafek. - Nie mógł sforsować jednej z szaf, więc razem ze wspólnikiem kupili od policji identyczną i przez kilka tygodni rozpracowywali jej zamki.

Nauczyli się dyskretnego i błyskawicznego jej otwierania. - Zdobyli też szyfr wejściowy do magazynu - opowiada jeden ze śledczych.

Przemysław K. przekonywał wszystkich, że rozpracowuje grupę handlarzy z Warszawy. Pomagała mu jego koleżanka z pracy Marzena K. Kobieta zwróciła się nawet do warszawskiego wydziału o możliwość zebrania próbek narkotyków. Rzekomo w czasie swojego śledztwa ustaliła, że kokaina ze stolicy miała pochodzić z tego samego źródła, co ta zabezpieczona przez łódzkich policjantów, w tym Przemysława K. W rzeczywistości zadaniem Marzeny K. było rozpoznanie, gdzie w magazynie stołecznego CBŚ leżą duże, przez co najcenniejsze, partie narkotyków.

Między sierpniem a wrześniem 2005 r. Przemysław K. zrealizował swój plan. Pokazując policyjną legitymację wszedł do budynku przy ul. Okrzei, otworzył drzwi do magazynu i zabrał pakunek z kokainą. Na jej miejsce podłożył proszek do pieczenia. Był przekonany, że kradzież nie wyjdzie na jaw, bo narkotyk był już przeznaczony do spalenia. To ustaliła jego koleżanka z pracy. Skradziona kokaina na czarnym rynku warta była co najmniej 250 tys zł. (PAP)

Źródło artykułu:PAP
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)