"Zliberalizujmy prawo do aborcji i eutanazji"
W Polsce nie ma sporu o to, do kiedy wolno przerywać ciążę, ale o to, czy wolno w ogóle przerywać ciążę. Nie szukamy rozwiązania konwencjonalnego, które może być lepsze lub gorsze, ale oczekujemy ujawnienia podstawowych racji uzasadniających główne stanowiska - uważa prof. Jacek Hołówka, filozof i etyk.
Czy podjąłby się pan ustalenia granic ludzkiego życia z jasnym początkiem i końcem?
– Nie podjąłbym się tego. Sądzę, że nikt nie może odpowiedzieć na tak postawione pytanie. Życie jest zjawiskiem bardzo złożonym i ma liczne aspekty. Każdy z tych aspektów ma własny początek i koniec. W sensie odrębności genetycznej nasze życie zaczyna się w chwili połączenia się jaja z plemnikiem. Wtedy wyłania się nowy kod genetyczny, charakteryzujący jednostkę ludzką, lub ewentualnie linie komórek macierzystych. Ale z własnymi genami trudno się utożsamiać. Każdy z nas ma 50% genów ojca i 50% genów matki. Własne i niepowtarzalne jest tylko ich połączenie. Mało kto uważa więc, że jego indywidualność określają geny, choć z pewnością jest prawdą, że naszą indywidualność determinują geny. Nie można też przyjmować, że koniec ludzkiego życia zbiega się z końcem istnienia charakterystycznego dla nas kodu genetycznego. DNA jest bardzo trwałe i przez wiele lat po naszej śmierci istnieje jeszcze w resztkach komórek. Nikt jednak nie powie, że on sam będzie istnieć tak długo, jak długo istnieje typowe dla niego DNA
zachowane w jakichś biologicznych mikrośladach.
Czyli na początku jest tylko DNA. I co dalej?
– Nasze życie organiczne zaczyna się wtedy, gdy grupa komórek stanowiących zarodek połączy się w funkcjonalną całość. Przedtem jesteśmy tylko blastocystą. Z nią też nikt się nie utożsamia. Zdolność do samodzielnego funkcjonowania biologicznego nie jest dla nas najważniejsza. Utożsamiamy się bardziej ze swoim życiem psychicznym i emocjonalnym albo z rolami społecznymi i rodzinnymi. Te funkcje pojawiają się dużo później niż samodzielność biologiczna i w różnych momentach znikają. Nie ma więc jednej odpowiedzi na pytanie, kiedy się zaczyna i kończy ludzkie życie. W różnych aspektach trwa przez inny okres naszej egzystencji.
Jak w takiej sytuacji tworzyć prawo, które będzie mówiło o przerywaniu życia?
– Filozofia stara się ustalić kryteria, za pomocą których będziemy uznawać ludzkie życie za wartość szczególnie chronioną. Prawo natomiast ustala, kiedy ludzkie życie jest dobrem nienaruszalnym. To zagadnienia podobne, ale nie identyczne. Filozofia ma prawo piętrzyć trudności i podkreślać, że pewne administracyjne ustalenia mają charakter dość arbitralny. Prawo musi jednak stać na stanowisku, że pewne ustalenia są konieczne i że nawet jeśli mają charakter konwencjonalny, nie wolno z nich zrezygnować w życiu społecznym. Zatem nie można tu liczyć na pełną jednomyślność. Filozofia nie uznaje konwencjonalnych rozwiązań za teoretycznie uzasadnione, ale gotowa jest przyznać, że są to rozwiązania praktycznie najlepsze. Wszyscy godzimy się, że jakieś ustalenia praktyczne są niezbędne. Spór dotyczy tylko tego, jak mają one brzmieć, i tu ani prawo, ani filozofia nie dają w pełni zadowalającej odpowiedzi.
Co w takim razie sądzi pan o dotychczasowych próbach stanowienia prawa, które dawały kobietom możliwość decydowania o swojej ciąży? Np. Stany Zjednoczone, gdzie stworzono sztuczną granicę trzeciego miesiąca ciąży, do którego można dokonywać aborcji.
– To jedyne możliwe rozwiązanie. Choć trzeba zdawać sobie sprawę z tego, że jest to artefakt, sztucznie utworzona granica. Całe nasze życie społeczne upstrzone jest takimi postanowieniami i one sterują naszym zachowaniem. Weźmy najprostszy przykład. Lepszy jest ruch lewostronny czy prawostronny? Nie ma tu dobrych argumentów. Ale ważne jest, żeby na coś się zdecydować. Albo od jakiego wieku należy młodym ludziom dać czynne prawo wyborcze? Gdy mają 18 czy 21 lat? Ktoś powie, że są tacy, którzy mając kilkanaście lat, są już niezwykle dojrzali, a są i tacy, którzy przekroczywszy sześćdziesiątkę, nadal popełniają głupie błędy. Nie ma na to rady. Trzeba znaleźć granicę, która budzi najmniej kontrowersji i trzeba patrzeć na skutki przyjętych propozycji.
Jednak w Polsce nie ma sporu o to, do kiedy wolno przerywać ciążę, ale o to, czy wolno w ogóle przerywać ciążę. Nie szukamy rozwiązania konwencjonalnego, które może być lepsze lub gorsze, ale oczekujemy ujawnienia podstawowych racji uzasadniających główne stanowiska. Zwolennicy aborcji mają dwa argumenty. Mówią po pierwsze, że kobieta ma prawo decydować o tym, czym wypełni swe życie, i jeśli nie chce, nie musi wypełniać go macierzyństwem. I mówią po drugie, że zarodek nie może być traktowany jako człowiek, bo brakuje mu większości wyznaczników typowo ludzkiego życia. Przeciwnicy aborcji mówią po pierwsze, że kobieta mogła decydować, czy zajdzie w ciążę, czy nie, ale gdy już jest w ciąży, to o jej utrzymaniu decydować nie może. Zrobi to za nią prawo. I mówią po drugie, że zarodek jest człowiekiem. Nie ma więc wspólnych zasad, a to znaczy, że nie może być kompromisu i nie można się zdać na rozwiązanie praktycznie najlepsze. Użytkownicy dróg chcą uniknąć kolizji i spierają się tylko o to, po której stronie
będzie się jeździć. Osoby dyskutujące prawo wyborcze chcą mieć dobrze funkcjonującą demokrację. Spierają się tylko o to, czy lepiej mieć większą liczbę młodych wyborców, czy nie. W sporze o aborcję nie ma wspólnej podstawy. Jedni żądają, by kobieta miała prawo decydować o swej ciąży i liczbie dzieci. Drudzy, by wszystkie ciąże kończyły się urodzeniem dziecka. To diametralnie różne perspektywy.
Czy stąd więc się bierze całe to zamieszanie wokół polskiego prawa: nie potrafimy się dogadać co do istoty problemu?
– Tak sądzę. W Polsce dominuje przekonanie, że życie o pełnej ludzkiej specyfice zaczyna się od momentu, kiedy powstaje kod DNA charakterystyczny dla danego osobnika. To jest, moim zdaniem, zabobonne stanowisko. Pewien prawdziwie rozpoznany fakt uznaje się za rozstrzygające kryterium o charakterze moralnym, społecznym, psychologicznym i filozoficznym. To zupełnie nieuzasadnione. Osoby, które uczciwie argumentują z punktu widzenia religii katolickiej, budzą mój szacunek. Mówią, że do zarodka wchodzi dusza i wtedy powstaje nowy człowiek. Z tym twierdzeniem można się zgadzać lub nie, ale jest to stanowisko zrozumiałe i jakoś uzasadnione. Jeśli natomiast ktoś mówi, że nie chodzi o duszę, ale o nowy system genetyczny, to powstaje zasadnicze pytanie: co geny mają wspólnego z wartością życia? DNA nie jest źródłem statusu osoby ludzkiej. DNA przesądza o przynależności do ludzkiego gatunku i wyznacza indywidualne cechy o podłożu białkowym. W każdej mojej komórce jest taki system, w każdy pojedynczym włosie. Czy przez
to zasługują one na jakieś szczególne traktowanie?
W Polsce słychać komentarze, że to, co się dzieje w Holandii, można porównać do zbrodni Holokaustu. Nie chodzi tylko o tamtejsze liberalne prawo do przerywania ciąży, lecz także o ostatnie propozycje lekarzy, by dać im możliwość eutanazji skrajnie upośledzonych niemowląt. O ile jednak w przypadku zbrodni wojennej granicą uznawalności człowieczeństwa była rasa, tak tu są to długość i jakość życia.
– To porównanie jest jawnie nieuprawnione i obraźliwe. Horror zbrodni Holokaustu nie sprowadza się do tego, że zginęła olbrzymia liczba ludzi. Grozę budzi to, że niszczono niewinne, wspaniałe, szczęśliwe, kwitnące życia. Lekarze w Holandii za zgodą zainteresowanych przerywają więdnące życie, które nie ma szans na przetrwanie, wypełnione jest bólem i poczuciem bezsensu. A to zasadnicza różnica.
Czyli mamy do czynienia z demagogią?
– Tak. Widzę tu celowe mieszanie pewnych sytuacji i krzykliwe domaganie się uznania dla wartości, które są źle definiowane i w bałaganiarski sposób prezentowane. I to dogmatyczne przekonanie, że zarodek jest człowiekiem, bronione przez rzucanie surowych oskarżeń pod adresem osób, które są innego zdania.
Koronny argument osób opowiadających się za prawem do aborcji i eutanazji brzmi: pozwólmy ludziom decydować o własnym życiu. Ile z tego prawa teraz mamy?
– Chcemy decydować o swojej przyszłości, bo na tym polega autonomia jednostki. Tak myśli większość ludzi ceniących swoją niezależność, wielu ludzi, którzy własnym wysiłkiem zdobyli jakieś wykształcenie, artystów i wiele osób wyczulonych na problemy społeczne. O własnym życiu chcą decydować ci, którzy chcą po sobie coś zostawić. Są jednak między nami także tacy, którzy nie mają wielkich życiowych ambicji, nie mają pomysłu na życie i nie cenią swej wolności. Adaptują się do najsilniejszej organizacji, którą znajdą w swym otoczeniu, i trzymają się jej zasad. Tę postawę opisywał Erich Fromm w „Ucieczce od wolności”. Pisał tam o organizacjach społecznych, które dają jednostce poczucie bezpieczeństwa właśnie dlatego, że zdejmują z niej obowiązek myślenia na własną odpowiedzialność. Takie tendencje widać po obu stronach barykady. I w organizacjach świeckich, i religijnych. I wśród zwolenników przerywania ciąży, i wśród przeciwników aborcji. Choć myślę, że jest ich więcej wśród przeciwników, ale dowodu nie mam.
A może po prostu należałoby dać każdej jednostce możliwość wyboru?
– To niebezpieczna sugestia. Przecież nie jest tak, że rodzimy się z gotowym systemem wartości, gotową mądrością. Sami latami modelujemy swój profil psychiczny, ale w dużej mierze nabiera on kształtu pod wpływem naszego kontaktu z innymi. Wobec tego bardzo trudno odpowiedzieć na pytanie, co wybraliśmy sami, a co zostało nam zasugerowane. Nie bardzo więc można zachęcać osoby niedoświadczone, bierne umysłowo i niesamodzielne, by zawsze decydowały o sobie. Lepiej zachęcać, by słuchały mądrych rad i zaczęły od tego, by się nauczyć odróżniać dobre rady od marnych.
Czy to oznacza, że obecne prawo chroni jednostkę przed dokonywaniem szkodliwych wyborów? Taki rodzaj mniejszego zła?
– Nie wydaje mi się, żeby taką motywację mieli zwolennicy obecnej ustawy antyaborcyjnej. Gdy ją wprowadzano, decydującą rolę odgrywały względy religijne. Ale wracając do samodzielnych decyzji... Dorosły człowiek, by umiał podejmować odpowiedzialne decyzje, musi poznać trochę świata. Dobrze, jeśli zna język obcy, podróżuje, ogląda zagraniczną telewizję, zna inne style życia, rozumie cudze argumentacje, skończył jakieś studia. Tymczasem w Polsce jest olbrzymia grupa dorosłych, którzy przywiązani są do tradycji i własnych obyczajów. Ci ludzie nie umieją patrzeć na siebie krytycznie. Trzymają się swoich przekonań, choć nie bardzo potrafią ich bronić i nie pamiętają, od kogo przejęli swe poglądy. Ponieważ nie pamiętają, są święcie przekonani, że to ich własne poglądy.
Czyli chodzi o to, żeby dyskusję nad liberalizacją prawa poprzedzić solidną edukacją społeczeństwa, aby ludzie byli później w stanie z tego prawa korzystać?
– Tak. Choć nie chodzi mi o edukację społeczeństwa, tylko o upowszechnienie wykształcenia. Bez zadanego celu i bez oczekiwania konkretnych rezultatów. Prawdę powiedziawszy, na tym właściwie można by poprzestać. Ludzie lepiej wykształceni, znający też cudze argumenty, prawdopodobnie bez jakiejkolwiek zachęty zliberalizują prawo. Chciałbym, żeby zliberalizowali prawo dotyczące aborcji i eutanazji. Choć pierwszą sprawę uważam za dość pilną, a drugą nie.
Na razie jednak dyżurnym straszakiem jest Holandia. Pojmowana jako kwintesencja zgniłego, zachodniego liberalizmu...
– To prawda. Mnie martwi jeszcze coś innego. Widzę związek między prawem dotyczącym aborcji i postawami związanymi z zabijaniem noworodków. Moim zdaniem, jeśli jakieś społeczeństwo ogranicza możliwość aborcji, to bierze na siebie część odpowiedzialności za dzieciobójstwo, ponieważ utrudnia kobietom z niechcianą ciążą podjęcie decyzji w najbardziej odpowiedniej chwili. Ten problem jest szczególnie wyraźny w przypadku ciężkiego, wrodzonego uszkodzenia płodu. Kobieta, która czuje się zmuszona do urodzenia takiego dziecka, może je od początku traktować jak wroga. Może być przytłoczona odpowiedzialnością za jego wychowanie, może nie mieć sił, by dobrze takim dzieckiem się zająć. Tę postawę trzeba zrozumieć, a nie potępiać, i trzeba zrobić wszystko, by taki dylemat nie powstawał. To główny powód, dla którego jestem zwolennikiem przerywania ciąży na żądanie do trzeciego miesiąca. Dlaczego zajmowanie się własnym dzieckiem ma się stać obowiązkiem ponad siły? Wiem, że są rodzice, którzy potrafią wziąć na siebie trud
opieki nad głęboko upośledzonym dzieckiem. Podziwiam ich za to i czasem mam ich wprost za bohaterów. Ale uważam, że nie wolno żądać podobnego poświęcenia od każdego, kogo los dotknie tak nieszczęśliwym potomstwem.
Czy w przypadku eutanazji też należałoby zacząć od poprawy wykształcenia, a dopiero potem brać się do zmiany prawa?
– Sądzę, że w tej sprawie poprawa wykształcenia nie ma większego znaczenia. Główne zastrzeżenia w stosunku do dopuszczalności eutanazji biorą się nie z protestów społecznych, lecz z dysfunkcji systemu medycznego. Z zasady eutanazja może być rozważana dopiero wtedy, gdy wszystkie znane medyczne środki ratowania i podtrzymywania życia zostały wyczerpane. Tymczasem w Polsce opieka medyczna bywa skrajnie niewydolna i niewydajna. W takiej sytuacji dyskusja o eutanazji jest dość akademickim sporem. Bardzo trudno o spełnienie warunków dopuszczających eutanazję, gdy brakuje sprzętu medycznego lub szpital ma kłopoty z podpisaniem kontraktu z NFZ na swą podstawową działalność. Spór o granice życia uważam za bardzo ważny. Ale dopóki nie dobiegł on końca, starajmy się maksymalnie chronić to życie, którego status nie budzi żadnych wątpliwości.
Rozmawiała Paulina Nowosielska
Prof. Jacek Hołówka (ur. w 1943 r.) studiował filozofię na Uniwersytecie Warszawskim, a także socjologię medycyny na Uniwersytecie Stanowym w Ohio. Wykładał na Uniwersytecie Notre Dame w Bloomington, w USA. Pracuje w Instytucie Filozofii Uniwersytetu Warszawskiego. Zajmuje się filozofią analityczną i filozofią moralności. Wydał dwa podręczniki do nauki etyki w szkole średniej: „Wybrane problemy moralności współczesnej”, „Problemy moralne w literaturze pięknej”, a także „Relatywizm etyczny”. Jest redaktorem „Przeglądu Filozoficznego”.