PolskaZjadł przystawki i przeszedł przemianę - wygra wybory?

Zjadł przystawki i przeszedł przemianę - wygra wybory?

Jesienne wybory parlamentarne to czwarte w historii Prawa i Sprawiedliwości. W tym czasie PiS sprawował dwuletnie rządy, a jego współzałożyciele pełnili najwyższe urzędy - Jarosław Kaczyński był premierem, a jego brat Lech - prezydentem. Jakie były początki partii braci Kaczyńskich i jak radziła sobie w ciągu minionej dekady?

Zjadł przystawki i przeszedł przemianę - wygra wybory?
Źródło zdjęć: © PAP | Paweł Supernak

16.09.2011 | aktual.: 22.09.2011 12:52

Prawo i Sprawiedliwość, jako partia polityczna, zaczęło formalnie istnieć 13 czerwca 2001 roku. Jej członkowie wywodzili się ze środowisk prawicowych - formacji skupionych wokół Akcji Wyborczej Solidarność (w tym m.in. Porozumienia Centrum, Zjednoczenia Chrześcijańsko-Narodowego czy Stronnictwa Konserwatywno-Ludowego), a także Ruchu Odbudowy Polski.

Inicjatorami PiS byli bracia bliźniacy Lech i Jarosław Kaczyński. Pierwszy z nich - Lech - kierował partią przez dwa lata (2001-2003), a później, do 2006 roku, był honorowym prezesem ugrupowania. Drugi z braci, który kilkanaście lat wcześniej współtworzył podobną inicjatywę - Porozumienie Centrum i przez siedem lat (1990-1997) był jej liderem, przejął kierownictwo PiS w 2003 roku i do dziś jest prezesem partii.

Kilka miesięcy po rejestracji partii, PiS wystartował w wyborach parlamentarnych uzyskując 9,5% głosów (44 mandaty poselskie). Tym samym partia braci Kaczyńskich uplasowała się na czwartym miejscu pod względem ilości zdobytych głosów. Tuż przed nią znalazła się Samoobrona RP (10,20% głosów, 53 mandaty), Platforma Obywatelska (12,68% głosów, 65 mandatów) i koalicja SLD-UP (41,04% głosów, 216 mandatów). Oprócz tego na Wiejską trafił PSL (8,98% głosów, 42 mandaty) i LPR (7,87%, 38 mandatów).

Walka z korupcją i przestępczością

Sztandarowymi hasłami PiS-u była walka z przestępczością (zaostrzenie kar dla przestępców) i korupcją (pomysł utworzenia Centralnego Biura Antykorupcyjnego)
. Partia opowiadała się także za wprowadzeniem zasady jawności oświadczeń majątkowych polityków.

Do sukcesu wyborczego Prawa i Sprawiedliwości przyczyniła się popularność Lecha Kaczyńskiego, który w 2000 roku został ministrem sprawiedliwości w rządzie Jerzego Buzka. Zdaniem dr Sergiusza Trzeciaka, konsultanta politycznego, Lech Kaczyński jawił się wyborcom jako szeryf, który nie boi się układów i zrobi porządek z wymiarem sprawiedliwości. - Taki człowiek był doskonałą twarzą formacji, której priorytetem stała się walka z aferami i korupcją - mówi dr Trzeciak.

Sam Lech Kaczyński w 2001 roku, pytany przez dziennikarzy Pawła Siennickiego i Piotra Zarembę, czy "PiS nie powstał przez przypadek, bo dzięki temu, że on został ministrem sprawiedliwości", mówił: - Potrzeba bezpieczeństwa, prawa i sprawiedliwości nie jest w Polsce przypadkiem. Przez ostatnie dwanaście lat nie robiono w Polsce rzeczy elementarnych, wręcz wykańczano ludzi, którzy chcieli coś zmienić. Te zaniedbania wynikały z układu sił, przed którym Jarosław Kaczyński ostrzegał 11 lat temu. Nie jesteśmy wynikiem przypadku, bo potrzeby, które reprezentujemy, nie są potrzebami przypadkowymi. Zresztą myślę, że powstanie PiS-u jest w dużo mniejszym stopniu przypadkiem niż powstanie Platformy Obywatelskiej.

Jaką rolę odegrał w partii drugi z braci? Zdaniem prof. Wawrzyńca Konarskiego, politologa, Jarosław Kaczyński był autorem pomysłów, których realizację zlecał swojemu bratu, co zostało zresztą potwierdzone przez Lecha Kaczyńskiego zaraz po wygraniu w 2005 roku wyborów prezydenckich. Lech Kaczyński oznajmił wówczas publicznie: "Melduję wykonanie zadania”. - "Trzecim bliźniakiem" był Ludwik Dorn, który podczas kampanii wyborczej w 2005 r. okazał się skutecznym twórcą wizerunku PiS - powiedział Polskiej Agencji Prasowej prof. Konarski.

Lewicowe afery wywindowały PiS i PO

Zarówno PiS, jak i PO wiele zyskały na krytyce dotychczasowych rządów lewicy. - Afera Rywina czy starachowicka, pokazały, do jakich patologii dochodziło w środowisku lewicowym. Ujawnienie ich było doskonałym narzędziem do punktowania SLD, spychania go narożnika - mówi dr Trzeciak. Jak dodaje, ogromny wpływ na wysokie noty PiS i PO, ma ordynacja wyborcza, która zabetonowała scenę polityczną. - W wyborach liczą się najwięksi gracze. Nie ma możliwości szerszego zaistnienia nowych ugrupowań, dlatego liderzy PO i PiS doskonale zdają sobie sprawę z tego, że mogą sobie pozwolić na eliminowanie przeciwników politycznych. Motywem przewodnim kolejnej kampanii PiS była idea budowy IV RP ("IV Rzeczpospolita - sprawiedliwość dla wszystkich"). Partia postawiła też, mimo pojawiających się głosów o możliwej koalicji PO-PiS, na zdecydowane odcięcie się od Platformy Obywatelskiej. PiS wskazał, że są dwie Polski - liberalna - w wydaniu PO i solidarna - PiS.

- IV Rzeczpospolita zwycięży, ponieważ Polska solidarna jest dla większości Polaków bardziej atrakcyjna, niż wizja liberalnego eksperymentu, a wizja Polska patriotyczna jest lepsza, niż ta która usiłuje dostosować się do innych - mówił po pierwszej turze wyborów parlamentarnych, wtedy jeszcze kandydat na prezydenta, Lech Kaczyński.

Zdaniem dr Trzeciaka podział na dwie Polski był doskonałym zabiegiem marketingowym, a straszenie liberałami, przyniosło zamierzony efekt - partia braci Kaczyńskich wygrała wybory i uzyskała niemal 27% (155 mandatów), wyprzedzając Platformę Obywatelską (24%, 133 mandaty).

Tuż po zwycięstwie parlamentarnym, Jarosław Kaczyński wskazał jako kandydata na premiera nieznanego w szerszych kręgach Kazimierza Marcinkiewicza (były wiceminister oświaty i szef sztabu doradczego rządu AWS Jerzego Buzka). Lider PiS nie chciał kierować rządem, by nie zaszkodzić bratu, który prowadził wówczas kampanię prezydencką. Ostatecznie, po starciu z Donaldem Tuskiem w drugiej turze wyborów, Lech Kaczyński wygrał wybory, a PiS stworzył rząd mniejszościowy, który zważywszy na arytmetykę sejmową (PO była drugą siłą w parlamencie) nie miał szans na realne działanie.

Marcinkiewicz kierował rządem niespełna rok, jego następcą był Jarosław Kaczyński. Dlaczego Marcinkiewicz, który przez kilka miesięcy zjednał sobie sympatię wielu Polaków, musiał odejść? - Spodziewano się, że nie wyrośnie na samodzielnego polityka, a w pewnym momencie zyskał popularność, trochę się nią zachłysnął, uwierzył, że może być samodzielnym politykiem. Jarosław Kaczyński zauważył to i bał się, że Marcinkiewicz będzie nielojalny, więc usunął go z rządu - mówi dr. Trzeciak. Kilka lat później Marcinkiewicz mówił w wywiadzie dla Wirtualnej Polski, że członkowie PiS muszą być "ślepo lojalni" wobec prezesa: - Jarosław Kaczyński nie jest lojalny wobec nikogo oprócz siebie, wymaga bezwzględnego podporządkowania.

Już w czasie wyborów prezydenckich PiS zacieśniał współpracę z Samoobroną, a jej lider Andrzej Lepper zadeklarował w II turze wyborów, że poprze Lecha Kaczyńskiego. W styczniu 2006 roku Jarosław Kaczyński zaproponował Samoobronie i LPR podpisanie paktu stabilizacyjnego, a miesiąc później pakt został przypieczętowany przez liderów trzech formacji w obecności dziennikarzy Telewizji Trwam i Radia Maryja. W maju PiS zawarł umowę koalicyjną z Samoobroną i Ligą Polskich Rodzin.

PiS zjadł przystawki

W następstwie udało się utworzyć większościową koalicję rządową, za co PiS był ostro krytykowany przez opozycję. Jak się jednak okazało, dogadanie się z "przystawkami", nie było gwoździem do trumny PiS. - To przystawki zostały zjedzone przez PiS - mówi dr Trzeciak. - Choć współpraca z radykalnymi ugrupowaniami naraziła PiS na utratę części elektoratu, to „połykając” elektoraty LPR i Samoobrony partia de facto zyskała. Co więcej, PiS w racjonalny sposób starał się wybrnąć z kłopotliwej sytuacji i tłumaczył, że nie było innego wyjścia, z konieczności musiał zawrzeć koalicję z LPR i Samoobroną - mówi konsultant polityczny.

Koalicja nie trwała długo, rozpadła się w sierpniu 2007 roku. Największą porażkę poniosła Samoobrona, która odchodziła z rządu w cieniu seksafery i afery gruntowej. Rozpisano przedterminowe wybory, ale PiS, choć częściowo przejął elektorat swoich koalicjantów (LPR i Samoobrona nie dostały się do parlamentu), i uzyskał więcej głosów niż w 2005 roku (ponad 32%) nie wygrał wyborów.

W tym samym roku doszło do poważnych pęknięć w strukturach PiS. Najpierw z partią pożegnał się Marek Jurek. Tłumaczył, że podjął decyzję po tym, gdy okazało się, że na posiedzeniu Rady Politycznej partii nie będzie rozmowy o pracach nad zmianą konstytucji w kwestii ochrony życia oraz o sejmowych głosowaniach w tej sprawie. Wraz z Jurkiem z partii odszedł Artur Zawisza, Małgorzata Bartyzel i Dariusz Kłeczek. Posłowie znaleźli miejsce w Prawicy Rzeczypospolitej, założonej przez Marka Jurka.

Później, zimą 2007 roku trzech wiceprezesów partii - Kazimierz Ujazdowski, Paweł Zalewski i Ludwik Dorn zrezygnowało ze swoich funkcji. Później i oni odeszli z partii (w 2007 opuścili szeregi: Ujazdowski i Zalewski, rok później - Dorn). Stało się to w wyniku rozliczeń po przegranych wyborach parlamentarnych. Wiceprezesi wystosowali do Jarosława Kaczyńskiego list, w którym proponowali "plan reformatorski" i przywrócenie wewnętrznej swobody w partii. Wokół wiceprezesów skupiła się grupa posłów, która domagała się wprowadzenia zmian w kierownictwie partii. Powrót synów marnotrawnych

Rozłamowcy utworzyli Ruch Obywatelski "Polska XXI", przekształcony później w Polskę Plus, ale we wrześniu 2010 roku, większość z buntowników powróciła do partii-matki. Do PiS zbliżył się także Ludwik Dorn, który po odejściu z partii nie szczędził prezesowi gorzkich słów, nazywając go "sułtanem otoczonym przez dwór eunuchów". W 2010 roku podpisał z Jarosławem Kaczyńskim porozumienie, które gwarantowało mu miejsce na liście wyborczej w jesiennych wyborach parlamentarnych. W zamian zobowiązał się do współpracy z PiS i do zaprzestania krytyki byłej partii.

Największym ciosem dla PiS była katastrofa smoleńska. 10 kwietnia 2010 roku na pokładzie rządowego tupolewa zginęło 96 osób, w tym współzałożyciel PiS, prezydent Lech Kaczyński wraz z małżonką oraz wielu polityków tej partii - Grażyna Gęsicka, Aleksandra Natalli-Świat, Krzysztof Putra, Przemysław Gosiewski, Zbigniew Wassermann, Władysław Stasiak, Aleksander Szczygło, Janina Fetlińska, Stanisław Zając. W tym samym roku odbywały się wybory prezydenckie. Jarosław Kaczyński podjął decyzję, że zastąpi nieżyjącego brata i wystartuje w wyścigu do fotela prezydenckiego. Jak mówił w wywiadzie dla Wirtualnej Polski, swój start traktował jako obowiązek wobec brata.

Metamorfoza Jarosława Kaczyńskiego

W kampanii pod hasłem "Polska jest najważniejsza" wyborcy ujrzeli zupełnie innego, odmienionego Jarosława Kaczyńskiego. Prezes PiS Jarosław Kaczyński podkreślał potrzebę pojednania a także zaniechania "wojny polsko-polskiej". Deklarował zmianę języka swojej partii wobec przeciwników politycznych. O Józefie Oleksym, którego do tej pory ostro krytykował, nazwał "politykiem lewicowym starszego pokolenia". Prezes nie szczędził miłych słów również Rosjanom. W nagraniu wideo zamieszczonym w internecie podziękował im za pomoc i życzliwość okazaną Polakom po katastrofie smoleńskiej.

Wyborcom spodobała się nowa retoryka prezesa i uwierzyli w jego metamorfozę. W pierwszej turze Kaczyński zdobył ponad 36% (Bronisław Komorowski - 41%). W drugiej - uzyskał 46,4%, a jego rywal - 52,4%. Choć wynik uzyskany przez prezesa PiS był zdumiewający (wcześniej sondaże ośrodków badania opinii publicznych pozycjonowały Jarosława Kaczyński w grupie polityków, do których ankietowani nie mają zaufania), prezes nie mógł się pogodzić z przegraną.

Zarzucił swojemu sztabowi, że narzucił mu formę kampanii, wymyślił strategię za niego. Dodał, że w czasie kampanii był na silnych lekach. Niedługo potem doszło do rozliczeń w partii. Grupa posłów, na czele z Joanną Kluzik-Rostkowską, Elżbietą Jakubiak i Pawłem Poncyljuszem odeszła z partii i utworzyła swoje ugrupowanie pod szyldem "Polska Jest Najważniejsza", a wkrótce powstał klub poselski o tej samej nazwie. W 2011 roku w PJN doszło do rozłamu, z przewodniczenia partią zrezygnowała Joanna Kluzik - Rostkowska (dostała propozycję startu z list PO). Oprócz niej do klubu PO przeszli Wiesław Kilian, Jan Filip Libicki i Jacek Tomczak Kiliana. Wszyscy wezmą udział w jesiennych wyborach, wystartują z listy Platformy lub z jej wsparciem.

PiS nie jest obciachowy, młodzi to kupią?

Po katastrofie smoleńskiej i utworzeniu PJN, wielu ekspertów i polityków wieściło, że PiS ostatecznie się rozpadnie, tym bardziej, że partia Kaczyńskiego wróciła do starej retoryki, zaostrzyła kurs, a do głosu powrócili "ziobrzyści". W tegorocznej kampanii parlamentarnej PiS - jak mówił Wirtualnej Polsce Tomasz Poręba, szef sztabu wyborczego - postawi na "wykazywanie lenistwa i nieudolność ekipy Tuska". Z dokumentu, do którego dotarła ostatnio "Gazeta Wyborcza" wynika także, że PiS chce dotrzeć do młodych wyborców, pokazanie im, że PiS jest partią ludzi "obciachowych", ale zadbanych, estetycznych, modnych, wyluzowanych, dowcipnych, pełnych pasji.

Czy kolejna zmiana wizerunku przyniesie PiS sukces? Jak tłumaczy dr Trzeciak partie stały się produktami promowanymi za pomocą narzędzi marketingowych na rynku. - Partie ideologiczne to przeżytek. Dziś liczą się badania focusowe, na podstawie których ugrupowania określają, jakie są oczekiwania wyborców i dostosowują do nich swoje programy wyborcze. Zagłębiając się w te dokumenty łatwo stwierdzić, że między partiami raczej nie ma fundamentalnych różnic. Prawda jest taka, że ugrupowania różnią się głównie wizerunkiem i formą komunikacji z wyborcami - podsumowuje konsultant polityczny.

Agnieszka Niesłuchowska, Wirtualna Polska

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)