Zielone lamborghini sieje postrach na polskich drogach. Policja namierzyła pirata
Nagranie z piratem drogowym za kierownicą zielonego lamborghini, które obiegło internet, wzbudziło wiele kontrowersji wśród internautów i kierowców. Mężczyzna wykazał się wyjątkową bezmyślnością na autostradzie A4. Teraz, po trzech miesiącach od tego bulwersującego zdarzenia, policja wreszcie namierzyła, kto stał za rajdem.
Użytkownicy sieci dostarczyli twórcom kanału "Stop cham" kilka nagrań ukazujących, jak kierowca zielonego lamborghini nie przestrzega zasad ruchu drogowego na autostradzie. Przekracza prędkość, wyprzedza korzystając z pasa awaryjnego - stwarzając poważne zagrożenie dla innych uczestników ruchu.
Samochód, którego wartość szacuje się na ponad milion złotych, stał się "bohaterem" mediów społecznościowych. I choć wydawało się, że kierowca uniknie odpowiedzialności, dzięki determinacji śledczych - po trzech miesiącach od zdarzenia - udało się go zidentyfikować.
Zielone lamborghini sieje postrach na polskich drogach. Policja namierzyła pirata
Jak informuje w rozmowie z TVN24 st. asp. Patrycja Kaszuba z policji w Brzegu, za kierownicą tego sportowego auta siedział 28-letni mieszkaniec woj. śląskiego. Co więcej, śledczy nie wykluczają, że ten sam mężczyzna mógł pojawić się na innych nagraniach, na których zielone Lamborghini łamało przepisy ruchu drogowego.
Jakie konsekwencje czekają kierowcę? W zależności od zgromadzonego materiału dowodowego, może on zostać ukarany mandatem do sześciu tysięcy złotych. Jednak jeśli okoliczności wykroczeń okażą się poważne, sprawa trafi przed sąd, a potencjalna grzywna może wzrosnąć nawet do 30 tysięcy złotych.
Trwa ładowanie wpisu: twitter
Co ciekawe, zielone sportowe auto (lamborghini huracan) nie należy do 28-latka. Jest leasingowane przez jedną z firm.
Nie jest to koniec historii związanej z tym samochodem. Profil "Stop Cham" w sierpniu udostępnił na platformie X kolejne nagranie z brawurową jazdą analogicznego auta. Czy kierowcą był wtedy ten sam mężczyzna? Na odpowiedź na to pytanie musimy jeszcze poczekać.