"Zgotowali mu drogę krzyżową przed śmiercią"
Wśród elity, która zginęła na pokładzie prezydenckiego samolotu był Janusz Kurtyka, szef Instytutu Pamięci Narodowej. Jego przyjaciel i bliscy współpracownicy nadal nie wierzą, że odszedł. – Będzie mi brakować jego telefonów nad ranem – mówi rzecznik IPN. – Śmierć Janusza była symboliczna. Umarł jako męczennik, a ostatnie lata jego życia były prawdziwą drogą krzyżową – dodaje ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski.
13.04.2010 | aktual.: 13.04.2010 17:04
"Nie uznawał pracy od 8 do 16"
- Prowadziłam akurat wykład ze studentami, gdy w drzwiach stanął młody człowiek. Zapytał jak się nazywam. Potem powiedział, że pan prezes nie żyje. Nie pamiętam, co było dalej, coś się nagle urwało. To było bardzo trudne – wspomina Dorota Koczwańska-Kalita, dyrektor sekretariatu Janusza Kurtyki.
Kiedy w 2005 roku obejmował stanowiska prezesa IPN, miał poczucie misji. – Zawsze mówił, że praca w takiej instytucji to zaszczyt. Nie rozumiał, gdy ktoś mówił, że urzędnik pracuje od 8 do 16. Żył pracą cały czas – wspomina Andrzej Arseniuk, rzecznik zmarłego prezesa. - Prezes potrafił zadzwonić o północy, bo coś ważnego mu się przypomniało. Teraz będzie nam tego bardzo brakować - dodaje Koczwańska-Kalita.
- Ostatni raz rozmawiałem z prezesem w czwartek, rozmawialiśmy krótko, pytał co słychać w mediach. Zwyczajna rozmowa jakich było wcześniej rozmów tysiące. Drugi raz dzwoniłem w sobotę rano. Już nie odebrał – zawiesza głos rzecznik.
Historia była jego pasją
Ks. Isakowicz –Zaleski znał Janusza Kurtykę od lat. - Pamiętam go jeszcze jako studenta historii. Był związany z duszpasterstwem pracy w Nowej Hucie. Miał wykłady z historii na Chrześcijańskim Uniwersytecie Robotniczym. Historia była jego pasją życiową, a największym autorytetem – marszałek Józef Piłsudski. Potem, gdy został dyrektorem oddziału krakowskiego IPN utrzymywał ze mną kontakt. To on mnie namawiał, bym sięgnął do akt na mój temat. Wstrzymywałem się, ale kiedy dowiedziałem się, że zachował się film, zdecydowałem się. Zawsze mnie wspierał, szczególnie wtedy, gdy pisałem książkę o agentach wśród duchowieństwa. - Miał jasną sprecyzowaną wizję, że trzeba to wszystko otworzyć, pokazać, opisać, obalić mity, by prawda, choć bolesna, była jednoznaczna – opowiada przyjaciel Kurtyki.
Udział w uroczystościach z okazji 70. rocznicy zbrodni katyńskiej, był dla Kurtyki bardzo ważny. - Prezes miał bardzo dobry kontakt z rodzinami katyńskimi. Zawsze miał dla nich czas i rozumiał ich problemy. Cenił, poważał i przywracał pamięć ludziom, którzy walczyli o historię. Przecież to IPN zainicjował wszelkie sprawy związane ze zbrodnią katyńską. Zabiegał o to, by Rosja oddtajniła materiały ze śledztwa na ten temat. Uważał, że poprawa stosunków może nastąpić tylko wtedy, gdy Rosja przekaże Polsce te dokumenty – mówi dyrektor sekretariatu.
Jechał do Katynia by pokazać młodym ludziom, dlaczego to miejsce jest tak ważne w historii Polski. – Chciał im pokazywać, jak ta tragedia odbiła się na historii naszego kraju. Z okazji rocznicy przygotowaliśmy wystawy, publikacje, tekę edukacyjną. Mieliśmy nawet otworzyć portal internetowy, razem z Muzeum Wojska Polskiego. Niestety w ostatniej chwili prezes został wykluczony z grona twórców portalu. To był dla niego straszny zawód. Zresztą to nie pierwszy raz w ostatnim czasie - do wielu wielkich przedsięwzięć nie doszło w ogóle, bo w pewnym momencie ktoś zadecydował, że IPN nie może w nich uczestniczyć. To było przykre. Z drugiej strony przychodziło wielu młodych artystów, którzy chcieli działać z IPN, by przywrcać pamięć historyczną.- opowiada Dorota Koczwańska-Kalita.
W ostatnim czasie politycy nie szczędzili mu ostrych słów – m.in. Aleksander Kwaśniewski zarzucał, że działalność Kurtyki wskazuje na to, że kieruje „instytutem kłamstwa narodowego, Lech Wałęsa, zapowiedział, że nie usiądzie z prezesem IPN do stołu. "Nigdy nikogo nie przekreślał"
- Mówił, że w historii są wielkie i małe postaci, ale nigdy nikogo nie przekreślał. Chciał by ludzie umieli się zmierzyć ze swoją przeszłością. Mówił o prawdzie, ku przestrodze – tłumaczy dyrektor sekretariatu.
Janusza Kurtykę bardzo bolały te słowa. – To był człowiek prawy i ideowy. Z tej prawości starano się go odrzeć, widać było jak cierpi. Ciężko pracował, ale dziś mówi się głównie o komentarzach politycznych. Mało kto wie, że za jego czasów wydano 600 publikacji, kilka tysięcy artykułów naukowych, wystaw, rajdów, spotkań czy debat – wspomina szefowa sekretariatu.
Również ks. Isakowicz-Zaleski ubolewa nad losem Janusz Kurtyki: - Ostatnie lata jego życia były drogą krzyżową. Był niemiłosiernie atakowany, obrzucany błotem. Niejednokrotnie nazywał się piorunochronem. Mówił, że biją w niego, ale on odbija pioruny, aby chronić innych. Próbowano rozbić jego rodzinę. Rozpętano aferę, wmawiano, że miał uwodzić dziennikarkę aktami. Bardzo to przeżywał, czuł się poniżony, bardzo się postarzał.
Zdaniem przyjaciela prezesa IPN, śmierć Janusza Kurtyki ma wymiar symboliczny. - To nie wina Janusza, że o lustracji i otwieraniu akt mówi się w Polsce tak późno. Niestety odpowiedzią na prawdę historyczną były ataki personalne na niego. Był męczennikiem prawdy i często mówił, za Ewangelią, że „prawda nas wyzwoli”. Ci wszyscy, którzy go opluwali powinni powiedzieć „przepraszam” nad jego grobem – akcentuje ks. Iskowicz-Zaleski.
Janusz Kurtyka miał wiele planów zawodowych. – W sobotę miał lecieć do Katynia, a w środę do Brukseli. Chciał jeszcze wiele zrobić, głównie w dziedzinie naukowej. Miał już stopień doktora habilitowanego, więc naturalnym krokiem było staranie się o profesurę prezydencką. Marzył o tym – mówi ksiądz.
Jak go zapamiętają?
Dorota Koczwańska-Kalita: - Nie bał się mówić prawdy i nigdy nie szedł z prądem. Ceniłam go, bo nie był typowym szefem. Nie zwalniał ludzi, gdy mówili co myślą. Nawet, gdy ktoś miał inne zdanie, cenił to. Był wymagający, czasem ostry, ale zaraził nas misją, praca stała się dla nas czymś więcej.
Andrzej Arseniuk: Próbowano go zaszufladkować – jesteś PiS-owcem, jesteś zły. Tymczasem był niezależny i to wszystkich denerwowano, bo przecież wiele projektów naukowych łączyło go również z PO czy PSL. Chciał przywrócić Polakom dumę z historii.
Ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski: Wykonał pożyteczną pracę. Nigdy nie spotkałem się z sytuacją, w której by kłamał, manipulował, był rzetelnym pracownikiem naukowym. Ludzie docenią to pewnie po latach.
Wspomnienia zebrała Agnieszka Niesłuchowska, Wirtualna Polska