Zgoda głównych frakcji w sprawie dyrektywy usługowej
Na dzień przed głosowaniem w Parlamencie
Europejskim (PE) nad dyrektywą w sprawie liberalizacji rynku usług
chadecy i socjaliści są zgodni co do głównych zapisów. Ich
kompromis potwierdza, że zasada kraju pochodzenia nie będzie
zapisana w dyrektywie.
Polscy eurodeputowani nie kryją rozczarowania "kompromisem zawartym za ich plecami".
Do ostatnich rozmów doszło we wtorek wieczorem między przywódcami obu frakcji. To ostateczne porozumienie - powiedział brytyjski konserwatysta Malcolm Harbour, który z ramienia chadeków (frakcja EPP-ED) prowadzi prace nad dyrektywą. Podczas głosowania plenarnego możemy się spodziewać przyjęcia dyrektywy dużą większością.
Zdaniem Harboura, mimo uzgodnionych z socjalistami poprawek dyrektywa spełni swój cel, czyli zniesie bariery w ponadgranicznym świadczeniu usług w UE.
Zgadzają się z nim socjaliści pod wodzą Niemca Martina Schulza. Zasiadający w tej frakcji eurodeputowany Dariusz Rosati (SdPl) powiedział, że uzgodniony kompromis jest zgodny z duchem zasady kraju pochodzenia.
Zasada ta głosi, że przedsiębiorca świadczy usługi na podstawie prawa kraju, z którego pochodzi. Ten zapis w art. 16 dyrektywy chadecy z socjalistami zastąpili ogólną gwarancją swobody świadczenia usług. Może ona jednak podlegać ograniczeniom ze względu na bezpieczeństwo i porządek publiczny, bezpieczeństwo socjalne, ochronę zdrowia czy środowiska.
To jest zgodne z zasadą kraju pochodzenia. Analiza prawna pokazuje, że nie można tego inaczej tłumaczyć - uważa Rosati. Jego zdaniem "to nie jest dobry kompromis, ale jedyny możliwy". Powiedział, że socjaliści z nowych krajów członkowskich opowiadali się za zasadą kraju pochodzenia, ale decyzja chadeków była "ciosem w plecy" i pogrzebała szanse na zmiany w art. 16.
Harbour tłumaczył, że zgodził się na kompromis, ponieważ dyrektywa wyklucza ograniczanie swobody świadczenia usług na podstawie bliżej nie zdefiniowanej "polityki społecznej i ochrony konsumentów".
To był warunek chadeków - oświadczył.
Oznacza to, że porozumienie potwierdza kompromis, zawarty przez chadeków i socjalistów już tydzień wcześniej. Do jego poparcia wezwał przywódca chadeków Niemiec Hans-Gert Poettering. Po zakończonym we wtorek późnym wieczorem spotkaniu frakcji powiedział, że wszyscy deputowani, także z nowych krajów członkowskich, wyrazili na to zgodę.
Ale wielu Polaków, Czechów i Węgrów w EPP-ED jest wręcz oburzonych takim obrotem sprawy i nie wykluczają odrzucenia kompromisu. Zwracają uwagę, że odzwierciedla on koalicję rządową CDU-SPD w Niemczech.
To rząd w Berlinie zaproponował kompromis i przekonał do niego Francję - powiedział PAP prof. Bronisław Geremek (Partia Demokratyczna demokraci.pl). To ewenement. Coś takiego zdarzyło się w Parlamencie Europejskim po raz pierwszy. Decyzje zapadały w taki sposób, że przedstawiciele nowych krajów byli wykluczeni - ubolewał Geremek. Powiedział, że jego frakcja liberałów i demokratów "jest jedyną, w której polski głos jest słyszalny".
Inni posłowie prosząc o anonimowość mówią wprost, że "Niemcy się dogadali za naszymi plecami", a "PE musi realizować napisany w Berlinie scenariusz". Na konferencji prasowej we wtorek przewodniczący niemieckich Zielonych w PE Daniel Cohn-Bendit powiedział: "PE stał się dziś przedłużeniem Bundestagu, a my mamy wykonywać to, co Poettering i Schulz postanowią na śniadaniu".
Za kompromisem ma głosować cała frakcja socjalistyczna. Wyjątkiem są Francuzi, Belgowie, Austriacy i Grecy, którzy uważają dyrektywę za zbyt liberalną i zagłosują za jej odrzuceniem. Dopiero gdy ten wniosek upadnie, przyłączą się do kompromisu.
Nad swoim stanowiskiem zastanawiają się posłowie Platformy Obywatelskiej, którzy zasiadają w EPP-ED i dotąd opowiadali się za jak najszerszą liberalizacją rynku usług. Liberałowie są podzieleni, ale - jak przyznał Geremek - skłaniają się ku głosowaniu za kompromisem.
Niestety nawet po usunięciu zapisów o polityce socjalnej i ochronie konsumentów kompromis jest niedobry i może być wykorzystywany przeciwko polskim interesom - uważa Geremek.
Posłowie PiS już zdecydowali, że będą głosować przeciwko kompromisowi.
Nie chcemy atrapy zamiast realnej dyrektywy i nie chcemy, by Parlament i Komisja Europejska łgały, że robią coś dla wspólnego rynku, skoro nie robią - powiedział PAP poseł Konrad Szymański.
Michał Kot
Inga Czerny