Zginął górnik, dwóch zasypanych - akcja ratunkowa trwa
Po ponad pięciu godzinach akcji ratownicy
zlokalizowali drugiego z trzech górników, przysypanych węglem i
skałami w kopalni "Zofiówka" w Jastrzębiu Zdroju. Wcześniej wydobyli ciało jednego z zasypanych. W rejonie wypadku przebywało 39 pracowników. 36 górnikom udało się wycofać.
Trzech górników z kopalni "Zofiówka" w Jastrzębiu Zdroju zostało przysypanych kawałkami węgla i skał po tym, gdy 900 metrów pod ziemią doszło do wyrzutu metanu i skał. Po czterech godzinach ratownicy odnaleźli ciało nieżyjącego górnika. Do godziny 17.30 nie udało się dotrzeć do dwóch pozostałych. Nie wiadomo, czy żyją. Zmarły górnik-kombajnista to 12. w tym roku śmiertelna ofiara wypadków w kopalniach węgla kamiennego.
Według Wyższego Urzędu Górniczego (WUG), do wypadku doszło o godzinie 8.43 w drążonym kombajnem chodniku transportowym poniżej 900 metrów pod ziemią. W sumie, według WUG - w zagrożonym rejonie było aż 96 pracowników, w tym pięć osób dozoru. Blisko strefy wyrzutu było ponad 30 osób, a bezpośrednio w jego rejonie - pięciu górników i sztygar. Trzej zostali zasypani, pozostałym udało się uciec. Dwaj górnicy trafili na obserwację do szpitala.
Według wspierających akcję ratowniczą ekspertów, w wyniku wyrzutu metanu, wyrobisko przysypało ok. 200 ton drobnych kawałków węgla i skał, na długości około 30 metrów. Czujniki wskazały zwiększone stężenie metanu, nie doszło jednak do wybuchu ani zapalenia tego gazu. Rozpoczęto przewietrzanie wyrobiska tzw. lutniociągiem (rurociąg podłączony do wentylatora) oraz podjęto próby dotarcia do zaginionych.
Po około czterech godzinach akcji, prowadzonej w bardzo trudnych warunkach przez osiem zmieniających się zastępów ratowniczych, ratownicy dojrzeli w rumowisku węgla i kamieni fragment głowy i włosy jednego z zaginionych. Krótko potem okazało się, że nie żyje; prawdopodobnie udusił się. Godzinę później udało się zlokalizować drugiego przysypanego górnika. Ok. godziny 17.30 ratowników dzieliło od niego jeszcze kilka metrów.
Rzecznik kopalni, inż. Aleksander Kocjan, powiedział, że ratownicy ustalili położenie drugiego górnika dzięki sygnałom z nadajnika umieszczonego w lampce zaginionego. Taki nadajnik miał ze sobą każdy pracujący w tym rejonie górnik. Dotychczas nie ustalono miejsca, gdzie może być trzeci pracownik. Nie wiadomo też, czy zaginieni żyją. Jak mówią przedstawiciele służb ratowniczych - dopóki trwa akcja, jest nadzieja, mimo niewielkich szans. Trudno ocenić, jak długo może potrwać akcja.
Aby dostać się do poszkodowanych, ratownicy muszą przedostać się przez rumowisko. Akcję utrudnia usypujący się miał węglowy i wysoka temperatura; ratownicy pracują w aparatach tlenowych. Ta akcja jest niezwykle trudna. Przebieranie tego, co zasypało wyrobisko po wyrzucie, jest o wiele gorsze od przebierania zawału skalnego. To bardzo drobne fragmenty - miał węglowy, który "leje się" na ratowników jak woda - powiedział jeden z uczestników akcji.
Inż. Kocjan powiedział, że poszukiwani górnicy mieli ze sobą aparaty ucieczkowe, umożliwiające przeżycie w atmosferze niezdatnej do oddychania. Eksperci oceniają jednak, że szanse, aby zdążyli ich użyć, są minimalne.
W akcji ratowniczej uczestniczą kopalniane zastępy ratowników, a także zastępy Centralnej Stacji Ratownictwa Górniczego oraz Okręgowej Stacji Ratownictwa Górniczego w Wodzisławiu Śląskim. Prezes Wyższego Urzędu Górniczego zapowiedział powołanie komisji, która ustali przyczyny i okoliczności zdarzenia oraz opracuje wnioski, mające zapobiec podobnym tragediom w przyszłości.
Po wypadku przed kopalnią "Zofiówka" pojawili się przedstawiciele rodzin górników. Wychodzący z zakładu górnicy, którzy byli w pobliżu zagrożonego rejonu, mówili reporterom, że poczuli silny podmuch. Jeden z ewakuowanych, Damian Konopa, ocenił, że opuszczanie tego rejonu przebiegało spokojnie. Jak mówił, górnicy starali się nie okazywać strachu, jednak tragedia wywołała u wielu z nich szok i po raz kolejny uświadomiła, jak niebezpieczna jest górnicza praca. Przed bramą kopalni zapłonął znicz.
Późnym popołudniem do kopalni "Zofiówka" przyjechali premier Kazimierz Marcinkiewicz oraz minister gospodarki Piotr Woźniak, którzy na miejscu zapoznali się z postępami akcji ratowniczej.
Wyrzut metanu i skał to naturalne zjawisko w górnictwie, niegdyś występujące często w zlikwidowanym zagłębiu wałbrzyskim, na Śląsku znacznie rzadziej. Polega na wyzwoleniu się energii metanu uwięzionego w węglu i otaczających go skałach; może to powodować wyrzuty wielu ton węgla i skał.
Według wieloletniego dyrektora Kopalni Doświadczalnej Barbara, prof. Pawła Krzystolika, w ciągu minionych ponad 30 lat w kopalniach jastrzębskich jest to trzeci podobny przypadek wyrzutu metanu i skał. Według profesora, podobne zjawiska da się przewidzieć, a metody zabezpieczania wyrobisk przed wyrzutami regulują specjalne przepisy.
Rzecznik kopalni powiedział, że w zakładzie prowadzono badania pokładów węgla pod kątem podatności na takie zjawiska; pokład, gdzie doszło do wyrzutu metanu i skał, zakwalifikowany został jako "niepodatny", mimo iż w całej kopalni obowiązuje najwyższy, czwarty stopień zagrożenia metanowego.
*Wydarzenia TV POLSAT*
Więcej na ten temat w serwisie Wydarzenia.wp.pl