Zespół Macieja Laska: pytanie o dowody do ekspertów, a nie do polityków
Kierowany przez Macieja Laska zespół wyraził zdziwienie, że na prośbę o przedstawienie dowodów dotyczących katastrofy Tu-154M odpowiedzieli politycy PiS, a nie eksperci sejmowego zespołu, do których prośba była skierowana.
10.05.2013 | aktual.: 10.05.2013 14:21
To ciąg dalszy dyskusji zapoczątkowanej po tym, gdy zespół Laska, który ma wyjaśniać opinii publicznej kwestie związane z katastrofą smoleńską, zwrócił się do ekspertów zespołu parlamentarnego ds. katastrofy smoleńskiej - dr. Wacława Berczyńskiego, prof. Wiesława Biniendy, prof. Kazimierza Nowaczyka - by przedstawili dowody na poparcie swoich hipotez - odmiennych od ustaleń komisji Millera, która badała katastrofę. Dzień później kierujący zespołem parlamentarnym Antoni Macierewicz (PiS) odpowiedział, że chce się spotkać, ale nie przyjmuje warunków wstępnych.
- Wobec przekazanych przez media oświadczeń posłów Jarosława Kaczyńskiego i Antoniego Macierewicza, iż "nikt nie będzie dyktował warunków" spotkania z ekspertami zespołu parlamentarnego, wyrażamy zdziwienie, że na prośbę skierowaną bezpośrednio do osób określających się jako "niezależni eksperci" odpowiadają politycy - powiedział Lasek. - Przypominamy, że propozycja zespołu skierowana została do panów Berczyńskiego, Biniendy i Nowaczyka. Nadal oczekujemy ich odpowiedzi na nasze pismo - dodał Lasek.
- Niezależni eksperci nie przedstawili opinii publicznej żadnych wiarygodnych dowodów potwierdzających ich teorie promowane w mediach. Czekamy na przedstawienie dowodów, na których opierane są alternatywne teorie przyczyn katastrofy smoleńskiej - chcielibyśmy je przeanalizować wspólnie z niezależnymi autorytetami naukowymi i lotniczymi - oświadczył z kolei zastępca szefa zespołu Wiesław Jedynak.
Zespół przypomniał, że to trzej eksperci zespołu parlamentarnego już w kwietniu zadeklarowali chęć spotkania z premierem lub osobami go reprezentującymi i "dyskusji nad kwestiami wymagającymi wyjaśnienia". Zespół Laska poprosił, by - przed organizacją takiego spotkania - Berczyński, Binienda i Nowaczyk przekazali zespołowi pisemne ekspertyzy wraz z materiałem źródłowym, który był podstawą do formułowanych przez nich hipotez.
Przedstawienie dowodów - jak podkreślał Lasek - jest warunkiem spotkania ekspertów obu zespołów. - Bez materiału dowodowego, bez danych, za pomocą których można zweryfikować postawione tam hipotezy, nie może być mowy o normalnej dyskusji ekspertów - mówił Lasek. Po raz kolejny podkreślił, że nie ma żadnych dowodów, by przyczyną katastrofy smoleńskiej był wybuch.
Natomiast Macierewicz oświadczył, że podtrzymuje propozycję otwartego spotkania i nie przyjmuje "żadnych warunków wstępnych". - Nikt nie będzie dyktował żadnych warunków wstępnych. My też nie zamierzamy nikomu dyktować. Ma być równość stron. To jest nauka, a nie żaden dyktat - powiedział wtedy szef sejmowego zespołu smoleńskiego.
W kwietniu prezes PAN prof. Michał Kleiber zaproponował, by doszło do merytorycznego spotkania ekspertów obu zespołów za zamkniętymi drzwiami, bez udziału polityków i mediów. Ten pomysł został pozytywnie oceniony przez zespół Laska. Jego zdaniem po debacie, która mogłaby trwać przez kilka spotkań, należy upublicznić jej stenogram i urządzić wspólny briefing dla prasy.
W ocenie Laska w raporcie o stanie badań, jaki zespół parlamentarny opublikował w trzecią rocznicę katastrofy z 10 kwietnia 2010 roku, "praktycznie nie ma dowodów". Jednocześnie eksperci z zespołu Laska podkreślają, że dowody na poparcie swoich ustaleń opublikowali w raporcie komisji badającej katastrofę, której szefem był Jerzy Miller, i każdy może do niego sięgnąć, podobnie jak do protokołu i załączników. Przypominają, że pracowali na dowodach zebranych na miejscu katastrofy i zapisach urządzeń pokładowych - zarówno produkcji rosyjskiej, jak i polskiej i amerykańskiej.