Zespół Macieja Laska: nie ma żadnych dowodów na wybuch tupolewa w Smoleńsku
Zespół do wyjaśniania przyczyn i okoliczności katastrofy smoleńskiej, kierowany przez Macieja Laska, podsumowując rok działalności, ocenił, że w tym czasie udało się wyprowadzić z błędu część opinii publicznej na temat kłamstw związanych z przyczynami katastrofy.
10.04.2014 | aktual.: 10.04.2014 15:14
Zespół został powołany 9 kwietnia ubr. przez premiera Donalda Tuska, skupiając ekspertów, którzy wcześniej zasiadali w komisji Jerzego Millera, badającej katastrofę Tu-154M. Ich zadaniem jest odnoszenie się w mediach do alternatywnych - wobec raportu Millera - hipotez stawianych głównie przez zespół parlamentarny ds. katastrofy smoleńskiej, którego przewodniczącym jest Antoni Macierewicz (PiS).
"Przez rok naszej działalności udało nam się wyprowadzić z błędu część opinii publicznej na temat kłamstw związanych z przyczynami katastrofy, jakie pojawiają się w przestrzeni publicznej" - ocenił zespół Laska w wydanym w środę komunikacie. Podkreślono, że o ile w październiku 2013 r. na zamach jako przyczynę katastrofy wskazywało 28 proc. ankietowanych przez CBOS, to - jak napisano - "obecnie analizy firm badawczych pokazują, że ta liczba znacząco się zmniejszyła".
Zespół Laska zapowiedział, że nadal będzie sprawdzał potencjalne hipotezy na temat przyczyn katastrofy i odpowiadał na pytania z nią związane. "Będziemy także starali się odbudować wizerunek instytucji państwowych i środowiska naukowego związanego z badaniem wypadków lotniczych po próbie ich zdyskredytowania przez grupę posła Macierewicza" - zapowiedzieli eksperci.
Zespołowi Macierewicza zarzucili upolitycznienie. "Zgodnie ze swoim regulaminem zespół parlamentarny powinien wspierać instytucje prowadzące postępowania w tej sprawie i inicjować zmiany prawne mające zapobiegać podobnym katastrofom. Zamiast tego obserwujemy cyniczną walkę polityczną. Z ubolewaniem obserwujemy także, jak w tego typu działania angażują się pojedyncze osoby świata nauki" - napisano w oświadczeniu.
Do tej pory zespół Laska odnotował - jak podano - ponad 100 hipotez na temat przyczyn katastrofy. "Żadna z nich nie jest oparta na materiale dowodowym" - podkreślono. Oceniono też, że dotychczasowe ekspertyzy biegłych powołanych przez prokuraturę wojskową, która prowadzi śledztwo ws. katastrofy, potwierdzają ustalenia komisji Millera.
Eksperci z zespołu powołanego przez premiera odnieśli się też do wybranych hipotez głoszonych przez zespół parlamentarny i współpracujących z nim naukowców. Zwrócono m.in. uwagę na tezę, że zdjęcia satelitarne świadczą o tym, iż brzoza, po uderzeniu w którą tupolew stracił część lewego skrzydła, była złamana przed 5 kwietnia. "Ta teza jest efektem błędnej identyfikacji obiektu przez prof. Chrisa Cieszewskiego, co każdy może zweryfikować na zdjęciach satelitarnych dostępnych publicznie na portalach Bing i Google Maps" - napisano w komunikacie.
Zdementowano też tezę, jakoby samolot został sprowadzony przez rosyjskich kontrolerów na bardzo małą wysokość, a gdy załoga dostrzegła ziemię, próbowała wyrwać samolot z pułapki i wtedy nastąpił wybuch. W oświadczeniu podkreślono, że rosyjscy kontrolerzy nie wydali zgody na zniżanie samolotu poniżej 100 m, ani na lądowanie. "Nie ma żadnych dowodów na wybuch w samolocie, co potwierdzają zarówno wyniki analiz komisji Millera, jak również ostateczna opinia biegłych Centralnego Laboratorium Kryminalistycznego Policji sporządzona na polecenie prokuratury wojskowej" - podkreślili eksperci.
Przypomnieli też, że szczątki nie noszą śladów eksplozji; dźwięk wybuchu nie został zapisany przez rejestrator rozmów; rejestratory nie wykazały skoku ciśnienia; przed punktem zderzenia samolotu z ziemią nie było szczątków z wnętrza kadłuba; na skrzydle nie ma osmaleń charakterystycznych dla wybuchu w tym miejscu; zaś rozrzut szczątków samolotu jest typowy dla zderzenia z ziemią.