Żebrzące dzieci
Żebrzące, a właściwie wymuszające pieniądze dzieci stają się problemem na parkingach przed tarnowskimi supermarketami i centrami handlowymi. Coraz częstsze są przypadki uszkadzania aut, których właściciele odmówili zapłacenia "haraczu". Policja jest bezsilna, podobnie jak ochroniarze, pilnujący sąsiedztwa marketów.
Tarnowianka, która przed kilkoma dniami zajechała pod jeden z supermarketów boleśnie przekonała się o tym, na co stać nieletnich wyłudzaczy. - Nie zdążyłam jeszcze wyłączyć silnika, a już do drzwi mojego samochodu doskoczył 12-13-latek, nie prosząc, ale żądając pieniędzy na coś do zjedzenia. Odmówiłam, bo akurat nie miałam przy sobie drobnych. Po wyjściu ze sklepu drzwi mojego samochodu były porysowane jakimś ostrym narzędziem - relacjonuje nasza Czytelniczka.
Żebrających nachalnie dzieci przybyło zwłaszcza w ostatnich tygodniach. Niejednokrotnie są to już wręcz zorganizowane grupy, działające w różnych częściach parkingów, aby dotrzeć do jak największej liczby klientów. Problem dotyczy praktycznie wszystkich większych sklepów w Tarnowie. - Niewiele możemy w tej sprawie zrobić. Polskie prawo nie zabrania bowiem żebrania - mówi rzecznik prasowy tarnowskiej Komendy Miejskiej Policji Andrzej Sus.
Bezradni są niejednokrotnie także ochroniarze, doglądający parkingów. - To rzeczywiście w Tarnowie stało się problemem. Widzimy to na co dzień, staramy się wprawdzie "przeganiać" małolatów sprzed sklepów, ale ci niewiele sobie z tego robią. Czują się bezkarni. Nie mamy podstaw do tego, aby ich zatrzymać i przekazać funkcjonariuszom. Chyba że udowodnimy konkretnej osobie uszkodzenie pojazdu - twierdzi Jarosław Hebda z biura ochrony "Perfekcja", strzegącego m.in. parkingu przy centrum handlowym "Echo".
Z obserwacji naszych Czytelników, jak i samych ochroniarzy wynika, że podające się za biedne i głodne - dzieci, nieraz pochodzą z rodzin, którym powodzi się nieźle. - Zaproponowałam, że kupię chleb i coś do niego. Nastolatek odmówił, interesowały go tylko pieniądze. A przecież tłumaczył, że jest głodny. Kilka dni później widziałam go w jednej z kafejek internetowych. Jeśli to był dla niego towar pierwszej potrzeby, to może i dobrze, że nie dałam mu wtedy tych kilku złotych - mówi klientka jednego z supermarketów Anna Kulig.