"Działanie oburzające". Zdecydowany głos byłego ambasadora po ruchu MSZ

Ambasador Mark Brzezinski został wezwany do polskiego MSZ "w związku z działaniami jednej ze stacji telewizyjnych". - To metoda z dawnych lat, z okresu sowieckiego. Władza próbuje coś ugrać w sposób bardzo nieetyczny, absolutnie sprzeczny z dyplomatycznymi zasadami krajów demokratycznych. Podobne środki stosuje putinowska Rosja i Korea Północna - komentuje w rozmowie z WP dr Ryszard Schnepf, były ambasador RP w USA.

Brzezinski wezwany/zaproszony do MSZ. "Metoda oburzająca, jak z dawnych lat"
Brzezinski wezwany/zaproszony do MSZ. "Metoda oburzająca, jak z dawnych lat"
Źródło zdjęć: © PAP | Marcin Obara
Marek Mikołajczyk

09.03.2023 | aktual.: 10.03.2023 06:39

W czwartek polscy dyplomaci wezwali ambasadora USA Marka Brzezinskiego do resortu spraw zagranicznych. Po południu na rządowych stronach pojawiło się krótkie oświadczenie w tej sprawie.

Jak podkreślono, spotkanie zostało zorganizowane w związku "działaniami jednej ze stacji telewizyjnych, będącej inwestorem na polskim rynku". W opinii polskich rządzących "potencjalne skutki tych działań są tożsame z celami wojny hybrydowej", co osłabienia zdolności Rzeczypospolitej Polskiej do odstraszania potencjalnego przeciwnika i odporności na zagrożenia".

Enigmatyczny komunikat po kilkunastu minutach został jednak zmieniony - "wezwanie" amerykańskiego dyplomaty przeobraziło się w "zaproszenie". Jak tłumaczył rzecznik MSZ Łukasz Jasina w mediach społecznościowych, "wezwanie czy zaproszenie to to samo", ale uznano, że "drugie brzmi lepiej z uwagi na łączącą nas przyjaźń i sojusz".

Brzezinski wezwany do MSZ. "Działanie niestosowne i zbyt daleko posunięte"

Wirtualna Polska o całą sprawę zapytała dra Ryszarda Schnepfa, dyplomatę i historyka, byłego wiceministra spraw zagranicznych, w latach 2012-2016 ambasadora RP w Stanach Zjednoczonych.

- Wezwanie ambasadora USA do MSZ jest działaniem niesłychanym, powiedziałbym wręcz, oburzającym. Takie postępowanie jest wbrew zasadom i logice dyplomatycznej. W gospodarce rynkowej to nie ambasady odpowiadają za treści przekazywane przez stacje radiowe i telewizyjne, nawet jeżeli ich właścicielem jest podmiot zagraniczny - komentuje dyplomata w rozmowie z WP.

Jak dodaje, "to metoda z dawnych lat, z okresu sowieckiego, kiedy tego typu środki były stosowane, aby wywrzeć presję na zagranicznych dyplomatach w innych sprawach". - I podejrzewam, że tak jest w tym przypadku. Bo przecież ambasador USA nie może sugerować mediom, co mają pokazywać. Władza próbuje coś ugrać w bardzo sposób nieetyczny, absolutnie sprzeczny z dyplomatycznymi zasadami krajów demokratycznych. Podobne środki stosuje putinowska Rosja i Korea Północna - tłumaczy Schnepf.

- Postępowanie polskiego MSZ w stosunku do naszego bliskiego sojusznika jest mocno niestosowne i zbyt daleko posunięte - podkreśla były dyplomata. - W dyplomacji "wzywa" się przedstawiciela danego państwa, aby go skarcić, wypomnieć mu jakieś działanie, które naraża wzajemne relacje. Wydarzenia, z którą mamy teraz do czynienia, to nie jest sytuacja, aby sięgać po tego typu środki. Jest to więc absolutnie szalone i szkodliwe dla polskiej racji stanu - wyjaśnia były ambasador RP w USA.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Czwartkowy komunikat polskiego MSZ łączony jest z reportażem Marcina Gutowskiego, który w poniedziałek pojawił się na antenie TVN24. Z materiału wynika, że Karol Wojtyła wiedział o nadużyciach seksualnych księży i ukrywał je jeszcze w Polsce, zanim został papieżem. Dziennikarz stacji dotarł do ofiar podlegających Wojtyle księży pedofilów, bliskich skrzywdzonych osób i świadków w tych sprawach. Emisja programu wywołała spore kontrowersje.

- Mówimy o sprawie, w której zdania są podzielone, opinie są zupełnie odmienne. Historycy, filmowcy, publicyści mają obowiązek zajmowania się kwestiami, które nurtują obywateli - nawet jeśli są to tematy trudne i bolesne. Dla mnie Jan Paweł II był bohaterem, ale prawda pozostaje prawdą. Zmierzenie się z nią jest dziennikarskim obowiązkiem - ocenia Schnepf.

Były wiceszef MSZ spodziewa się, że "strona amerykańska w publicznych oświadczeniach przemilczy całą sprawę". - Reperkusje będą miały miejsce w działaniach, o których się nie informuje, w rozmowach kuluarowych - podsumowuje rozmówca WP.

Marek Mikołajczyk, dziennikarz Wirtualnej Polski

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Zobacz także
Komentarze (2560)