Zbryzgała czerwoną farbą ambasadora. "Grożą mi setki Rosjan"
W poniedziałek przed Cmentarzem Mauzoleum Żołnierzy Radzieckich doszło do incydentu. Protestujący tam Polacy i Ukraińcy uniemożliwili złożenie kwiatów ambasadorowi Rosji Siergiejowi Andriejewowi. Zbryzgano go też czerwoną farbą. - Po tym, co stało się w Warszawie teraz grożą mi setki Rosjan na wszystkich portalach społecznościowych - mówi Iryna Zemlyana, ukraińska dziennikarka i aktywistka, która przyznała się do tego czynu.
10.05.2022 13:43
W poniedziałek po godzinie 11 przed Cmentarzem Mauzoleum Żołnierzy Radzieckich w Warszawie rozpoczęła się demonstracja. Na placu zgromadzili się Ukraińcy i Polacy, by zaprotestować przeciwko agresji Rosji na Ukrainę.
Gorąco zrobiło się, gdy na miejscu pojawił się ambasador Rosji Siergiej Andriejew wraz z towarzyszącymi mu współpracownikami. Uczestnicy manifestacji uniemożliwili rosyjskiej delegacji złożenie kwiatów. Otoczyli ich i oblali czerwoną farbą.
Wkrótce po tym do oblania ambasadora przyznała się ukraińska dziennikarka i aktywistka Iryna Zemlyana. - Podeszliśmy do ambasadora, rozerwaliśmy paczki sztucznej krwi, a ta krew spadła na ambasadora i jego asystenta. Odeszli zawstydzeni, gdy krzyczeliśmy "faszyści". Nie pozwoliliśmy im złożyć kwiatów - opowiada kobieta na nagraniu zamieszczonym na Twitterze przez serwis mypolitics.pl.
Incydent w Warszawie był szeroko relacjonowany i komentowany. "Zachód zmierza do reinkarnacji faszyzmu" - napisała na Telegramie rzeczniczka rosyjskiego MSZ Maria Zacharowa. Według niej "zwolennicy neonazizmu po raz kolejny odsłonili swoją twarz - i jest ona krwawa".
Sprawę skomentował także szef polskiego MSZ Zbigniew Rau. "Wydarzenie, które miało miejsce dzisiaj, podczas składania wieńców przez Ambasadora Federacji Rosyjskiej na Cmentarzu Poległych Żołnierzy Sowieckich było godnym ubolewania incydentem, który nie powinien mieć miejsca" - czytamy w oświadczeniu szefa polskiej dyplomacji. "Dyplomaci cieszą się szczególną ochroną, bez względu na politykę, którą prowadzą ich rządy" - dodał Rau.
"Chcieliśmy pokazać światu krew Ukraińców, których Rosja zabija na Ukrainie"
- To był przypadek, nie zrobiłam nic złego. Oblałam siebie sztuczną krwią na znak protestu, a on po prostu stał zbyt blisko, więc poleciało też na niego - relacjonuje w rozmowie z serwisem wirtualnemedia.pl dziennikarka.
Zdaniem Iryny Zemlyanej, Rosja i Rosjanie powinni zostać odizolowani od reszty świata, "ale zamiast tego rosyjscy urzędnicy podróżują do europejskich miast i pozwalają sobie na wszelkiego rodzaju akcje, takie jak składanie kwiatów".
- Dlatego Rosjanie powinni wiedzieć, że gdziekolwiek pójdą, będą na nich czekać Ukraińcy. Przy okazji protestu z ambasadorem Rosji chcieliśmy pokazać światu krew Ukraińców, których teraz Rosja zabija na Ukrainie - tłumaczy ukraińska dziennikarka i aktywistka w rozmowie z serwisem wirtualnemedia.pl
To, co zrobiła Zemlyana, przysporzyło jej popularności. Nie wszyscy jednak popierają jej zachowanie. - Tak naprawdę po tym, co stało się w Warszawie teraz grożą mi setki Rosjan na wszystkich portalach społecznościowych – wyznała w rozmowie z serwisem ukraińska dziennikarka i aktywistka.
Źródło: wirtualnemedia.pl