PolskaZbrodnia w Płaczewie. Znamy kulisy. Myśleli, że biją pedofila

Zbrodnia w Płaczewie. Znamy kulisy. Myśleli, że biją pedofila

Wirtualna Polska wraca do zbrodni sprzed kliku tygodniu. W Płaczewie na Pomorzu policja odkryła zabetonowane zwłoki mężczyzny. Nasz reporter dotarł do świadków, którzy zdradzili kulisy tej sprawy. Twierdzą, że prowodyr i jednocześnie główny podejrzany napuszczał innych na ofiarę. Miał im m.in. powiedzieć, że biją pedofila, który skrzywdził dziecko.

Arkadiusz K. z lewej, Krzysztof C. z prawej
Arkadiusz K. z lewej, Krzysztof C. z prawej
Źródło zdjęć: © Facebook | Facebook

Do morderstwa doszło w nocy z 11 na 12 kwietnia. W miejscowości Czymanowo nad Jeziorem Żarnowieckim trwała libacja alkoholowa z udziałem kilku osób. Brał w niej też udział 36-letni Krzysztof z pobliskiego Rybna. Zaraz po niej zaginął i przez kilka dni nie było wiadomo, co się z nim stało.

Po kilku dniach policja nagle zatrzymała wszystkich uczestników libacji. Dzień później w Płaczewie śledczy odnaleźli zwłoki Krzysztofa. Były w garażu, na posesji należącej do młodego małżeństwa: Darii i Arka. Rozkuli beton i znaleźli pod nim ciało 36-latka.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Ciało Krzysztofa leżało tam przez kilka dni. Tuż obok bawiły się dzieci.

Do aresztu trafił 34-letni Arek i jego czterech kolegów w wieku 17- 40 lat. Wszyscy usłyszeli zarzut zabójstwa z zamiarem bezpośrednim, co oznacza, że według śledczych bili, by zabić Krzysztofa. Za kratki trafiła też teściowa Arka, 48- latka podejrzana jest o zacieranie śladów, nieudzielenie pomocy pobitemu i utrudnianie śledztwa.

Uważali go za upośledzonego

Rozmawialiśmy z osobami, które twierdzą, że znają dokładny przebieg tego zajścia. Według ich słów prowodyrem całego zajścia miał być Arek, o którym pisaliśmy więcej w poprzednich tekstach. To mężczyzna z przeszłością kryminalną, według sąsiadów prowadzący nocny styl życia, z niejasnymi źródłami dochodów. Niektórzy mówią nam, że się go bali.

- O Arku krążyły już wcześniej różne historie: że spalił dom jako dziecko, a jako dorosły jeździł po wsiach, bił ludzi i obcinał im palce. Jakiejś dziewczynie powiedział, że ją przybije gwoździami do drzewa. Ale ile jest prawdy w tych opowieściach? Natomiast na pewno Arek miał duży wpływ na swoich kolegów - mówi jedna z osób, które mają na jego temat wiedzę.

- A Krzysiek to był pijaczek, z którego wszyscy się naśmiewali - przyznaje. - Był postrzegany jako lekko upośledzony. Ale nikomu nie wadził. Aż do dnia, gdy wściekł się na niego Arek. Chciał, żeby Krzysiek wziął dla niego telefon na abonament. Kiedy nie udało się go namówić, Arek wpadł w szał i zaczął bić swoją ofiarę.

Nie przestawali bić

Z przedstawionej nam relacji wynika, że tamtego wieczoru agresja w Arku cały czas narastała. Kiedy nie udało mu się namówić Krzysztofa na wzięcie abonamentu, zawiózł go jeszcze przed bankomat do Gniewina, by wypłacił pieniądze. Tam też go bił. W końcu wściekły zawiózł go do kolegi w Czymanowie.

Tam urządzili sobie libację. Wszyscy niepracujący i nieuczący się, nie musieli szybko kończyć spotkania. Upili się i herszt grupy miał wrócić do maltretowania swojego Krzysztofa.

Arkadiusz K.
Arkadiusz K. © Facebook | Facebook

- Arek walnął Krzysztofa w twarz, wtedy on uderzył głową o kuchenkę i potem był zamroczony. Przechylał się na lewą stronę, nie koordynował ruchów i krwawił. Najmłodszy z uczestników libacji, 17- letni Oskar, miał zaprowadzić go do łazienki, pomógł się ubrać wyprowadził na podwórko - relacjonuje nasz informator.

- Potem Arek powiedział reszcie, że Krzysztof jest pedofilem i próbował skrzywdzić pięcioletnią córkę Darii. Zapytali go, czy to prawda, a on odpowiedział "jo".

- To mogła być prawda? - dopytujemy.

- Wątpię. Krzysiek często pilnował ludziom dzieci i nigdy nikomu nic nie zrobił. Pewnie przyznał się ze strachu. Myślał, że dadzą mu wtedy spokój. Pamiętajmy, że był trochę upośledzony.

- Co było dalej?

- Nie przestawali bić Krzyśka na podwórku. Nie bił go Arek, tylko dwaj napuszczeni przez niego koledzy. Oni nie wiedzieli, że tak naprawdę chodzi o telefon. Myśleli, że biją pedofila. Chcieli go pobić, ale nie zabić. Potem któryś z nich powiedział, że zrobili sobie z jego głowy piłkę - twierdzi jeden z naszych informatorów.

I dodaje: - Kiedy w strasznym stanie zobaczył go Oskar, powiedział, że trzeba go odwieźć do domu albo na pogotowie. Ale Arek go wyśmiał. Więc zawieźli Krzysztofa do Płaczewa, do domu Arka i Darii. Ale już chyba był wtedy nieprzytomny. Położyli w kotłowni, dali jakąś poduszkę. Następnego dnia zorientowali się, że Krzysiek nie żyje. Spanikowali i zakopali go w garażu.

Nasz informator twierdzi, że tylko trzech z pięciu zatrzymanych biło Krzysztofa. Ale to ostatecznie ustalą śledczy, a potem oceni sąd.

Prokuratura Okręgowa w Gdańsku wciąż prowadzi śledztwo w tej sprawie.

Zamordowany Krzysztof C.
Zamordowany Krzysztof C.© Facebook | Facebook

Jak słyszymy, sprawa się wydała, ponieważ nie wszyscy uczestnicy zajścia chcieli na ten temat milczeć. Poza tym prawie wszyscy źle znosili to, co się stało. Jeden z mężczyzn miał zniknąć z domu na dwa dni, a inny mówić pozostałym, że chce się zabić, więc starali się pilnować, by nie poszedł sam nad jezioro.

Jedynym, na którym śmierć Krzysztofa nie zrobiła większego wrażenia, miał być Arek.

- Kolegom miał mówić, że jeśli ta śmierć się nie wyda, to będzie zabijał dalej - twierdzi mieszkanka gminy Gniewino.

Mikołaj Podolski, dziennikarz Wirtualnej Polski

Kontakt z autorem artykułu: Mikolaj.Podolski@grupawp.pl

Wybrane dla Ciebie
Węgierska pokusa PiS [OPINIA]
Tomasz P. Terlikowski
Komentarze (113)