Zbliża się nieuchronny koniec Palikota?
Dla PO jest jeszcze za wcześnie na pozbywanie się Palikota. Szkoda, że mało wiadomo, jakie oddziaływanie na wyborców mają jego happeningi. Bo może się okazać, że znacząco wpłynęły na ostateczny wynik wyborów prezydenckich – mówi Wirtualnej Polsce politolog dr Ryszard Kessler z Uniwersytetu Zielonogórskiego. - Mam wątpliwości, czy zaszczytne stanowisko marszałka Sejmu zaspakaja polityczny apetyt Grzegorza Schetyny – dodaje.
WP: Palikot pójdzie do PO-odstrzału? Europoseł Filip Kaczmarek złożył w sądzie koleżeńskim wniosek o wykluczenie Janusza Palikota z partii…
- To jest trudna sytuacja. Z perspektywy marketingu politycznego takie osoby jak Janusz Palikot, wyraziste, kontrowersyjne, nawet na pograniczu chamstwa są potrzebne. Nie tylko w PO. W PiS podobną rolę pełnił kiedyś Jacek Kurski. Do czasu kampanii prezydenckiej, kiedy Jarosław Kaczyński postanowił zmienić wizerunek – na zdystansowany, pozbawiony agresji, wyciszony. Dla PO na razie jest za wcześnie na pozbywanie się Palikota. Szkoda, że mało wiadomo, jakie oddziaływanie na wyborców mają jego happeningi. Bo może się okazać – i wcale by mnie to nie zdziwiło – że wpłynęły na ostateczny wynik wyborów prezydenckich. Że bez Janusza Palikota Bronisław Komorowski, skądinąd krytykowany za bezbarwną kampanię, nie uzyskałby tego 53-procentowego poparcia.
WP: W trakcie kampanii 59% internautów Wirtualnej Polski deklarowało, że Palikot szkodzi Komorowskiemu, obniżając jego notowania. Podczas gdy jeszcze przed kampanią widzieli w nim – uwaga! – kandydata na urząd głowy państwa.
- Należałoby zadać pytanie, czy grupa źle oceniająca Palikota, oddałaby głos na kandydata z przeciwnego obozu. Może być tak (jest to najbardziej prawdopodobny scenariusz), że po prostu czują się zniesmaczeni zachowaniem posła. Warto ustalić, czy Palikot odbiera wyborców Platformie, czy jedynie ich zniesmacza i oburza. Na pewno jego agresywne wypowiedzi z ostatnich tygodni mogą okazać się groźne dla partii; jakoś powinna temu przeciwdziałać. Nie zdziwiłbym się, gdyby Janusz Palikot został ukarany. Aczkolwiek trudno mi sobie wyobrazić, żeby Platforma chciała się go pozbyć.
WP: No właśnie, sam Palikot w wywiadzie dla Wirtualnej Polski mówił, że „zawsze bierze na siebie najgorszy syf w tym kraju”, pokazał, że Jarosław Kaczyński wcale się nie zmienił.
- Oczywiście, bo Palikot jest fighterem, którego PO bardzo potrzebuje. Spójrzmy, jak oceniano kampanię Komorowskiego; jako nudną, pełną gaf. Na jednym biegunie mamy prezydenta elekta z całym bagażem zarzucanej mu bezbarwności, więc na drugim – musimy mieć kogoś, kto będzie miał tej dynamiki o wiele więcej. Właśnie takiego Janusza Palikota, będącego frontmanem, niosącym sztandar dynamicznej, agresywnej walki, która stosowana jest w kampanii wyborczej. Palikot będzie w niej potrzebny, żeby utrzymać napięcie i młodych wyborców, na decyzje których mają wpływ happeningi i wyrazisty, barwny przekaz. Tym bardziej, że wkrótce wybory samorządowe, a po nich - parlamentarne.
WP: Czy w kontekście nadchodzących wyborów samorządowych nie za ostre były słowa Donalda Tuska, że „nie przypuszczał, że będzie musiał czekać całe 20 lat, by znowu cieszyć się z wyboru prezydenta”?
- W ostatnim czasie krytykowano Platformę za prowadzenie miękkiej kampanii wyborczej. Moim zdaniem Tusk wypowiedział te słowa, żeby wywołać u odbiorów napięcie emocjonalne. Nic więcej się za tym nie kryje.
W podręcznikach od marketingu politycznego mówi się, że kampania wyborcza zaczyna się w dzień po wygranej kampanii. Nowym celem PO jest już kampania samorządowa i zbliżające się wybory parlamentarne. Wybór marszałka Komorowskiego na prezydenta był tylko jednym z etapów większego planu Platformy. Jest nim na pewno wejście do parlamentu z przewagą większości posłów i ewentualną możliwością tworzenia rządu – czy to samodzielnie, czy koalicyjnie. Więc nie dziwią mnie słowa, że jest to najważniejszy wybór, skoro wszyscy eksperci dzisiaj stawiają Platformie zadanie reformowania kraju. Bo Donald Tusk faktycznie rozpoczyna nową strategię, nową batalię polityczną. Tym razem o parlament.
WP: W najbliższych dniach zmieni się władza Sejmu. Media spekulują, że marszałkiem Sejmu zostanie Grzegorz Schetyna. „Polska the Times” zastanawia się, czy w jego przypadku byłby to faktycznie awans… Tusk boi się konkurencji w postaci Schetyny?
- Od wielu miesięcy mówiło się o różnego rodzaju tarciach w PO. Jednak na ile te informacje były prawdziwe, trudno mi ocenić. Mam jednak wątpliwości, czy zaszczytne stanowisko marszałka Sejmu zaspakaja apetyt i aspiracje polityczne Grzegorza Schetyny. Bo przecież zadaniem marszałka nie jest sterowanie partią czy posłami. Może się więc okazać, że taka nominacja byłaby dla niego zawodowym cofaniem się, zamiast – awansem. WP: Rzecznik klubu PiS Mariusz Błaszczak uważa, że obecny szef klubu PO nie powinien kandydować na stanowisko marszałka sejmu. Zauważył, że Schetyna odszedł z rządu Tuska „w atmosferze skandalu” w związku z aferą hazardową, której konsekwencje do dzisiaj nie zostały wyjaśnione. Aż 75% internautów w sondzie Wirtualnej Polski uważa, że Grzegorz Schetyna nie jest dobrym kandydatem na marszałka Sejmu.
- Jeśli Grzegorz Schetyna ma istnieć w życiu politycznym PO, to należy znaleźć dla niego w partii odpowiednie miejsce. Wznowione zostały prace komisji hazardowej, więc wyborcom natychmiast zostanie przypomniane, że nazwisko Grzegorza Schetyny w czasie prac komisji było mocno eksponowane i że podejrzenia wobec niego będą podnoszone przez polityków opozycji. To jest trudne pytanie, gdyż wiem, w jakich relacjach do tej pory był Grzegorz Schetyna z Donaldem Tuskiem. I mam wrażenie, że Donald Tusk nie może odsunąć Grzegorza Schetyny z życia politycznego, bo zbyt wiele mu zawdzięcza.
WP: Jednak dużo mówi się o tym, że Schetyna za bardzo dominował…
- Do tej pory był on bardzo znaczącą postacią dla Platformy. Nie pisałbym jeszcze nekrologów politycznych nad Grzegorzem Schetyną, chociaż takie się już chyba pojawiają wśród wielu komentatorów - że jego czas się skończył. Ja nie sądzę, żeby to było tak szybko. Jest w tym jakiś taktyczny cel PO. Platforma ma po wygranych wyborach prezydenckich trudniejsze zadanie. Ona musi utrzymać napięcie i zaangażowanie wyborców do przyszłej jesieni. Bo bez tego projekt wyboru Komorowskiego i cała strategia przetrwania, jaką miała Platforma przez ostatnie lata, spali na panewce.
WP: Zostawmy PO i zajmijmy się PiS. Jak podaje „Rz”, na wewnątrzpartyjnej giełdzie kandydatów na szefa klubu pojawiają się nazwiska Jarosława Zielińskiego, Krzysztofa Jurgiela i Marka Kuchcińskiego.
- PiS pod Smoleńskiem straciło czołowych polityków. Zginęli Grażyna Gęsicka i Krzysztof Putra. Dlatego nastąpił moment kreowania nowych twarzy, zastępowania nimi starych. PiS myśli już kategoriami kampanii samorządowej i parlamentarnej. Może więc być tak, że zostanie wyciągnięty polityk z drugiego szeregu. Zastępowalność kadr nie jest procesem jednodniowym, jednomiesięcznym, ale wymagającym czasu. Jarosław Kaczyński na pewno ma plan wzmacniania własnych szeregów, m.in. pokazując opinii publicznej nowe twarze.
Z tych, które pani wymieniła, najbardziej oczywiście Kuchciński nadaje się na objęcie stanowiska szefa klubu. Jemu też na tym najbardziej zależy. Ale, jak mówię, nie zdziwiłbym się, gdyby był to jakiś inny kandydat. Na tym etapie Kuchciński faktycznie jest tym politykiem, który mógłby przy Grzegorzu Schetynie być widoczny.
WP: Co dalej z aniołkiem Kaczyńskiego, czyli Joanną Kluzik-Rostkowską? Czy to jest dobry kandydat na wicemarszałka sejmu?
- Jak najbardziej. Pokazanie spokojnej, wyważonej Joanny Kluzik-Rostkowskiej na eksponowanym stanowisku, która w tej kampanii zdobyła sympatię wyborców, jest elementem strategii, jaką wybrał Jarosław Kaczyński. Że jest politykiem przewidywalnym i zmienia swoje oblicze. Jeżeli PiS chce tę strategię kontynuować, to sam wybór uważam za rozsądny.
WP: „Kluzica”, jak miał ją nazywać tragicznie zmarły Lech Kaczyński, będzie ikoną zmian w PiS-ie?
- Jeśli PiS ma ochotę powalczyć o nowy elektorat, musi tę konserwatywną strategię zmieniać. I robi to, co pokazał podczas kampanii. I Poncyljusz i Kluzik-Rostkowska absolutnie wypełniają tę przestrzeń. Nie zdziwiłoby mnie więc, gdyby te osoby były dzisiaj frontmanami PiS. Oczywiście do czasu parlamentarnej kampanii wyborczej. Wtedy ten język będzie ostrzejszy. Próbki tego widzieliśmy już w debatach.
WP: Tandem Tusk-Komorowski zwiastuje koniec polsko-polskiej wojny? Czy, jak sugeruje „Wprost”, mamy prezydenta, a więc szykujmy się na wojnę Kaczyński-Tusk?
- Nie mam żadnych złudzeń – szykujmy się na wojnę. Wojna jest bezpieczna i medialna, przysłania prawdziwe problemy. Do wyborów parlamentarnych nie będziemy mieli znaczących reform, jedynie zabawę z politycznym PR, która będzie miała jeden cel - nie przestraszyć wyborców i przetrwać do wyborów parlamentarnych. Stąd te 500 dni prośby o spokój. Platforma wpadła w pułapkę własnego sukcesu.
Przez ostatnie dwa lata przekonywała Polaków, że w morzu światowego kryzysu dzięki jej roztropności jesteśmy „zieloną wyspą”: mamy PKB nad kreską, ominęły nas bankructwa banków, firm i dogonimy bogatszych od nas. Bronisław Komorowski beztrosko obiecywał wiele wszystkim. Tragedia w Smoleńsku, walka z powodzią i wreszcie kampania wyborcza, przesłoniły nam to, co dzieje się poza naszymi granicami. Europą wstrząsnął kryzys w Grecji i widmo krachu finansów publicznych we wszystkich krajach UE.
Premierzy i ministrowie finansów w krajach dużo bogatszych od nas tną wydatki publiczne, przywileje emerytalne, szykują podwyżki podatków. To boli i oburza wyborców i widać to na ulicach europejskich miast. Rządu Donalda Tuska podobne wyzwania i radykalne reformy nie ominą, nawet jeżeli nie będzie chciał tych reform, to zostanie do nich zmuszony. Platformie Obywatelskiej może zabraknąć czasu. Bo co jej po projekcie cywilizacyjnym dla Polski, o jakim mówi od dawna, jeżeli nie wygra wyborów parlamentarnych ?
Rozmawiała Anna Kalocińska, Wirtualna Polska