Zbliża się koniec autolustracji L. Moczulskiego
Zastępca Rzecznika Interesu Publicznego Jerzy
Rodzik chce utrzymania wyroku o kłamstwie lustracyjnym byłego
lidera KPN Leszka Moczulskiego. On sam i jego adwokat chcą
oczyszczenia z zarzutu agenturalności. Nie wiadomo jeszcze, kiedy
Sąd Lustracyjny II instancji wyda wyrok.
We wtorek doszło do mów końcowych w procesie w autolustracji historycznego lidera Konfederacji Polski Niepodległej Leszka Moczulskiego, który wystąpił o stwierdzenie, że nie był agentem SB.
W 2005 r. Sąd Lustracyjny I instancji uznał b. lidera KPN za kłamcę lustracyjnego, przyjmując, że od 1969 do 1977 r. "metodycznie współpracował" on z SB. Jako tajny współpracownik "Lech" informował SB m.in. o kolegach z tygodnika "Stolica", a za przekazywane informacje był wynagradzany. Sąd orzekł też, że Moczulski "zdecydowanie przeszedł do opozycji" w 1977 r.
Sąd odrzucił tezę lustrowanego, że jego akta SB sfałszowała w 1984 r., by go skompromitować. Moczulski - który odwołał się do II instancji - twierdzi, że spotkania z esbekami były faktycznie przesłuchaniami, podczas których odmawiał odpowiedzi na pytania.
Sad II instancji może utrzymać wyrok (wtedy Moczulski jeszcze mógłby złożyć kasację do Sądu Najwyższego), albo zwrócić sprawę do I instancji; może też stwierdzić, że Moczulski nie był agentem.
Moczulski był pierwszą osobą pomówioną o związki ze służbami specjalnymi PRL, która w 1999 r. wystąpiła o przewidywaną przez ustawę lustracyjną tzw. autolustrację. Moczulski chciał się oczyścić z podejrzeń związanych z tzw. listą Macierewicza. W 1992 r. ówczesny szef MSW Antoni Macierewicz umieścił go bowiem na liście domniemanych agentów UB i SB.