Zbiorowa mogiła na dnie Bałtyku
Wystawę jedynych na świecie podwodnych zdjęć wraku niemieckiego statku "Steuben" oglądać można w Akwarium Gdyńskim. Sześćdziesiąt lat temu został on zatopiony przez radziecką łódź podwodną nieopodal Ustki. Zginęło 4, 5 tysiąca ludzi.
04.02.2005 | aktual.: 04.02.2005 08:27
- To jeden z najbardziej niesamowitych widoków jakie w życiu oglądałem - mówi Marcin Jamkowski. - Wokół wraku porozrzucane są wszędzie ludzkie szczątki - kości, czaszki, mundury, buty. Jest ich tak dużo, że kiedy łowiliśmy ryby wyciągnęliśmy na haczyku ludzką kość.
Marcin Jamkowski był szefem pierwszej - w ponad stuletniej historii ,National Geographic" organizacji zajmującej się badaniami geograficznymi i wydawcy znanego miesięcznika - ekspedycji do Polski. Wystawę zdjęć z tej wyprawy można od wtorku oglądać w Akwarium Gdyńskim.
"Steuben" był jednym z najbardziej luksusowych statków lat trzydziestych ubiegłego wieku. Nazywano go ,pięknym, białym "Steubenem". Pływał pomiędzy Europą a Stanami Zjednoczonymi i po Morzu Śródziemnym.
W czasie drugiej wojny światowej Niemcy zamienili go w transportowiec do przewozu rannych żołnierzy i uciekinierów z Prus Wschodnich. 9 lutego 1945 roku wypłynął z ówczesnej Pilawy (dzisiaj rosyjski Bałtijsk) w kierunku Świnoujścia.
Dzień później, na wysokości Ustki, został storpedowany przez radziecką łódź podwodną - tę samą, która kilka dni wcześniej zatopiła inny słynny statek "Wilhelm Gustloff". W "Steubena" trafiły dwie torpedy. Statek zatonął w ciągu dwudziestu minut. Z katastrofy udało się uratować niespełna siedemset osób. 4, 5 tysiąca ludzi pochłonęło morze. To trzy razy więcej niż zginęło w katastrofie słynnego ,Titanica".
Na sześćdziesiąt lat nad tragedią zaległa cisza. Przez ten czas, poza rodzinami ofiar, niewielu wspominało wydarzenie. Sprawa była delikatna, bo dotyczyła Niemców. Wszystko zmieniło się jednak w ubiegłym roku. W maju jeden z okrętów hydrograficznych polskiej Marynarki Wojennej odkrył leżący na dnie wrak "Steubena".
Trzy miesiące później w jego kierunku wyruszyła ekspedycja "National Geographic". W wyprawie udział wzięło siedemnaście osób - płetwonurków, techników i archeologów z Polski, USA, Niemiec i Czech. W badaniach pomagał także bezzałogowy pojazd podwodny. Szefem ekspedycji został Marcin Jamkowski, znany podróżnik, na co dzień zastępca redaktora naczelnego polskiej edycji "National Geographic".
Zdjęcia statku robił Christoph Gerigk, światowej sławy fotograf, dwukrotny laureat prestiżowej nagrody World Press Photo. Badanie wraku zajęło dwa tygodnie. W jego trakcie okazało się, że ,Steuben" leży na głębokości 72 metrów, przewrócony na lewą burtę. W prawej widnieje kilkumetrowej średnicy dziura po torpedach. - Cały wrak pokryty jest grubą warstwą sieci - mówi Jamkowski.
- To wygląda tak, jakby spowijał go jakiś śmiertelny całun. To właśnie sieci i słaba widoczność były największymi problemami, z którymi musieli zmierzyć się badacze. Nurkowie nie zdecydowali się na wejście do środka wraku.
Nie zabrali nawet z niego żadnych rzeczy. Tłumaczą, że nie chcieli zakłócać spokoju zmarłym. Jedyne co zrobili, to zdjęcia i film. - Warunki do pracy były naprawdę ciężkie - mówi Gerigk. - Chyba najcięższe jakie spotkałem w życiu.
Tym bardziej cieszę się, że coś z tego jednak wyszło. Wystawę zdjęć z ekspedycji można oglądać w Akwarium Gdyńskim (Gdynia, Aleja Zjednoczenia 1) do końca marca, codziennie oprócz poniedziałków w godz. od 10 do 16. 30. Niestety trzeba za to zapłacić tak jak za wejście do Akwarium - bilet normalny kosztuje 10 zł, ulgowy - 6 zł. O wyprawie powstać ma film.
Raport z ekspedycji zamieszczony został też w lutowym numerze magazynu ,National Geographic". - Jesteśmy bardzo dumni z naszej wyprawy - mówi Dariusz Raczko, redaktor naczelny polskiej edycji czasopisma. - To pierwszy polski materiał, który będą mogli przeczytać czytelnicy 22 edycji językowych "National Geographic".
Tomasz Falba