Zbigniew Stonoga: żyjemy w antyludzkim kraju
- Formalności w tym antyludzkim, antypolskim państwie stało się zadość - powiedział dziennikarzom Zbigniew Stonoga po wyjściu z siedziby Prokuratury Okręgowej w Warszawie. We wtorek wieczorem biznesmen został zatrzymany w sprawie publicznego rozpowszechniania akt z postępowania przygotowawczego ws. afery taśmowej. Stonoga usłyszał zarzut ujawnienia tajemnicy śledztwa.
Zbigniew Stonoga nie krył oburzenia wieczorną akcją policji, która na zlecenie prokuratury przeszukała jego mieszkanie. Sam Stonoga zaś został zatrzymany. Kilka minut po północy opuścił budynek prokuratury. - Formalności w tym antyludzkim, antypolskim państwie stało się zadość - powiedział dziennikarzom.
- Żyjemy w antyludzkim kraju. W kraju, w którym nie skupiamy się na tym, że jakiś chamek, doktor Kulczyk, trzy razy klaszcze w ręce i przybiega - jak pies pekińczyk - minister spraw zagranicznych doradzać mu w tym, jak ma otworzyć biznes na Ukrainie, biznes energetyczny. Nie zastanawiamy się nad tym, że Leszek Miller i Aleksander Kwaśniewski ustawiają treść przyszłych zeznań w postępowaniu karnym w przedmiocie nielegalnych więzień CIA. Tylko zastanawiamy się nad tym, że Zbigniew Stonoga, przestępca skądinąd, ujawnił tajemnicę śledztwa. I to jest dramat - przyznał biznesmen.
Jak podkreślił, "w normalnym trybie podejrzewanego należałoby do momentu postawienia mu zarzutów wezwać w charakterze podejrzanego, postawić zarzut, być może stosować też środki, które zastosowano, i tyle".
- Pewnie by mnie tu przetrzymali, ale lekarz pogotowia ratunkowego, który został wezwany, ponieważ choruję na raka prawego nadnercza, kory nadnercza, wyraził zgodę na czynności z moim udziałem maksymalnie w ciągu 2-3 godzin - wyjaśnił Stonoga.
Stonoga nie przyznał się do postawionego mu zarzutu. Poinformował, że zastosowano wobec niego "środki zapobiegawcze" w postaci zakazu opuszczania kraju i dozoru policyjnego. Mimo to - jak powiedział - nie żałuje upubliczniania materiałów ze śledztwa dotyczącego afery podsłuchowej.
- Ja w du...e mam polski wymiar sprawiedliwości, bo ja nie mam żadnego prywatnego interesu, żeby publikować czy nie publikować, czy udostępniać akta jakiejś sprawy. Moim interesem jest społeczeństwo. To najsłabsze, które nie zarabia 6 tysięcy, mimo że niektórzy nasi rządowcy mówią, że trzeba być głupim, żeby za 6 tysięcy pracować - powiedział S. - Ja jestem reprezentantem tej części społeczeństwa, która się interesuje tym, co ja robię - dodał.
Zatrzymanie Zbigniewa Stonogi miało związek z opublikowaniem przez niego na Facebooku zdjęcia akt ze śledztwa w sprawie tak zwanej afery podsłuchowej. Biznesmen twierdził, że już wcześniej pojawiły się one na serwerach w Chinach. Zapowiadał, że upubliczni wszystkie tomy akt śledztwa prowadzonego w związku z podsłuchami, zakładanymi w warszawskich restauracjach - 28 tomów czyli łącznie 72 tysiące stron.
Warszawska prokuratura potwierdziła autentyczność akt, których zdjęcia S. umieszczał w sieci. Poinformowała też, że śledztwo wszczęte w związku z publikacjami dotyczy udostępniania, a nie wycieku akt.
Legalny dostęp do akt sprawy dotyczącej nielegalnych nagrań polityków i biznesmenów w warszawskich restauracjach miało wiele osób będących stronami w postępowaniu. To też podejrzani, pokrzywdzeni i ich pełnomocnicy. Lista tych osób trafiła do prokuratury.