Zbigniew Religa dla WP: nie jestem pępkiem świata
Chciałbym się otoczyć ludźmi, którzy myślą podobnie jak ja, podobnie patrzą na świat i którzy mają tę samą filozofię, którą ja wyniosłem z domu – są ważniejsze rzeczy niż ja sam. Nie jestem pępkiem świata. Inni ludzie są równie ważni – mówi w wywiadzie dla Wirtualnej Polski Zbigniew Religa, kandydat na prezydenta Polski.
Dlaczego startuje pan w wyborach prezydenckich?
Zbigniew Religa: Składa się na to kilka przyczyn. Pierwsza przyczyna jest taka, że chciałbym, aby sposób podejścia do polityki, sposób uprawiania polityki uległ zasadniczej zmianie. To znaczy, żeby to była rzeczywiście praca dla innych ludzi, żeby to było rozwiązywanie problemów społecznych, żeby to była realizacja wizji Polski za 15, 20 lat. Ja mam tę wizję. Mam poczucie, że z polityki można zrobić piękny zawód, szlachetny, piękny zawód. Mam takie głębokie przekonanie, że jest to możliwe.
Piękny zawód... to musiałby pan otoczyć się pięknymi wewnętrznie ludźmi, którzy pójdą za pana ideą.
- Chciałbym się otoczyć wszystkimi ludźmi, którzy myślą podobnie jak ja, podobnie patrzą na świat i którzy mają tę samą filozofię, którą ja wyniosłem z domu – są ważniejsze rzeczy niż ja sam. Nie jestem pępkiem świata. Inni ludzie są równie ważni. Traktuję tych ludzi poważnie i staram się zrobić, co potrafię w sposób najlepszy. Takich ludzi chciałbym koło siebie.
Jakie partie, poza Partią Centrum, poprą pana w tych wyborach prezydenckich?
- Ja nie zabiegam, ja nie rozmawiam z partiami politycznymi. Partie polityczne ukształtowane, walczące o wejście do parlamentu, nie poprą mnie dlatego, że muszą mieć swoich kandydatów, bo jest taka wiara każdej partii politycznej, że musi wystawić swojego kandydata, bo wzajemnie sobie pomagają – ten kandydat na prezydenta, robiąc kampanię, automatycznie robi kampanię partii. W związku z tym, ja nie zabiegam o poparcie żadnej partii politycznej. Nie zależy mi na tym, żeby jakaś partia polityczna mnie popierała.
A czy jakaś partia zabiega o to, żeby profesora poprzeć w tych wyborach?
- Takie partie były, były gotowe mnie popierać, ale na zasadzie, której ja nie mogłem zaakceptować. To znaczy – coś za coś. To nie było udzielenie mi poparcia, ponieważ uznali, że „Religa is the best”, tylko te partie stwierdziły, że „Religa jest ok. w tych wyborach to może być istotny kandydat, ale w związku z tym, my chcemy, żeby on coś robił dla partii”. No i tu było moje „nie”. Dlatego, że było moje „nie”, te partie rezygnowały po kolei z popierania mnie.
Przedstawia się pan jako kandydat niezależny, ponadpartyjny, mówi o nowym stylu prezydentury. Wielu kandydatów w wyborach prezydenckich mówi, że są poza-, ponadpartyjni, niezwiązani ze swoimi partiami. To jakaś nowomoda.
- Ludzie mówią różne rzeczy. Każdy ma prawo do własnego oglądu świata i spraw, które się w tym świecie toczą. Moje zdanie było i jest następujące: nie chcę być reprezentantem grupy interesów poszczególnych ludzi. Interesy partyjne często nie są równoznaczne z interesem państwa. Odpowiedziałem dlaczego chcę być w polityce. Będąc reprezentantem partii, jednocześnie reprezentowałbym interesy wielu poszczególnych ludzi. Nie chcę tego robić. Bez względu na ostateczny wynik wyborów, robię to z głębokim przekonaniem. Nie dam się nikomu podporządkować.
Media zwracają uwagę, że otacza się pan ludźmi z byłego AWS-u, BBWR (Bezpartyjnego Bloku Wspierania Reform) Lecha Wałęsy.
- A co w tym złego? Byli ludzie AWS-u to jest Tusk, Kaczyński, Rokita, to są wszyscy ludzie, którzy w tej chwili reprezentują Platformę, albo PiS. Jakoś nikt im tego AWS-u nie wypomina, mimo że to byli ludzie, którzy zajmowali w AWS-ie czołowe stanowiska.
Może dlatego, że pan profesor mówi o sobie, jako o ponadpartyjnym, a fakt, że otaczają pana ludzie z AWS i BBWR, wskazuje pewny kierunek działania w polityce.
- Ludzi się nie bierze z ulicy. Ci ludzie gdzieś tam, kiedyś byli, mają doświadczenia dobre i złe w polityce. Ci ludzie różnie oceniają organizacje i partie, w których byli i to, co w nich robili. Ci najbliżsi ludzie, którzy są wokół mnie akceptują moją filozofię widzenia polityki. To, że byli w AWS-ie, to ... to co z tego, że byli w AWS-ie?
Czy chciałby pan zwiększyć uprawnienia prezydenta? Jeśli tak, to dlaczego i jak bardzo?
- Ustrój państwa został stworzony przez konstytucję osiem lat temu. Dla funkcjonowania ustroju państwa jest to bardzo krótki czas. Nie zmieniałbym ustroju, to znaczy że nie zmieniałbym również uprawnień prezydenta, bo nie widzę takiej potrzeby. W mojej ocenie, uprawnienia prezydenta, zapisane w tej Konstytucji, są wystarczająco duże żeby mieć wpływ na życie publiczne w kraju. Bałbym się koncentracji władzy w rękach jednego człowieka. Uważam, ze układ wzajemnej zależności prezydent – rząd – parlament jest bezpiecznym układem. Dlatego nie widzę konieczności zwiększania uprawnień prezydenckich.
Jakie kwestie byłyby za pańskiej kandydatury najważniejsze? Jakie decyzje podjąłby pan w pierwszej kolejności?
- Najważniejszą rzeczą jest doprowadzenie do tego, jaka ma być Polska za 15, 20 lat – nowoczesnym krajem, krajem ludzi powszechnie wykształconych, krajem, w którym się tworzy nowoczesne technologie, a więc sprzedaje się wiedzę na zewnątrz. Za 15 lat Polska powinna być eksporterem wiedzy poza Polskę. Na tym powinna tworzyć swoje bogactwo i bogactwo swoich ludzi. W związku z tym są trzy priorytety, które mogą do tego doprowadzić: postawić na rozwój gospodarczy, powszechna edukacja i postawienie na naukę, i trzecia nieodłączna rzecz – naprawa systemu opieki zdrowotnej. Trzy priorytety, na których powinno się skupić państwo polskie. Uważam, że to są trzy najważniejsze rzeczy dla Polski. Poświęcę siły i środki na realizację tych celów przez okres kilkunastu lat.
Czyli byłby pan prezydentem myślącym perspektywicznie?
- Chciałbym, by Polska za 15 lat była krajem szanowanym, podziwianym. Tak się stanie, jeśli postawimy na powszechną edukacje, wiedzę. Polacy są zdolnymi ludźmi, jak dostaną odpowiednią wiedzę i warunki do odpowiedniego użytkowania tej wiedzy, będziemy krajem eksportującym wiedzę na cały świat.
Profesor zaapelował do swoich rywali w wyborach prezydenckich o prowadzenie czystej i przyzwoitej kampanii. Czy naprawdę uważa pan, że jest możliwa taka kampania w naszym kraju, bez obrzucania się błotem i wyciągania teczek?
- Jeśli chodzi o samych kandydatów, nie ulega dla mnie żadnej wątpliwości, że ci kandydaci są w stanie zachować zasady dżentelmeńskiej gry. Gorzej jest z ich sztabami. Na ile poddadzą się sugestiom swoich sztabów? Nie wiem. Wydaje mi się, że jest taka możliwość, by to była kampania dotycząca różnic programowych, uwypuklania tych różnic programowych, swojej wizji Polski. Ja bym chciał, żeby ta kampania taka była i uważam, że jest możliwa pod warunkiem, że kandydaci przestaną się słuchać swoich doradców.
...i nie będą wyciągać teczek. Pan jest przeciwnikiem powszechnej lustracji?
- Powszechnej, poza prawem jestem zdecydowanym przeciwnikiem. Uważam, że to jest skandaliczne i bezsensowne. Natomiast jestem za lustracja wszystkich ludzi, którzy chcą brać udział w życiu publicznym. Wszystko wskazuje na to, że jeśli tego nie zrobimy, jeżeli nie ma do końca rozliczenia się z przeszłością, to będziemy wracali do tego bez przerwy. To jest bezsens. Przeszłość minęła, przeszłość powinna zostać dla historyków. My powinniśmy zajmować się sprawami dzisiejszego dnia i jutrzejszego. Wszystko wskazuje na to, że to istotne, ostateczne rozliczenie się z przeszłością musi nastąpić.
Czy profesor ma pomysł na skuteczną reformę państwowej służby zdrowia?
- Mam. Przedstawiłem ją półtora roku temu. Precyzyjnie określone zmiany są przedstawione. To jest gotowe. Jest to wynik pracy mojej i grupy ekspertów, która ze mną pracowała blisko dwa lata. My to przygotowaliśmy, trzeba to tylko wdrożyć.
Po aferze w łódzkim pogotowiu aż strach korzystać z pogotowia i wyobrazić sobie do czego jeszcze może dojść.
- Przewiduję krach, całkowite załamanie się systemu opieki zdrowotnej już na jesieni.
Jak pana zdaniem zmniejszyć emigrację młodych polskich lekarzy do krajów Unii Europejskiej?
- Jest oczywiście bardzo prosty ruch. To nie jest skomplikowana sprawa. Wreszcie przyszedł taki czas, kiedy trzeba sobie jasno i wyraźnie powiedzieć, że pracownicy opieki zdrowotnej, zarówno lekarze, jak pielęgniarki, muszą zarabiać w sposób, który rzeczywiście będzie rekompensatą za ich wiedzę, talent i ciężką pracę, za konieczność stałego doszkalania się. Jeżeli warunek godziwej zapłaty nie będzie spełniony, ci ludzie będą odpływali z Polski. Nikt ich żadnymi hasłami nie zatrzyma. To jest absolutnie jedyna droga. Tu jest też drugi element, nie należy tak bardzo płakać z tego powodu, że wyjeżdżają, dlatego, że my jeszcze długo będziemy się od kolegów na Zachodzie uczyli. To, że oni (polscy lekarze) zetkną się z innymi warunkami pracy, z nowoczesnymi technologiami pracy, które są na razie w Polsce niedostępne.
Ci lekarze mogą nie wrócić do kraju.
- Dobrze. Od tych, co będą kierowali polityką w Polsce w najbliższych latach, będzie zależało, czy się stworzy takie warunki, że oni (lekarze) będą mieli sens wracać do Polski. Bez należytych zarobków dla tych ludzi, nic ich nie zatrzyma.
Pana zdaniem, istnienie Narodowego Funduszu Zdrowia nie ma sensu. Dlaczego?
- Narodowy Fundusz Zdrowia jest do likwidacji. Istotne jest oparcie się o rynek ubezpieczeń zdrowotnych. Zastąpienie Narodowego Funduszu Zdrowia, jednej organizacji rządowej, urzędniczej, decydującej o naszym zdrowiu, kilkoma publicznymi ubezpieczeniami zdrowotnymi, dopuszczenie na rynek ubezpieczeń zdrowotnych również ubezpieczeń prywatnych, wprowadzenie dodatkowych, dobrowolnych ubezpieczeń zdrowotnych.
Pana doradcą do spraw wizerunku medialnego jest Eryk Mistewicz. Jakie były jego rady dla pana?
- Doradcy są, natomiast chcę powiedzieć, że mają ze mną ogromny problem, ponieważ mnie się nie da zmienić. Poza tym, psychicznie bym nie zaakceptował jakiejkolwiek zmiany w moim wyglądzie, czy zachowaniu. Ja się słucham ich tylko w sprawie, kiedy, jaka konferencja prasowa, podpowiedzi co do sposobu prezentowania myśli. Natomiast cała reszta została przeze mnie odrzucona i nie zaakceptowana.
Kto, według pana, wygra te wybory?
- Ja.
Pan? A kto przejdzie do drugiej tury?
- Nie wiem. Jestem chirurgiem w związku z tym nie wróżę z kart, z fusów, opieram się na realnych danych, a na realnym obrazie i na tym, co ja robię. Ocena moja, czy wygram te wybory, czy nie, jest związana z moją pracą nad tym. A ponieważ, ja potrafię bardzo dużo pracować, więc zrobię wszystko, by te wybory wygrać.
Pan jako chirurg – prezydent przeprowadzi operację na żywym organizmie Polski?
- Jak powiedziałem, będę się starał uzdrowić sposób uprawiania polityki w Polsce i realizować moja wizję Polski, jaką chciałbym widzieć za 15, 20 lat.
Kogo uważa pan za swojego kontrkandydata w wyborach prezydenckich?
- Wszystkich. Kontrkandydaci są wszyscy i większość z nich to bardzo poważni kontrkandydaci.
Ze Zbigniewem Religą, kandydatem na prezydenta, rozmawiała Sylwia Miszczak, Wirtualna Polska.