"Olbrzymi przeskok". Wojsko szykuje się na kolejny kryzys
Ministerstwo Obrony Narodowej wyciąga wnioski po powodzi. Szef resortu, Władysław Kosiniak-Kamysz, mówi o rozpoczęciu analizy dotyczącej zakupu ciężkich śmigłowców transportowych. Tak potężnego sprzętu nasza armia jeszcze nie miała. Jeśli dojdzie do zakupu, będzie to olbrzymi przeskok w sposobie użycia lotnictwa śmigłowcowego.
Podczas powodzi w roku 1997 i 2010 wojsko było w stanie - bez większego uszczerbku na stanach jednostek - rzucić do akcji 40 śmigłowców. Z czego jedną czwartą stanowiły ciężkie śmigłowce Mi-8. W czasie ostatniej powodzi udało się zebrać ledwie niespełna 20 sztuk. Ciężki śmigłowiec wystawiła jedynie Powietrzna Jednostka Operacji Specjalnych.
Brak śmigłowców był widoczny szczególnie tam, gdzie doszło do przerwania wałów przeciwpowodziowych, kiedy średnie i lekkie maszyny musiały robić kilkanaście kursów dziennie, przenosząc zaledwie ułamek ładunku, jaki mógłby przenieść ciężki śmigłowiec na podkadłubowych podwieszeniach.
Pod średni śmigłowiec wielozadaniowy S-70i należący do JW GROM można podwiesić ładunek o masie do 4082 kg. Według producenta W-3 Sokół może przenieść na podwieszeniach 2100 kg. Z kolei pod kadłubem ciężkiego Mi-8/17 znajduje się hak do transportu ładunku o wadze do 3000 kg. Bardzo ciężkie śmigłowce mogą przenieść pod kadłubem znacznie większe ładunki.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Jaki wybór dla Polski?
- Potrzebujemy większych śmigłowców, które mogłyby stanowić wsparcie w przerzucaniu big bagów, transportowaniu żołnierzy w niedostępne miejsca lub ewakuacji ludności - mówił Władysław Kosiniak-Kamysz w rozmowie z Portalem Obronnym. Oświadczył przy tym, że w ministerstwie myślą o amerykańskich Boeingach CH-47 Chinook. Jest to w zasadzie jedyna opcja, jaką ma polska armia.
Poprzedni MON stawiał na AW101, produkowany przez koncern Leonardo. CH-47 Chinook przewijał się jedynie w rozmowach kuluarowych. Mając tak niewielki wybór, trzeba spojrzeć na potrzeby sił zbrojnych.
Te od lat powtarzają, że najlepszym uzupełnieniem dla średnich śmigłowców transportowych byłyby ciężkie śmigłowce o dużym udźwigu, które nie tylko przerzucą dużą grupę żołnierzy, ale także będą w stanie przenieść duży ładunek wewnątrz, np. pojazdy wojsk aeromobilnych, a także na zewnętrznych podwieszeniach, jak ciężkie pojazdy czy betonowe bloki, które uszczelnią np. pęknięte wały.
W tym przypadku wybór jest ograniczony w zasadzie do właśnie do jednego typu. Chinook w najnowszej wersji ma ładowność do 12,3 ton (AW101 3 tony wewnątrz kadłuba, a jeśli ładunek podwiesi się pod kadłubem to 5,5 ton).
Jeszcze większą ładowność i udźwig ma SikorskyCH-53K King Stallion, który może przenieść niemal 16 ton ładunku. Jednak producent ani ich nie zaproponował, ani też Polski na nie nie stać. Jednostkowa cena oscyluje wokół 100 mln dolarów.
Amerykańska propozycja
Boeing już od ponad roku wspomina o możliwości zakupu Chinooków przez Polskę. Podczas Międzynarodowego Salonu Przemysłu Obronnego 2024 firma oficjalnie poinformowała, że oferuje nam ciężki śmigłowiec transportowy CH-47F.
- Już od ponad pięciu dekad Chinook jest kluczowym elementem europejskich misji wojskowych i humanitarnych. Jego wybór usprawniłby współdziałanie Sił Zbrojnych RP z sojusznikami oraz wsparłby realizację zadań na potrzeby obronne kraju - powiedział wówczas Tim Flood, dyrektor ds. międzynarodowego rozwoju biznesu w Europie.
MON rozmawia z amerykańskim producentem nie tylko w sprawie zakupu śmigłowców, ale także ciężkich samolotów przewagi powietrznej F-15EXEagle, które miałyby zastąpić wycofywane MiG-29. Poinformował o tym podczas otwarcia Centrum Inżynieryjnego Boeinga w Polsce, wiceszef resortu obrony, Paweł Bejda, nadzorujący modernizację techniczną Sił Zbrojnych.
Wydaje się, że resort obrony postępuje w tym przypadku podobnie jak poprzednicy podczas zakupu F-35 Lightning II, kiedy kupowano samolot z półki, nie mają alternatywy na rynku. Wówczas rząd PiS nie zadbał o korzyści dla polskiego przemysłu obronnego, w przeciwieństwie do Niemców i Czechów, którzy mimo że kupowali w podobnym trybie, uczestniczą w cyklu produkcyjnym maszyn i uzyskali liczne bonusy.
Teraz można mieć jedynie nadzieję, że przy niezwykle ograniczonym wyborze, przedstawiciele MON i Agencji Uzbrojenia pomyślą o tym, aby zadbać o rozwój polskiego przemysłu i zabezpieczą zapas części zamiennych oraz serwis. To niezbędne, żeby Bazy Logistyczne nie musiały zamawiać ich tuż przed tym, jak się kończą resursy, jak to ma miejsce od lat w przypadku innych statków powietrznych sił zbrojnych.
Sławek Zagórski dla Wirtualnej Polski