Zastrzelił trzech policjantów, grozi mu dożywocie
Były strażnik więzienny z Sieradza, który w marcu śmiertelnie postrzelił trzech policjantów i ciężko ranił aresztanta, stanie przed sieradzkim sądem okręgowym. Strażnikowi, który - według biegłych - jest zdrowy psychicznie, grozi kara dożywotniego więzienia.
05.12.2007 | aktual.: 05.12.2007 16:26
Sieradzka prokuratura przedstawiła 28-letniemu Damianowi C. zarzuty zabójstwa trzech policjantów i usiłowania zabójstwa aresztanta - ze szczególnym okrucieństwem i z motywów zasługujących na szczególne potępienie. Były strażnik jest także oskarżony o usiłowanie zabójstwa policyjnych antyterrorystów i negocjatorów, ponieważ w trakcie działań policjantów w sieradzkim więzieniu oddał w ich kierunku strzały.
Akt oskarżenia w tej sprawie Prokuratura Okręgowa w Sieradzu skierowała do miejscowego sądu - poinformowała naczelnik wydziału śledczego prokuratury Krystyna Patora.
Do tragicznej w skutkach strzelaniny doszło pod koniec marca. Trzech policjantów z sekcji do walki z przestępczością samochodową łódzkiej komendy wojewódzkiej przyjechało do Zakładu Karnego w Sieradzu po aresztanta. Kiedy nieoznakowany radiowóz wyjeżdżał z więzienia, strażnik, 28-letni Damian C., ostrzelał pojazd z broni automatycznej.
Postrzeleni zostali trzej policjanci oraz mężczyzna, po którego przyjechali do więzienia. W wyniku odniesionych ran na miejscu zginęli dwaj funkcjonariusze: 31-letni sierżant Bartłomiej Kulesza i 32-letni młodszy aspirant Andrzej Werstak. Ciężko ranny 40-letni sierżant sztabowy Wiktor Będkowski w stanie krytycznym trafił do szpitala, gdzie mimo natychmiastowej operacji zmarł. Do szpitala trafił też ciężko ranny aresztant.
Strażnik zabarykadował się w wieżyczce więzienia. Na miejsce przyjechali antyterroryści i negocjatorzy. Rozmowy ze strażnikiem nie przyniosły jednak efektu. Doszło do strzelaniny pomiędzy policjantami i strażnikiem, który został zraniony w rękę i w końcu poddał się.
Śledztwo prowadzone przez sieradzką prokuraturę miało ustalić m.in. stan psychiczny podejrzanego i motywy, jakie nim kierowały. Po kilkutygodniowej obserwacji psychiatrycznej biegli orzekli, że podejrzany jest zdrowy psychicznie, nie ma upośledzenia umysłowego, ani uszkodzenia centralnego układu nerwowego, ale pojawiły się "zaburzenia adaptacyjne związane z problemami rodzinnymi".
Ustaliliśmy, że problemy rodzinne były motorem działań podejrzanego, który w ten sposób wyładował narastający stres - powiedziała Patora. Podkreśliła, że żadna z pokrzywdzonych osób nie przyczyniła się do zachowania strażnika. Były to osoby zupełnie przypadkowe, znalazły się w niewłaściwym czasie w niewłaściwym miejscu - dodała.
Media donosiły, że po jednej z wielu kłótni, żona strażnika złożyła na początku marca doniesienie na policję w sprawie psychicznego i fizycznego znęcania się nad rodziną. Później doniosła na policję, że mąż uszkodził jej samochód.
Według śledczych, mężczyzna formalnie przyznał się do winy, ale w jego wyjaśnieniach, to przyznanie nie jest już takie oczywiste. Według prokuratury, rzekome "głosy", które strażnik miał słyszeć tuż przed rozpoczęciem strzelania, to "pewna linia jego obrony i uruchomienie pewnych mechanizmów obronnych w tym postępowaniu".
Nie potwierdziły się też spekulacje, że strażnik strzelał do policjantów i aresztanta na zlecenie gangu złodziei naczep samochodowych. Zastrzeleni policjanci rozpracowywali tę grupę przestępczą. Ta wersja została wykluczona na podstawie zgromadzonego materiału dowodowego - wyjaśniła prokurator.
Po strzelaninie w sieradzkim więzieniu Komendant Wojewódzki Policji w Łodzi powołał specjalny zespół, który miał wyjaśnić wszystkie działania policji, związane z tragicznymi zdarzeniami.
Zespół badał sprawę pod kątem m.in. liczby wysłanych tam sił policyjnych, sposobu przeprowadzenia akcji, w której wzięło udział ponad 220 policjantów. Raport nie został upubliczniony. Według nieoficjalnych informacji PAP ze źródeł w policji, zespół przygotowujący raport nie dopatrzył się nieprawidłowości w akcji funkcjonariuszy.