ŚwiatZastraszani, torturowani, porywani. Dziennikarze w Meksyku - zawód najwyższego ryzyka

Zastraszani, torturowani, porywani. Dziennikarze w Meksyku - zawód najwyższego ryzyka

- Jesteśmy narażeni na wszelkiego rodzaju niebezpieczeństwa: ekonomiczne, agresję, przemoc. Taka sytuacja jest zatrważająca i alarmująca. Mówi się, że co 26 godzin w naszym kraju jest atakowany dziennikarz - opowiada w rozmowie z Wirtualną Polską meksykańska dziennikarka Columba Vertiz de la Fuente z tygodnika "Proceso".

Zastraszani, torturowani, porywani. Dziennikarze w Meksyku - zawód najwyższego ryzyka
Źródło zdjęć: © AFP | Pedro PARDO

08.06.2015 | aktual.: 08.06.2015 10:03

W ciągu ostatnich 30 lat według różnych źródeł w Meksyku zgięło ok. 300 dziennikarzy, a co najmniej kilkudziesięciu zaginęło w niewyjaśnionych okolicznościach. Około 30 przebywa na przymusowej emigracji. Ci piszący o świecie polityki i narkotyków starają się być bardzo ostrożni, wielu ma ochroniarzy i tylko z nimi wychodzi z domu.

Sylwia Mróz: Czy praca dziennikarza w Meksyku zawsze była zawodem wysokiego ryzyka?

Columba Vertiz de la Fuente, tygodnik "Proceso": - Wszystko się zmieniło w 2006 roku, gdy prezydent Felipe Calderon ogłosił otwartą wojnę z grupami przestępczości zorganizowanej, przede wszystkim związanymi z narkotykami i zaangażował do niej wojsko. Wówczas pierwszymi ofiarami byli zwykli mieszkańcy oraz dziennikarze. Od czasu objęcia władzy przez Enrique Pena Nieto sytuacja się pogorszyła. Do dziś zginęło 104 dziennikarzy, a 25 jest zaginionych (od 2012 roku - przypis red.). Taka sytuacja jest zatrważająca i alarmująca. Mówi się, że co 26 godzin w naszym kraju jest atakowany dziennikarz.

W przypadku śmierci czy zaginięć dziennikarzy nie wiemy zbyt wiele, bo nie są prowadzone wiarygodne śledztwa w tych sprawach. Część osób traci pracę bez podania powodu, jak podejrzewamy ze względu na publikowane przez nich materiały. Nie wszystkie dotyczą narkotyków, bo często ma to związek z polityką i nadużyciami władzy. Dziennikarz jest narażony nie tylko na agresję grup przestępczych, ale również rządzących.

Skoro jest to tak niebezpieczny zawód, a osoby wykonujące go narażone są na tortury, gwałty, śmierć, porwania, to czy warto to robić?

- W zeszłym tygodniu jedną z dziennikarek w stanie Veracruz zgwałcono. Jesteśmy narażeni na wszelkiego rodzaju niebezpieczeństwa: ekonomiczne, agresję, przemoc. Wydaje mi się, że to bardzo ważne, byśmy my, sami dziennikarze, rozpoczęli wraz z intelektualistami i kadrą akademicką badać to, co się dzieje, i zastanawiać w jaki sposób możemy wpłynąć na poprawę sytuacji. Czas skierować do rządu propozycje i żądania, szczególnie że dobrze wiemy, że robi niewiele w przypadku problemów, z jakimi borykają się dziennikarze, media czy sprawą wolności prasy.

Polityka dotycząca narkotyków bardzo się zmieniła po 2006 roku. Od czasów Foxa zaczęto faworyzować jednych przestępców na rzecz innych, czego przykładem jest Joaquin "El Chapo" Guzman, który w bardzo podejrzany sposób uciekł z więzienia w 2001 roku. Dochodzi również do coraz częstszych napięć pomiędzy kartelami, bo za czasów poprzednich rządów mówiło się, że grupa trzymająca władzę albo partia rządząca z prezydentem na czele prowadzili dialog ze wszystkimi przestępcami, bez okazywania preferencji. Mówi się więc, że zmiana tej strategii była jednym z czynników eskalacji przemocy w Meksyku.

Obserwujemy również, że praca dziennikarzy jest niedoceniana, choć o mediach mówiło się jako o czwartej władzy. Mówię w czasie przeszłym, bo wydaje mi się, że obecnie media są na 100. pozycji.

Dlaczego tak się stało?

- Od czasów prezydenta Carlos Salinas de Gortari (rządził w latach 1988-1994; doprowadził do najpoważniejszego kryzysu ekonomicznego w Meksyku, tzw. kryzysu tequila - przyp. red.) zaczęto umniejszać rolę prasy. Nie mam na to dowodów, ani nie zostało to potwierdzone, ale wraz z innymi dziennikarzami jesteśmy zgodni co do tego, że dziennikarzom płacono bardzo mało, by móc ich kupić. Doprowadzono do sytuacji, w której ta grupa zawodowa przymierała głodem i musiała publikować to, co przedstawia władzę w dobrym świetle. Dziennikarze dostawali dodatkowe pieniądze lub inne profity za takie sprzyjające artykuły i najczęściej nie mieli innego wyjścia, jak tylko przyjąć ofertę. Szczególnie, gdy mieli na utrzymaniu rodzinę. Był to cios nie tylko dla samych mediów, ile dla całego społeczeństwa, bo ich zadaniem jest informować.

Czy dziś sytuacja się poprawiła?

- W 2012 roku, gdy Enrique Pena Nieto przejął władzę rządy rozpoczął od nacisku na media, by publikowały znacznie mniej informacji na temat przemocy. Z tego powodu wydawało się, że w kraju zapanował spokój, zmniejszyła się liczba porwań, morderstw, przestępstw, związanych z narkotykami. Tak naprawdę była to tylko dezinformacja, bo ginęło tyle samo osób, co wcześniej, a przestępcy nadal pozostawali bezkarni.

W tym samym roku zginęło i zaginęło bez wieści najwięcej dziennikarzy. Zastraszanie i groźby zaczęli otrzymywać nie tylko pracownicy mediów, ale również niezależni blogerzy. Coraz częściej ofiarami padali nie sami publikujący, ale ich rodziny i partnerzy. Pomimo tych niebezpieczeństw, osoby o silnym charakterze jak Carmen Aristegui, Anabel Hernandez, Renato Ravelo nadal informują, bo wiedzą, że jest to ich obowiązkiem.

Pani również pisze o przestępczości, skorumpowanych politykach i ich powiązaniach ze światem narkotyków. Jakie poza etyką dziennikarską są Pani osobiste motywacje do wykonywania tego zawodu?

- Nie mam dzieci, ale chciałabym, by przyszłe pokolenia żyły w lepszym świecie, w bardziej sprawiedliwym Meksyku. Zawsze poruszając tematy niebezpieczne powołuję się na nazwiska informatorów, nigdy nie są oni anonimowi. Kosztuje mnie to wiele pracy, ale wszyscy są zmęczeni i wcześniej czy później znajdzie się ktoś, kto będzie chciał mówić. Inni politycy, zwykli mieszkańcy, przedsiębiorcy.

Dziennikarstwo w moim przypadku oraz moich licznych kolegów to pasja. Robię to 24 godziny na dobę i zawsze jestem w pracy. Chcę nie tylko informować, ale również pomóc innym w zrozumieniu tego, co się dzieje w Meksyku. Byśmy wspólnymi siłami wypracowali rozwiązanie tej sytuacji, a głęboko wierzę, że może nam się to udać. Nikt na tym świecie nie powinien obawiać się tego, że wykonując swoją pracę może stracić życie.

Columba Vertiz de la Fuente od 17 lat pisze dla tygodnika "Proceso", w od 22 lat jest dziennikarką. Prowadzi m.in. zajęcia z dziennikarstwa śledczego na wydziale dziennikarstwa Narodowego Uniwersytetu Autonomicznego Meksyku (UNAM). Obecnie pracuje nad dwoma publikacjami: na temat narkopolityki w Meksyku oraz dziennikarzy w Meksyku.

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (45)